2007-07-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Coraz szybciej (czytano: 1204 razy)
Po maratonie w Lęborku przyszedł czas na trochę krótszego, a co za tym idzie szybszego biegania. Po dwóch tygodniach odpoczynku przyszła pora na bieg w Jarosławcu, którego trasa nie należy do łatwych. Dość długi odcinek trasy i to zaraz na początku prowadzi po plaży, częściowo dość kamienistej, potem jest już lepiej. Pomimo tego postanowiłem spróbować swoich sił w tym biegu. Pierwszy raz wystartowałem w tym biegu w 2006 r. Wtedy też nauczyłem się pokory przy bieganiu tego typu trasy. Tym razem mając w pamięci niedawno przebiegnięty maraton oraz nauczkę z roku poprzedniego bieg rozpocząłem spokojnie, biegnąc w tempie czołówki kobiet. Nadmienię, że czołówki z górnej półki polskich biegów: Dorota Gruca, Renata Paradowska oraz biegaczki zza wschodniej granicy. Widziałem na starcie jak wielu kolegów biegających na moi poziomie znalazło sie od razu kilka metrów przede mną. Po dobiegnięciu do plaży zacząłem mijać pierwszych sprinterów. Przed dobiegiem do betonowego falochronu postanowiłem wyprzedzić całą stawkę kobiet, aby biec po nim pierwszym. Po jego minięciu dołączyła do mnie Dorota Gruca. Przeszkadzał może nie najmocniejszy północno-zachodni wiatr, ale na plaży zawsze jest to dodatkowe utrudnienie. Na 5 km byłem wolniejszy niż rok temu prawie o 1 minutę. Powoli zacząłem dochodzić do biegnącej przede mną grupy biegaczy. Po minięciu 9 kilometra wbiegliśmy na leśny dukt, a około 11 na betonową drogę. Musze powiedzieć, że na twardym gruncie Dorota Gruca przyspieszyła i miałem problemy aby sie z nią utrzymać. Nie chciałem jeszcze przyspieszać obawiając się, że do mety może mi zabraknąć sił. Dobrym prognostykiem było to, że zbliżałem się do olejnych zawodników, a od 11 km zacząłem ich mijać. Część z nich złapała się Doroty, lecz na szczęście długo jej tempa nie wytrzymali. Na półtora kilometra przed metą zaczął się podbieg. Wtedy postanowiłem zaatakować rywali i mocno ruszyłem mijając dwóch kolegów. Zacząłem się również zbliżać do Doroty. Na wzniesieniu miałem już znaczną przewagę lecz nadal utrzymywałem szybkie finiszowe tempo. Na mecie zegar wskazał 56:54, prawie 3 minuty szybciej niż rok temu. Oznaczało to też zwycięstwo w kategorii M-40-44. Muszę przyznać, że cały bieg wytrzymałem w dobrym tempie, przyspieszając na ostatnich kilometrach. Wyprzedziłem kolegę z którym na takich dystansach nie wygrywam. To zasługa treningów przygotowawczych do maratonu. Były ciężkie i teraz przyszła pora na efekty mozolnej pracy.
W dniu 06 lipca pobiegłem w jeszcze trudniejszym biegu na dystansie 16 km w Rowach, gdzie potwierdziłem moje przypuszczenia. Jeszcze szybsze pokonane trasy krosowej, zakończonej kilkukilometrowym biegiem po plaży wskazuje, że forma biegowa jest coraz lepsza. Tym razem jeszcze nie wygrałem ale na trasie dogoniłem kolegę z którym raczej nie sądziłem, że mogę rywalizować.
Teraz w planach strat w półmaratonie. Liczę na dobry start, a może rekord życiowy.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |