2010-02-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| V Bieg Wedla (czytano: 360 razy)
Drugie podejście do Bochni i drugi raz szczęście ominęło moją sztafetę. Szkoda, być może za trzecim (lub którymś tam kolejnym) razem się uda. Wyobrażam sobie jaka jest radość tych ekip które zostały wylosowane, może i mi kiedyś dane będzie to przeżywać.
Na szczęście na osłodę pozostał V Bieg Wedla rozgrywany dzień później (13.02.2010). Tym razem nauczony doświadczeniem z Chomiczówki zdecydowałem się tylko na jeden bieg, na dystansie 9 kilometrów. Owszem kusiło bardzo by pobiec wcześniej jeszcze 5,43 km, ale postanowiłem być niewzruszony na tego typu wewnętrzne podszepty. I tak mam za swoje. Koniec stycznia i początek lutego to 2,5 tygodnia bez biegania, a teraz po kilku treningach wcale nie jest lepiej. Wracając do Biegu Wedla, to w tym roku dodatkową trudnością do pokonania przez biegaczy była nie odśnieżona trasa, co rekompensowała trochę przyjemna temperatura ok. -1 stopnia. Sam bieg oceniam bardzo pozytywnie. Od samego początku starałem się biec sporo szybciej niż na treningach, trzymając się za plecami będącego w dobrej dyspozycji Adama. Tempo to udało mi się utrzymać zaledwie na niespełna trzech z pięciu okrążeń po Parku Skarszewskim. Potem kolega przyspieszył, ja zwolniłem i tyle go było widać. Czwarte kółko to walka z sobą i swoimi słabościami. Może faktycznie powinienem jeszcze odpuścić sobie na jakiś czas bieganko? Z gardłem było ciężko, na szczęście uspokoiłem oddech i piąte kółeczko znowu pobiegłem w czasie podobnym do tego jaki miałem na początku biegu. Przed skrętem na metę zaczynam finiszować, wyprzedzając jeszcze 4 osoby. Meta, medal, torebka ze słodyczami i czas 0:47:56. Jak na mnie, typ treningu jaki teraz robię i te ciągłe potyczki z mikrobami to wynik jest dużo lepszy niż mogłem przypuszczać. Gdybym jeszcze potrafił uchronić się przed tymi infekcjami i gdybym miał szczęście trafić na lekarza z prawdziwego zdarzenia…ehhh pomarzyć. Dzień później w niedzielę robię prawie 14-sto kilometrowe wybieganko po sporym śniegu i postanawiam odpocząć 5-6 dni. Czas na podleczenie się, choć po wczorajszej wizycie u lekarza (twierdził że w zasadzie jest OK jednak dostałem kolejne medykamenty i przestrogę by nie biegać na zimnie… no coments) to z trudem przychodzi mi być optymistą w temacie szybkiego powrotu do NORMALNEGO BIEGANIA i startu w Wiązowej.
Foto: Na pierwszym kółeczku gęsiego za Adasiem:-)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Isle del Force (2010-02-17,16:12): Odpocznij pare dni, a potem w obroty aż tyle :) Kkasia (2010-02-18,09:43): no pianknie! a czas jaki piankny i to w tych warunkach. Masz śmoc! a czwarte kółko jest zawsze zabójcze... Marysieńka (2010-03-10,15:45): "Zajączka" dobrego mieliście..:)))
Fotka...super:))
|