2010-05-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kąty. (czytano: 308 razy)
Pogoda nie rozpieszcza - to fakt. Całą sobotę przewalały się ciemne chmury. Lało, wiało i generalnie zniechęcało do wyjścia z domu. Rodzina (znając moją niechęć do zimna) powątpiewała w mój niedzielny start. Obudziłam się o 6.00 rano, wyjrzałam za okno i... pojechałam. Spotkaliśmy się ze znajomymi w umówionym miejscu na parkingu i dalej już razem. Do Kątów Wrocławskich. Powoli przejaśniało. Wiatr osuszył ulice. Do godziny startu (11.30) zrobiło się całkiem przyjemnie. Ruszyłyśmy z Renią równym tempem i po pewnym czasie stwierdziłam, że... za ciepło się ubrałam:) Stary dowcip. A nadal śmieszy:)
Taktyka prosta: równe tempo. Od początku do końca. 10 mil szybko mijało. Złapałyśmy dobry rytm i plan nieco zmodyfikowałyśmy. 4 km przed metą nieco przyśpieszyłyśmy a na 14-tym km nawet zaatakowałyśmy;)
Czas 1:36. Wiem, wiem... Wiechu napisze, że moje możliwości są dużo większe;) Drzemią we mnie takie możliwości, o jakich mi się nawet nie śniło. Wierzę w to. Tyle, że zamierzam osiągnąć cel idąc małymi kroczkami. Gdybym osiągnęła już dziś szczyt swoich możliwości, czułabym się spełniona, wpadła w samouwielbienie i starciła motywację do pracy;) A chyba nie o to chodzi?
"DROGA do celu jest tak samo ważna, jak cel" (Ktoś Mądry;).
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Marysieńka (2010-05-16,20:38): Najważniejsze, by nie zrezygnować w połowie drogi...gratki:)))) Kkasia (2010-05-17,08:49): gratuluję! uwierz w siebie! jeszcze bardziej - wiem, co mówię... Hepatica (2010-05-17,10:37): :)))10 mil, 10 chwil:))). Dobrze, że dobrze się bawiłaś:))). Wiatru w plecy bez deszczu na nastepne starty:)))
|