2010-08-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| [...]Pomysły z zimy zaczęły wracać niczym bumerang... (czytano: 1715 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://piorunbytom.jcom.pl/1_bieg_swierklaniecki/podsumowanie.html
czyli jak doszło do I Biegu Świerklanieckiego
Dziś jest sobota, 28 sierpnia 2010 roku. Myślę, że nastał odpowiedni czas, aby na spokojnie podsumować to, co wydarzyło się sześć dni temu w Świerklańcu. Jak doszło do tego, że spora grupa ludzi spotkała się o 10:00 w parku, by powalczyć o jak najlepszy czas na dystansie 5 km? Musimy się cofnąć do czasu, gdy za oknami sypał śnieg, a ścieżki biegowe były skute lodem.
Pierwsze plany organizacji jakiegoś przedsięwzięcia biegowego pojawiły się w zimie 2010 roku. Rozmawiałem o nich z towarzyszącym mi często na biegowych trasach Michałem Sową. Pomysł dotyczył już wtedy Świerklańca, jednak w żadnym wypadku nie miało to być coś na kształt wersji finalnej imprezy. Muszę przyznać, że wzorowaliśmy się na inicjatywach biegaczy z Parku Chorzowskiego. Planowaliśmy comiesięczne spotkania-treningi, których bylibyśmy uczestnikami. W zamyśle potencjalni chętni mięli mieć możliwość wyboru długości pokonanego dystansu, nie miało być klasyfikacji, wyników, czy też zapisów. Znaleźliśmy chwytną nazwę ŚMIG (wtedy w telewizji jeszcze nie reklamowano gładzi tynkowej o tej samej nazwie i był to nasz autorski pomysł). :) Przygotowaliśmy projekty plakatów, które miały zawisnąć w okolicy. Z każdym upływającym dniem mnożyły się w naszych głowach kolejne plany. Projekt miał wystartować z początkiem kwietnia, gdy pogoda jest bardziej sprzyjająca dla osób rozpoczynających swoją przygodę z bieganiem. Chcieliśmy zaprosić nie tylko osoby ze „środowiska”, ale także ludzi, którzy nigdy wcześniej nie mięli styczności z tym rodzajem aktywności fizycznej.
Wkrótce wiosna zaczęła sygnalizować, że najwyższy czas zmienić legginsy na krótkie szorty, a wiatrówkę na koszulkę startową. W przypadku Michała oznaczało to zamianę butów do biegania na rower szosowy. Wraz z wiatrem we włosach jego zapał do organizacji uleciał, a ja pozostawiony w pojedynkę skapitulowałem. Właściwie nie miałem do Niego o to pretensji, bo organizacja spotkań biegowych, gdy samemu jeździ się na rowerze zamiast biegać mija się z celem. Plakaty reklamowe pozostały głęboko zakopane na twardym dysku komputera, tymczasem ja coraz częściej wychodziłem na treningi ze studentem AWF-u Tomkiem Zemelą.
Chęć zobaczenia jak to jest po drugiej stronie biura zawodów ciągle się mnie trzymała i przez pewien czas zastanawiałem się nad zaproponowaniem swojej pomocy przy organizacji jakiegoś większego biegu. W Internecie znalazłem nawet informację, że Silesia Marathon poszukuje wolontariuszy. Ostatecznie jednak w terminie odbywania się tego największego na Śląsku maratonu wzięliśmy z Tomkiem udział w biegu na 10 km w Raciborzu. Prezentował się on interesująco, a wolontariat mógł poczekać np. na czerwcowy bieg 48-godzinny, przy którym pomoc na pewno byłaby ciekawym przeżyciem.
W roku 2010 naszym głównym celem było osiągnięcie jak najlepszego czasu na „dychę”. Toteż szukając startów rozglądaliśmy się głównie za krótkimi biegami, omijając „piętnastki” oraz „połówki”. I o ile w maju udało nam się pobiec w dwóch świetnie zorganizowanych biegach na 5 km w Chorzowie i Katowicach, to perspektywy na kolejne starty były dość marne. Zawodów rozgrywanych na tym dystansie jest stosunkowo mało. Znaleźliśmy w kalendarzu informacje o organizowanym w połowie czerwca biegu na 5 km w Bielsku-Białej. Rankiem 13 czerwca spotkaliśmy się, z całym ekwipunkiem, gotowi do wyjazdu. Teraz wiemy, że był to w pewnym sensie przełomowy start.
Bieg, na który pojechaliśmy odbywał się po raz piąty i byliśmy trochę zdziwieni pustkami na krótko przed rozpoczęciem imprezy. Po odnalezieniu biura zawodów i odebraniu numerów 6 i 7, żartowaliśmy, że być może uda nam się stanąć na podium, przynajmniej w kategorii wiekowej. Później okazało się, że nawet na tak skromnej imprezie do podium jeszcze „odrobinkę” nam brakuje. ;) Mimo, że start znajdował się w samym sercu Osiedla Słonecznego wystartowało tylko 36 osób, a cała impreza dała nam sporo do myślenia.
Nie pamiętam już w tej chwili kto pierwszy, czy ja, czy Tomek rozpoczął w drodze powrotnej rozmowę o zorganizowaniu własnego biegu na 5 km. Pomysły z zimy zaczęły wracać niczym bumerang, a konfrontowane z wizją mojego kolegi stworzyły podwaliny pod I Bieg Świerklaniecki. Nasze plany na nowo rozpaliły w Michale biegową iskierkę, czego efektem było wyjęcie z szafy od dawna już nieużywanych butów biegowych. Pięć dni po powrocie z Bielska postanowiliśmy pojechać na rowerach by pokibicować zawodnikom odbywającego się na Trzech Stawach w Katowicach biegu 48-godzinnego. Po drodze udaliśmy się do Świerklańca, aby wyznaczyć wstępną trasę Biegu Świerklanieckiego. Miała ona prowadzić po wale nad Zbiornikiem Kozłowa Góra. Trasa została zmierzona, potem jednak nasze działania i rozmowy na pewien czas ucichły.
Pewnego dnia usłyszałem o organizowanym w Chorzowie biegu na 10 km. Pomyślałem wtedy, że biorą się za to ludzie dużo bardziej doświadczeni, my jesteśmy jeszcze bardzo młodzi, nie wiem czy się nie wygłupimy, czy zostaniemy potraktowani poważnie, czy ktoś się nie obrazi, że chcemy robić jakąś absurdalną konkurencję. Wątpliwości było sporo i przez pewien czas sam nie poruszałem tematu naszego biegu. Zapał Tomka nie osłabł jednak ani na chwilę, o czym co jakiś czas dawał znać pytaniami o pomysły na bieg, o postęp prac nad regulaminem, czy trasą biegu.
W połowie lipca, gdy czasu do planowanego startu pozostało niespełna miesiąc trzeba było podjąć ostateczną decyzję. Długo się nie zastanawialiśmy. Pojechaliśmy zamówić medale dla pierwszych trzech osób, a chwilę potem informacja o biegu została przez nas podana na stronie maratonypolskie.pl. Napisaliśmy również do portalu biegamynaslasku.pl, którego administratorzy zainteresowali się naszym biegiem i umieścili na swojej stronie jego zapowiedź. Odwrotu już nie było.
W kolejnych dniach stworzyliśmy koszulki organizatorów, aby móc reklamować bieg w czasie treningów i startów w zawodach. Świetnie spełniły swoją rolę na biegu w Dobrodzieniu, gdzie spotkaliśmy się z dużym zainteresowaniem ze strony braci biegowej. Wszystko zapowiadało się obiecująco, tylko było mało „formalne”. Zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy możemy tak po prostu przyjść i zacząć biegać po wale, czy nie będzie problemów z przebywającymi często w tych okolicach rybakami lub zwyczajnymi spacerowiczami. Przecież nie możemy sobie ot tak, bez niczyjej zgody odgrodzić taśmą czyjegoś terenu i zakazać ludziom wstępu, gdyż za chwilę będzie się tu odbywał bieg. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy udać się następnego dnia do Urzędu Gminy w Świerklańcu.
Wtedy tak naprawdę pierwszy raz powtórnie zaangażowaliśmy Michała w sprawy organizacyjne. Pomyśleliśmy, że na pewno przydałby się on przy rozmowach z urzędnikami. Jest w końcu trochę starszy, ma więcej obycia w tego typu sprawach i być może we trójkę wzbudzimy więcej zaufania. Nie od dziś wiadomo, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie, toteż „wskoczyliśmy” w marynarki i podekscytowani udaliśmy się w kierunku Świerklańca.
Pierwsza wizyta w urzędzie nie była zbyt owocna, jednak wyciągnęliśmy z niej kilka istotnych wniosków. Dowiedzieliśmy się, że wał w ogóle nie należy do gminy i jeżeli chcemy robić bieg, to najlepiej byłoby w parku. Polecono nam także, abyśmy skierowali oficjalne pismo, do którego urząd się ustosunkuje. Wyznaczyliśmy nową trasę i kilka dni później udaliśmy się do znanego nam już budynku z wszystkimi niezbędnymi dokumentami. Nasz wniosek został przekazany dalej, do Dyrektora Parku, a formalności zdawały się chylić ku końcowi. Bardzo nas to cieszyło i po następnej wizycie w parku trzymaliśmy już w rękach zgodę na organizację biegu. Muszę zaznaczyć, że dużo w tym zasługi Michała, który bardzo nam pomógł i był swego rodzaju reprezentantem od spraw urzędowych. :)
Pędziliśmy z przygotowaniami. Wiele rzeczy szło idealnie po naszej myśli, żeby nie powiedzieć, że mieliśmy trochę szczęścia. Zwieńczeniem tego wszystkiego był telefon na dwa dni przed biegiem od firmy dokonującej pomiarów czasów na biegach. Owa firma chciała przetestować sobie nowy sprzęt. Do naszej „współpracy” potrzebny był dostęp do prądu, tak więc na dzień przed biegiem jeszcze raz pojechaliśmy do parku, aby go umożliwić. Dzięki pomocy Dyrektora wszystko przebiegło bardzo sprawnie, pozostało tylko czekać na niedzielę.
O samym biegu dużo pisał nie będę. Na pewno było sporo niedociągnięć, na wiele rzeczy nie byliśmy przygotowani, musieliśmy improwizować, czy też wymyślać jakieś rozwiązania na poczekaniu. Były również mniejsze lub większe wpadki, jak choćby z gazowaną wodą, czy trasą, której pomiar nie był tak dokładny jak byśmy tego chcieli. Firma od chipów nie okazała się tak wspaniała jak sądziliśmy, ale nie ma sensu tu roztrząsać takich spraw. Bieg ukończyły 84 osoby, co przerosło nasze pierwotne oczekiwania, a całość sprawiła nam bardzo dużo radości. Nie wiem czy za rok bieg będzie lepszy czy gorszy, czy przyjdzie na niego więcej czy mniej ludzi. Chciałbym przede wszystkim, aby się odbył i aby chęci nie zabrakło nam przez długie lata.
Szczególne podziękowania należą się:
- Portalowy biegamynaslasku.pl za ufundowanie trzech pasów biegowych i patronat medialny
http://www.biegamynaslasku.pl/
- Szkole jazdy WALDI, za ufundowanie części nagród rozlosowanych wśród uczestników oraz wypożyczenie stolików do biura zawodów
http://oskwaldi.pl/
- Drużynie piłkarskiej Trzynastka (w której barwach wraz z Tomkiem występujemy), za ufundowanie nagród dla drugiej i trzeciej najlepszej kobiety
http://trzynastka.jcom.pl/
- Panu Alkowi Szablickiemu i Jego żonie za przywiezienie wszystkich niezbędnych rzeczy, których mogło nam zabraknąć (a właściwie zabrakło) ;) oraz podarowanie biegaczom kubków i czapek
- Naszym rodzicom, którzy także wnieśli swój wkład finansowy w organizację imprezy, oraz wszystkim innym osobom bez pomocy których ten bieg nie odbyłby się
Poniżej zamieszczam projekt plakatu ŚMIG-a, który nigdy nie ujrzał światła dziennego:
Plakat
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu johnbegood (2010-08-29,21:51): Gratuluję pomysłu i wysiłku. Sam dobrze wiem jak trudno jest przekonywać, organizować itd ale w końcu warto było spróbować i napewno będzie co raz lepiej. Pozdr
|