2009-12-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Pod dachem (czytano: 351 razy)
Barbarzynca jestem. Tak, tak, ja też. Dopiero jakie¶ ekstremum jest mnie w stanie ucywilizować. Oczywi¶cie plynna jest granica tego, co za ekstremum w danej chwili uchodzi. Rok temu wychodziłam o 5 rano w minus 22 stopnie i zasuwał±m 20 km po osiedlu w kółko. Dzisiaj minus 12 występuj±ce drugi dzień z rzędu skłoniło mnie do sięgnięcia po zdobycze cywilizacji...
I tak, rozpoczynaj±c czwarty rok biegania, po raz pierwszy postanowiłam odbyć trening na bieżni mechanicznej. W tym celu pojechałam do pewnego sieciowego fitness klubu. Tam wskoczyłam w elegancki dresik, jaka¶ pobiegow± koszulkę i wysłużone adidaski. Wlazłam między sprzęty i... No cóż. Po 5 minutach znalazłam instruktora. Otworzyłam szeroko oczy, nadaj±c im najbardziej niebieski wyraz i zapytałam, czy może mi pokazac, jak się obsługuje bieżnię.
Pokazał, wl±czył, zaczęłam biec. Hm. Wolno. Podkręciłam tempo. I jeszcze trochę. Po kwadransie zachciało mi się pic. Co¶ poprzyciskałam i... No nieważne, drugi raz właczyłam sobie sama. Ale co¶ pokręcił±m. Za chwilę znowu spróbowałam. O, teraz jest dobrze. Zerknęłam przez ramię facetowi przy s±siedniej bieżni. Aha. Ustawiłam sobie tempo minimalnie szybsze, czas - dłuższy - i tupałam. Po 5 minutach zaczełam sie nudzić. Widok przed sob± miałam nad wyraz interesuj±cy - pietrowy parking w s±siednim budynku. Na monitorze z boku leciały teledyski, ale nic nie było słychac. Czytanie wiadomo¶ci znudziło mi się po kolejnych 5 minutach. Zagryzłam zęby i tupałam dalej, walcz±c z otepaj±cym uczuciem bezsensu, duszno¶cia i gor±cem.
Zrobiłam 9,5 km w 50 minut. Następnie przez dwie minuty walczyłam z zawrotami głowy - czułam się jakbym wła¶nie zeszła z karuzeli.
Jak już lekko oprzytomniałam, pognałam na poszukiwania instruktora po raz kolejny. Tym razem przybrałam wyraz blond max i poprosiłam o zestaw ćwiczeń z instrukcj± obsługi. Następnie przez kolejne 25 minut zasuwałam seryjki ćwiczeń - dolna czę¶ć pleców, górna, klatka piersiowa, brzuszek, przywodziciele, odwodziciele....
Na koniec szybki prysznic i jeszcze szybszy spacerek na przystanek, prosto do autobusu. I dopiero tam poczułam, że....zjadłabym konia z kopytami...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |