2010-08-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moje Vancouver. (czytano: 385 razy)
Tym razem nie będzie w telegraficznym skrócie...
Obudziłam się już przed szóst±, a mię¶nie miałam napięte jak struny. Za oknem padał deszcz, zachęcał do dłuższej drzemki a ja już czułam się wyspana. Poprzewracałam się jeszcze z boku na bok i wreszcie wstałam. Reszta rodziny jeszcze spała, a kiedy rozdzwoniły się budziki, zbuntowali się i nie chcieli wstać. Jako¶ jednak udało się zdyscyplinować towarzystwo (zmotywowała ich wizja zakupów w Decathlonie) i... pojechali¶my. Przed wyj¶ciem Krzysiek nie¶miało zapytał jednak: "Może nie pojedziemy?". Widz±c moj± minę, nie czekał na odpowiedĽ. Czułam, że chcę tam pojechać.
Wieje, leje, jest zimno, a my nic. Jedziemy. Byli¶my w ¦widnicy sporo przed czasem. Nadal było pochmurno i padało. W tych warunkach zrezygnowali¶my ze startów dzieci. Po zgłoszeniu się w biurze, poszli¶my do baru, zamówili¶my kawę i oddali¶my się bilardowi. Na godzinę przed startem przestało padać i zaczęło się przeja¶niać.
Oddali¶my dzieci do przedszkola i poszli¶my na start.
Rozgl±dałam się za Ew±. Wiedziałam, że gdzie¶ tu jest. Wiedziałam, że jest w życiowej formie. Pomy¶lałam, że (jak kiedy¶) razem damy radę. Nie spotkały¶my się jednak przed biegiem. Pobiegłam sama. Skupiłam się na równym tempie i wyniku jaki chciałam osi±gn±ć. Po pierwszym okr±żeniu, wiedziałam już, że utrzymać stałe tempo będzie trudno. Pierwszy kilometr wchodziło się i wychodziło z zakrętów w parku, drugi był bardzo dłuuugi i prosty, trzeci to makabryczny, ostry podbieg (który kosztował sporo sił), czwarty to fantastyczny, długi zbieg. Dopiero pi±ty był zwyczajny i banalny. Nie wart uwagi;)
Tę wnikliw± analizę przeprowadziłam trzykrotnie:), wykrzesałam z siebie maksimum ambicji, determinacji i siły. Doczekałam się wreszcie ostatniego kilometra. Wiedziałam, że jest dobrze. Wynik, który zobaczyłam na tablicy był lepszy niż przewidywałam. Poprawiłam życiówkę na 15 km!
Bardzo się cieszę, bo do tej pory stałam w miejscu, a kiedy¶ komu¶ obiecałam, że do 40-tki będę się rozwijać;)
Zastanawiałm się, czy to będzie moje Waterloo czy moje Vancouver?
Moja ¦widnica.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Siemach (2010-08-28,22:44): Gratuluję życiówki, która na pewno niebawem zostanie poprawiona. kokrobite (2010-08-31,10:46): A jak tam zakupy w Decathlonie? Po takim biegu nagroda się należy :-) Renia (2010-08-31,12:50): Dziękuję. Okupili¶my się wszyscy. Wedle zasług;)
|