Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [20]  PRZYJAC. [252]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
suchy
Pamiętnik internetowy
...my road to Valhalla

Piotr Suchenia
Urodzony: 1980-07-06
Miejsce zamieszkania: Gdynia / Longyearbyen / Reda
524 / 554


2010-10-05

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Berlin Marathon 2010 (czytano: 873 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.adidas.com/campaigns/mysports/index.asp?e=BM10M&n=Piotr%20Suchenia&r=27271&nt_s1=&ct_s1=

 


Berlin, Berlin i po Berlinie, kolejny maraton, z tego co się orientuję 15, w nogach. Jak było? Mokro, zimno, ale fajnie, mocno, satysfakcjonująco (prawie) i luźno oczywiście z atrakcjami, bo jakby nie inaczej, ale zacznijmy od początku.
Plan na samym początku był prosty, rozmienić 2:30, ale Ci którzy mnie znają, wiedzieli, że nie czułem się na tyle i obstawiałem wynik między 2:31 a 2:32, na tyle było mnie stać i tyle wychodziło z ostatnich treningów. Ja tak mam, że przy pewnych akcentach bieganych bardzo mocno, wiem na ile mnie stać zarówno w połówce, jak i w maratonie, jednakże 2:33:48 to nie 2:31. Co się stało...? Wiele zewnętrznych czynników miało na to wpływ. Wiadomo, najważniejsze przed maratonem to regeneracja, sen, odpoczynek i spokój... niestety pewne osobiste sprawy sprawiły, że tego zabrakło. Niespodziewanie wyskoczyła nieprzespana noc, kilka lekko pozarywanych, sporo km i czasu za kółkiem i brak spokoju w głowie, która była zaprzątnięta innymi, ważniejszymi sprawami, cóż, życie... Ostatni trening zrobiłem więc w środę, spokojne BNP 8km, gdzie zacząłem po 4"30 a kończyłem po 3"45/km i miałem mega luz. Planowałem jeszcze potruchtać w piątek, ale nie wyszło.
Do Berlina wyjechaliśmy w sobotę rano. Sylwuś, Piotrek z bratem Pawłem, Iwona i ja. Podróż przebiegała spokojnie, bezstresowo w sympatycznym nastroju. Żadnego stresu i spinania się, totalny luz. Kilka godzin po nas miał wystartować Krzysiek, z którym mieliśmy się spotkać na miejscu, w biurze zawodów. Dojechaliśmy na miejsce, odebraliśmy numery, pochodziliśmy po expo i czekaliśmy na Krzyśka, który stał w gigantycznym korku. Po 17 Krzychu dalej stał w korku, bez perspektywy szybkiego wyjścia a biuro było czynne do 18, więc poszedłem i pogadałem z obsługą, czy jest opcja odbioru numeru przeze mnie. Pan w biurze spisał mnie z "ID" i udało się odebrać pakiet za Krzyśka :) było przed 18, więc udaliśmy się do hotelu, oczywiście w korku, bo jakżeby inaczej. Krzychu czekał na nas przy hotelu, który był... zamknięty a na szybie wisiały jakieś kartki :) w języku niemieckim oczywiście. Na kartce był numer telefonu, więc Paweł zadzwonił i okazało się, że hotel został zamknięty przez policję... extra :) nie mieliśmy gdzie spać. Zadzwoniłem do Agnieszki, która spała w 4-ro gwiazdkowym hotelu i obiecała rozeznać się w temacie wolnych miejsc. Paweł zadzwonił do żony, do Polski, która na necie szukała hotelu w Berlinie. Znalazły się 2 i do jednego z nich udaliśmy się, było około 21, ech... zamiast spać i regenerować się przed startem. Pogoda w Berlinie była paskudna, deszcz, deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz, lipa na maxa. W niedzielę wstaliśmy około 6. Śniadanko, koksiki i do auta, zdobywać Berlin! Za Grunwald, za Westerplatte ;) Na dworze oczywiście padało, chociaż słowo padało, to delikatne określenie... Potruchtaliśmy około 2km i ubranie w peleryny przeciwdeszczowe, ja jeszcze w stare lycry i t-shirta, ustawiliśmy się w kolejce do boksu startowego "A". W boksie spotkaliśmy Przemka Giżyńskiego, który planował złamanie 2:30 i to mu się udało - gratulacje !!! Ja byłem umówiony z Jurkiem Skarżyńskim i Agą, że do 25km będę ją prowadził, planowaliśmy pobiec bardzo podobny wynik ~2:32. Chwila koncentracji i ruszyliśmy... na początku było tłoczno, pierwszy km 3"54, mijanka i wyprzedzanie, tak przez 2 km. Biegło się luźno i dobrze, ale było mi zimno. Cały czas lał deszcz, były kałuże, koleiny wypełnione wodą i wszyscy naokoło chlapali. Na około 3km dogoniłem Agę i zaczęliśmy z Krzyśkiem rozprowadzać jej bieg.
Pierwsza piątka - 18:17, kolejna - 18:18, czyli 10km zrobiliśmy w 36:27, całkiem planowo, szczególnie jak na te warunki. 10-15km - 18:10, czyli 15km zrobiliśmy w 54:37. Samopoczucie super, chociaż nogi z zimna miałem lekko pospinane i twarde. Ciekawe było to, że praktycznie nie piłem. Brałem po 1-2 łyki wody i trochę Vitargo z Agnieszki bidonu.
Na 20km zameldowaliśmy się po 1 godzinie i 12 minutach (5km - 18:20) a na połówce czas wynosił 1:16:57... czyli żeby poprawić PB, trzeba byłoby się spiąć. Na półmetku na środek ulicy wyskoczył Jurek i zaczął nas gorąco dopingować i robić zdjęcia. Ja lekko przyspieszyłem, ale prędkość 3"38-36 była w tym dniu optymalną.
Kolejną piątkę przebiegliśmy w 18:27, następną w 18:25, czyli 30km zrobiliśmy w 1:49:49, tempo lekko spadło, trzeba było więc przycisnąć. Z lewej strony biegła zawodniczka z Chorwacji z pacemakerem, więc zabrałem się z nią i lekko z Krzyśkiem podkręciliśmy tempo.
Krzysiek przyspieszył, więc w końcu zaczęło się lekko mocniejsze wybieganie :) 30-35km zrobiliśmy w 18:03 a następną piątkę w 18:06. Na 40km było więc 2:25:58, ale nie patrzyłem na zegarek, więc nie wiedziałem na ile lecę. Myślałem, że na mecie będę miał czas w okolicy 2:35... Przebiegając pod Bramą Branderburską wiedziałem, że jest jeszcze niedaleko, więc puściłem się ostrym finiszem, o dziwo nie było żadnych problemów. Żadnego skurczu, spadku mocy czy osłabienia, jedynie było zimno i mokro ;) Wbiegając na metę ścigałem się z zegarem, który zbliżał się do 2:34... ostatnie 2,195km zrobiłem w 7:50, czyli po 3"34/km. Czas netto, który uzyskałem to 2:33:48, brutto 2:34:02. Kilka sekund za mną wbiegł Krzysiek a minutę później Aga. Wszyscy oprócz mnie z nowymi PB. ech... Jakoś dotelepałem się po medal, zaczęła strasznie boleć mnie lewa pachwina a obsługa kilka razy chciała wysłać mnie do medyka, lecz się nie dałem :) Tak mnie bolało, że postanowiliśmy z Krzyśkiem wziąć rikszę i dojechać nią do samochodu :) Pani się nami zaopiekowała, przykryła kocykiem i tak dotarliśmy na parking. Najśmieszniejsze było to, że około 15 minut szukałem kasiory, i w pewnym momencie pani zapytała się, "czy jest możliwość, że dostanie zapłatę", więc poczęstowałem ją czekoladką i dalej szukałem. Znalazłem, zapłaciłem i podziękowałem za podwiezienie :) Przebraliśmy się i poszliśmy szukać reszty.
Paweł uzyskał czas 3:12:59, Piotr 3:41:14, Iwona 3:51:58 (ponad 12 minut trwało zanim Iwona dotarła do linii startu od momentu wystrzału startera), Sylwuś 4:41:46. Szczególnie dumny jestem z mojej małżonki, Iwona uzyskała piękny czas w debiucie, szczególnie w tak paskudnych warunkach pogodowych :)
Podsumowując... bieg był jak najbardziej ok, aktywny, mocny i co najważniejsze bez żadnego spadku energetycznego, skurczu czy ściany. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że to był dobry bieg. Co dalej... :)

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Wojtek57 (2010-10-06,10:13): Matko i córko!! W głowie się kręci od tych czasów i międzyczasów;))Biec z takimi"założeniami"..aż dziwne,że nie pomyliłeś trasy;))W taką pogodę nabiegac taki wynik!No no! Gratki także dla żonki;)I fajnie,że udało Ci się wciągnąc ją do tego czasochłonnego hobby;)Pozdrowionka dla Was;)
benek (2010-10-07,10:13): Gratki Suchy ale wieksze gratulacje dla Iwony bo w debiucie taki czas to naprawde niezle :]
Ojla (2010-10-07,12:50): Szkoda, że nie spotkaliśmy się w Berlinie :( . Iwona musiała mnie wyprzedzać! Gratki, piękny debiut!!! :)))







 Ostatnio zalogowani
tadeusz.w
11:39
Raffaello conti
11:26
Mirek73
11:23
Jurek D
11:23
gora1509
11:05
fit_ania
10:52
elvis1987
10:39
waldekstepien@wp.pl
10:39
Lego2006
10:26
Krzysztof_dst
10:16
Admin
10:15
BemolMD
10:11
mario1977
10:08
Bystry1983
09:52
Wojciech
09:44
Tatanka Yotanka
09:26
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |