2009-09-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| w zawieszeniu (czytano: 224 razy)
To już 4 tydzień w stanie spoczynku. Zaczęło się od głupiej kontuzji kolana która przerwała cykl do MW, potem służbowy wyjazd do Brazylii, który trwał w sumie 10 dni. Praktycznie dałem radę zrobić tam tylko 2 treningi na hotelowej bieżni, oba po jakieś 7km w 40 minut, coby nie przemęczać kolana. Sao Jose Dos Campos w którym przebywałem jest miastem położonym ponad 600 mnpm, jak mniej więcej Zakopane, bez albo z bardzo wąskimi chodnikami (przy dużym ruchu samochodowym) i niebezpiecznym w niektórych rejonach, gdzie można dostać w czapę i przy dużym szczęściu drogę powrotną przebiec w skarpetkach. Na przełomie sierpnia i września jest tu końcówka zimy, w związku z tym temperatura spada do 22-25 stopni ;) za to ciemno jest już od godz. 18:00. Wobec powyższego pozostaje więc bieżnia hotelowa chyba starsza ode mnie i twarda jak beton , którą odwiedzałem bez entuzjazmu po północy polskiego czasu. Nie zaliczam tych dwóch truchtów jako powrotu do biegania, tym bardziej że połączone to było z kiepskim stylem prowadzenia się (kto twierdzi że łatwo oprzeć się urokom lub czasem „urokom” delegacji, niech sam spróbuje;)
W środę 2 września wróciłem do Polski, po wstępnym odchorowaniu zmiany strefy czasowej zabrałem się do treningu – ponad 5 km biegania na Grochowie na początek w piątek, trochę wolno, trochę szybko, generalnie bałagan i badanie ogólnego stanu psychofizycznego, z akcentem na kolano. Dzień po tym bieganiu złapało mnie silne przeziębienie (pewnie efekt uboczny wracania piechotą w przepoconej koszulce przy mocnym chwilami wietrze), które trzyma mnie do teraz i jadę na prochach, o zwolnieniu w pracy nie mam co myśleć a o bieganiu tym bardziej. Odpuściłem półmaraton w Sochaczewie, który miałem razem z Kasiulą pobiec lajtowo. Pomyśleć że jeszcze miesiąc temu miał to być jeden z kluczowych testów przed MW i z pewnością jakaś dobra życiówka.
Nie tak miało być i do dupy jest, pocieszam się tym że kolano nie dokucza przesadnie i że prędzej czy później wrócę do biegania. Na razie jestem sfrustrowany deficytem ruchu i snu, chyba też wyglądam i poruszam się jak zombie.
Brazylia to osobny temat. Bardzo lubię ten kraj, choć byłem w nim pewnie po raz ostatni. Przynajmniej służbowo. Poświęcę mu kiedyś jeden z wpisów na blogu.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |