2010-02-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegowy weekend (czytano: 594 razy)
Ostatni weekend postanowiłem spędzić dość intensywnie biegowo - w niedzielę miałem zaplanowany start na Leśnych Przedbiegach na 2,8 km w Trzebnicy, gdzie chciałem się pokazać w dobrej formie i pojawić się dość wysoko w tabeli z wynikami (przejrzałem wcześniejsze wyniki biegnących w tej imprezie kolegów i porównałem ze swoimi dokonaniami). To miał być mój pierwszy bieg w LP, stąd chęć dobrego startu a przy okazji sprawdzenie poziomu wytrenowania na takie krótkie dystanse.
Ponieważ jednak moim głównym celem na najbliższy miesiąc jest start w Półmaratonie Ślężańskim, trening raczej podporządkowałem pod biegi długie. Dlatego też na sobotę zaplanowałem dłuższe wybieganie, niedzielny wyścig traktując jako miły dodatek na okrasę trudów mojego normalnego treningu. Obecnie ćwiczę 3 razy w tygodniu, z czego 2 treningi zawierają mocniejsze akcenty (przebieżki, podbiegi, krosy), trzeci trening to dłuższe wybieganie (do 25 km), gdzie czasem przemycam elementy interwałowe (ale na razie raczej skupiam się na pokonywaniu odległości, właściwe interwały włączę dopiero wiosną - chcę się trochę cieszyć z biegania rekreacyjnego). Każdy trening oczywiście jest połączony z elementami GS i GR w formie domowych ćwiczeń gimnastycznych. Do tych treningów od kilku tygodni doszły zawody, na razie na dystansie poniżej 10 km, po których czuję się rewelacyjnie i mam siłę psychiczną do dalszych treningów. Na zawody zakładam cel, realizuję go i mam satysfakcję, że moje regularne bieganie jest coraz lepsze.
Sobota od rana nie zapowiadała się ciekawie, zimno, poranny deszcz, na ulicach mokry śnieg - ot wymarzone warunki do katowania charakteru :)
Postanowiłem że tego dnia przeprowadzę sobie samemu kwalifikacje do półmaratonu. Ciężkie warunki na trasie (mokry śnieg po pachy) miały mi zasymulować warunki ślężańskie, gdzie trzeba będzie pokonywać niezłe podbiegi. Zaplanowałem bieg ciągły w szybkim tempie (jeśli podłoże na to pozwoli), bez przerw, bez uzupełniania płynów i bez odżywiania. I oczywiście zmieścić się w limicie 3h, jak w regulaminie, pilnować kolana by nie odmówiło posłuszeństwa i w ogóle obserwować organizm aby wiedzieć nad czym trzeba jeszcze popracować.
Bieg z uwagi na warunki i wybraną trasę był dosyć wyczerpujący. Biegłem wałami wokół Wielkiej Wyspy, później wzdłuż Odry przez Niskie Łąki, do kładki na śluzie przy wyspie Opatowickiej i powrót wałami do domu. W sumie wyszło ponad 21 km. Na wałach głęboki śnieg, w efekcie pierwsze 10 km osiągnąłem po ok. 1 h. Na szczęście po półmetku miałem sporo sił i utrzymałem nadal dobre tempo, a jak tylko wskoczyłem na Niskich Łąkach na suchy asfalt, to przekonałem się, że mimo brodzenia w śniegu spokojnie mogę zwiększyć tempo po 15 km trasy. Końcówka niestety znów w śniegu i w końcu dotarłem pod dom z czasem 2h. Byłem trochę zmęczony, więc w domu nawodnienie od wewnątrz i z zewnątrz, dawka porządnej GR, jedzenie. Potem byłem coraz bardziej "przymulony", ale ożywił mnie i postawił na nogi spacer z żoną i dzieciakami. Czyli ważne jest też odzyskanie równowagi psychicznej, strząśnięcie z siebie tego "zmulenia"...
Wracając do organizmu - kwalifikacje zaliczone. Kolano nie przeszkadzało (na złość ortopedzie!), w połowie drogi zabolał mnie lewy bark, ale wystarczyła zmiana sposobu trzymania rąk i wszystko wróciło do normy. Jedyny problem, jaki się pojawił - po zdjęciu skarpetki okazało się, że odbiłem sobie porządnie paznokieć na palcu wskazującym stopy. Muszę teraz dojść do tego, czy to wina skarpet, czy budowy palucha - mam te palce zagięte opuszkami pod stopę. Na razie paznokieć zrobił się granatowy i chyba niebawem odpadnie... A mam takie dobre buty...
Do półmaratonu został miesiąc, zakładam, że trenując jak do tej pory, uda mi się zrobić ten dystans w 1h45". Na 1h30" się nie nastawiam, raczej nie utrzymam jeszcze koniecznego tempa na ten dystans (a miało być inaczej - po wizycie u ortopedy na początku roku zastanawiałem się jak pobiec, żeby w ogóle zmieścić się w limicie 3h)...
Następnego dnia obudziłem się w wyśmienitej formie, dodatkowo pogoda zachęcała do wyjścia - leciutki mróz i bezchmurne niebo. Zapakowałem rodzinę w auto i pojechaliśmy do Trzebicy na Leśne Przedbiegi.
Kameralna impreza, mniej niż 20 uczestników w różnym wieku. Od razu odnalazłem się w grupie, widać że w imprezie biorą udział pasjonaci. Po swobodnym biegu zapoznawczym z trasą i jej warunkami ustawiliśmy się na starcie. Sędzia dał sygnał i ruszyliśmy. Teren był pagórkowaty, leśny, kilka podbiegów, na szczęście niezbyt męczących. Utrudnieniem był przede wszystkim twardy śnieg, który blokował nogi i uniemożliwiał bieg poza śladem grupy - trudno było wyprzedzać w momentach dla mnie korzystnych (przyspieszałem na podbiegu gdy inni zwalniali). Dystans 2,8 km pokonałem z czasem 12:33, co dało mi 5 miejsce. Byłem usatysfakcjonowany, dodatkowo czułem że nie poleciałem na 100%, więc mam jeszcze spore możliwości poprawy tego czasu (zwłaszcza gdy zejdzie śnieg i będzie można ostro pobiec). Następne Leśne Przedbiegi będą za miesiąc, dzień po Półmaratonie Ślężańskim, więc sytuacja wysiłkowa będzie podobna, ale warto pojechać.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |