|
| GrandF Panfil Łukasz LKS Maraton Turek
Ostatnio zalogowany 2024-10-17,17:31
|
|
| Przeczytano: 780/1972627 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Wywiad z Tomaszem Osmulskim | Autor: Łukasz Panfil | Data : 2014-02-03 | Objawienie sezonu. W terminologii sportowej hasło odnoszące się do zawodnika, który przebojem wdziera się do czołówki w zależności od skali – krajowej, kontynentalnej lub światowej.
„Sieje” w jej stabilnych, ugruntowanych szeregach niepokój, zdziwienie i pewną złość rywali wynikającą z konieczności krojenia tortu sukcesu na coraz mniejsze kawałki. Niemal stu procentową regułą jest, że autorami gwałtownych zawirowań w zawodniczych elitach są sportowcy młodzi. Przypuszczanie, że w ten ścisły „top” wmiesza się 30-latek brzmi tak niewiarygodne jak projekt wydłużenia górnej granicy wieku emerytalnego o 10 lat dla kierowców ciężarówek.
Jakież zdziwienie ogarnęło lekkoatletyczny światek, kiedy to w zeszłym roku podczas Halowych Mistrzostw Polski Seniorów w Spale srebrny medal w biegu na 3000m wywalczył 31-letni Tomek Osmulski. Klepiąc go po ramieniu każdy myślał, albo wręcz mówił – „fantastyczne ukoronowanie Twojej długoletniej kariery Tomku”. Miesiąc później ten sam Tomek na ciężkiej, 4-kilometrowej trasie bydgoskiego Myślęcinka śmiał sięgnąć po kolejny krążek, tym razem brązowy. Mało? Osmulskiemu najwyraźniej było mało.
Latem na Mistrzostwach Polski Seniorów w LA Łodzianin zdobył brązowy medal w biegu na 1500m z fantastycznym czasem 3:39.80! W pokonanym polu zostawił medalistę halowych Mistrzostw Europy Bartosza Nowickiego, czołowych średniodystansowców kraju – Czerwińskiego i Demczyszaka. Zaskoczenie wynikające chyba nie tyle ze zdobytego krążka co z uzyskanego rezultatu było ogromne. Wyniki poniżej 3:40.00 to wciąż elitarny klub, którego członkostwo posiada 37 Polaków:
3:34.45 Ostrowski Artur (2011)
3:35.07 Żebrowski Krzysztof (2013)
3:35.62 Rostkowski Piotr (1997)
3:36.15 Demczyszak Mateusz (2012)
3:36.19 Żerkowski Mirosław (1980)
3:36.68 Nowicki Bartosz (2011)
3:36.93 Kurek Piotr (1983)
3:37.09 Graczyk Zbigniew (2003)
3:37.3 Wasilewski Henryk (1977)
3:37.42 Malinowski Bronisław (1978)
3:37.76 Lewandowski Marcin (2012)
3:37.83 Zblewski Leszek (2001)
3:38.08 Kalicki Jerzy (1980)
3:38.09 Krawczyk Szymon (2011)
3:38.18 Dudij Karol (1991)
3:38.2 Szordykowski Henryk (1969)
3:38.21 Bartoszak Michał (1991)
3:38.28 Adamski Marek (1984)
3:38.5 Mydlarz Jerzy (1982)
3:38.60 Formela Mirosław (2004)
3:38.61 Glinka Waldemar (1993)
3:38.77 Skowronek Michał (1975)
3:38.79 Prądzyński Krzysztof (1986)
3:38.9 Baran Witold (1964)
3:38.93 Mamiński Bogusław (1980)
3:39.17 Matosz Włodzimierz (1980)
3:39.56 Janczewski Dariusz (1982)
3:39.58 Lisicki Waldemar (1987)
3:39.59 Basiak Grzegorz (1984)
3:39.60 Parszczyński Łukasz (2008)
3:39.70 Jańczuk Daniel (1976)
3:39.7 Kowol Jerzy (1977)
3:39.80 Osmulski Tomasz (2013)
3:39.88 Frąckowiak Eugeniusz (1979)
3:39.89 Czerwiński Adam (2013)
3:39.92 Kujawski Łukasz (2011)
3:39.94 Roszko Damian (2012)
Przekładając ten wynik na język „długodystansowy”, 3:39.80 na 1500m odpowiada wartością rezultatom – 28:15 na 10000m i 2:13:00 w maratonie. Dość istotny jest fakt, że w ciągu ostatnich 5 lat na powyższą listę wpisało się aż 11 nazwisk. Tym większego blasku nabiera medal Tomka. Kim był Tomasz Osmulski przed rokiem 2013? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi – sprinterem, średniodystansowcem i długodystansowcem. Poznaliśmy się przynajmniej 12 lat temu.
Na pewno zarejestrowałem naszą rozmowę podczas Młodzieżowych Mistrzostw Polski w Krakowie. Tomek był wówczas 14-ty w biegu na 800 metrów (1:53.07). Był to rok 2002 a „Łodziak” miał już za sobą kilka lat startów na krótkich i średnich dystansach. W kolejnych sezonach krok po kroku notował drobny, jakby to określili eksperci „zbyt powolny progres”. Zahaczył nawet po drodze brąz Halowych Mistrzostw Polski w Spale w 2007 roku. Kombinował, biegał piątki, dychy osiągając bardzo przyzwoite wyniki , odpowiednio 14:22 i 30:28. Był dobry. I nagle mając lat 31 zapukał do średniodystansowej ekstraklasy. Jego 5:11.85 uzyskane w biegu na 2000m 3 tygodnie temu potwierdza, że zeszły sezon nie był przypadkiem. Na kilkadziesiąt minut przed rozmową widziałem jak facet wręcz fruwa nad spalską bieżnią trzy 500-metrowe odcinki po 69 sekund...
Łukasz Panfil – Tomek zacznijmy od zeszłego roku. Przyznam szczerze, że po Twoim występie na Mistrzostwach Polski Seniorów szczęka opadła mi z hukiem , zapewne nie tylko mnie. 3:39.80 – czy spodziewałeś się takiego wyniku?
Tomasz Osmulski – Przyznam Ci szczerze, że nie. Powiem tak – od kilku lat odkąd trenuję z trenerem Stanisławem Jaszczakiem realizuję naprawdę mocny trening. Wykonana praca powinna przekładać się na późniejsze rezultaty uzyskiwane na zawodach, ale niestety tak nie było. Natomiast w zeszłym roku coś takiego musiało się wydarzyć, że w końcu zaskoczyło i ta ciężka praca „oddała”. Hala, przełaj, Mistrzostwa Polski w Toruniu, to nie przypadek.
Ł.P. – Kto jest aktualnie Twoim trenerem?
T.O. – Obecnie współpracuję ze Stanisławem Jaszczakiem, a karierę zaczynałem u Wernera Proske, szkoleniowca starszej daty, który jako zawodnik był członkiem słynnego „Wunderteamu” (rekordy życiowe – 200m-22.0, 400m-47.4, 800m-1:52.4, 400m p.pł.-52.6; 5-krotny medalista Mistrzostw Polski Seniorów). Trener Proske prowadził głównie blok przedłużonego sprintu więc te moje treningi miały raczej charakter sprinterski. Robiłem wówczas bardzo mało wytrzymałości, żadnych wybiegań, długiego tempa. Ale z tego, 800 metrów potrafiłem pobiec w 1:51.75. Natomiast u trenera Jaszczaka na dzień dobry 20-tka wybiegania.
Ł.P. – Jak to znosiłeś? Niektórzy mają duży problem z przedłużaniem i nie zawsze to wychodzi.
T.O. – Ja nie bałem się pracy. W końcu dychę potrafiłem przebiec poniżej 30 i pół minuty.
Ł.P. – Ale nie zakochałeś się jakoś szczególnie w tym długim bieganiu?
T.O. – Wiesz co raczej pomyślałem – po co mam się przedłużać jeśli wciąż robię przyzwoite wyniki na 1500m. Po co szukać czegoś dłuższego jeśli na tym polu można coś jeszcze zdziałać.
Ł.P. – Jak długo współpracujesz z trenerem Jaszczakiem?
T.O. – Około 5 lat. Gubię się w ich liczeniu, wiesz ja mam już 17-letni staż zawodniczy.
Ł.P. – Musisz być zawodnikiem, który ufa trenerowi, bo jeżeli od 5 sezonów nie było jakiegoś wyraźnego progresu mogłeś być już zniecierpliwiony.
T.O. – Ja tak do tego nie podchodzę, chociaż przyznam że stagnacja była przyczyną przejścia od poprzedniego trenera pod skrzydła Jaszczaka. Wiesz u trenera Proske jest pewien niezmienny schemat, co sezon powielasz tą samą robotę w dodatku to była taka stara szkoła trenerska. Natomiast Jaszczak jeździ cały czas na zgrupowania, podgląda trening innych, wymienia się doświadczeniami z innymi szkoleniowcami. W rezultacie wprowadza innowacje, stymuluje organizm nowymi bodźcami no i jak widać to dało efekt. 4 lata poprzedzające sezon 2013 były na stabilnym poziomie, a ten zeszły rok? Nie wiem może ta trzynastka? Wiesz ja jestem urodzony 13-ego, innym podobno przynosi pecha mnie może odwrotnie (śmiech).
Ł.P. – Kolejną niezwykłą sprawą u Ciebie jest tryb życia, jakże inny w odróżnieniu od zawodników, którzy prezentują podobny poziom sportowy. Oni siedzą na zgrupowaniach sportowych, część nie musi martwić się o byt, a Ty przecież normalnie pracujesz!
T.O. – Dokładnie – pięć razy w tygodniu, od szóstej do czternastej. Po pracy jadę na „RKS”, albo w inne miejsce w zależności od jednostki treningowej. 2-3 godziny treningu i do domu.
Ł.P. – A w jakiej branży pracujesz?
T.O. – Elektroenergetycznej. Pracę mam ciekawą, miałem to szczęście że trafiłem na nowo otwierany oddział w związku z czym ekipa też jest „świeża” bez wewnętrznych układów i zależności.
Ł.P. – A jak szef zapatruje się na cały Twój sport, który niekoniecznie jest rozumiany przez pracodawców.
T.O. – Na pewno nie mam taryfy ulgowej. Czasami zdarza się, że traktują mnie nieco lżej, np. teraz przed Mistrzostwami Polski w hali, mogę trochę więcej posiedzieć przed komputerem, ale praca tak czy inaczej musi być wykonana. Atmosfera jest dobra, nawet był ze mną wywiad w takiej wewnątrz firmowej gazetce.
Ł.P. – Na trening wychodzisz zawsze po pracy? Czy nie masz problemu ze zmęczeniem, czy ciężko jest zmotywować się po ośmiu godzinach obowiązków zawodowych. Obciążenia, które wykonujesz to naprawdę ciężka „orka”.
T.O. - Nie mam z tym problemu. Już w pracy planuję i podporządkowuję sobie niektóre sprawy pod późniejszy trening. Obiad jem przed treningiem, a to nie zawsze było oczywiste. Bywało, że po pracy szedłem na trening i dopiero po jego realizacji jadłem obiad prawie w porze kolacji. Natomiast aktualnie tak sobie wszystko poukładałem, że jem obiad w przerwie na 4 godziny przed treningiem i wszystko jest ok. Są ludzie, którzy marudzą, że dużo kilometrów, że tyle czasu na ten trening trzeba poświęcić, że pogoda nie taka, że ciemno. Ja podchodzę do tego jak do pracy, mam zadanie i muszę je wykonać niezależnie od warunków. Patrzę perspektywicznie w przyszłość. Nie mogę pozwolić na jakieś luki treningowe, bo to odbije się na wynikach później.
Ł.P. – A jak wygląda u Ciebie sprawa zgrupowań sportowych? Czy możesz sobie pozwolić na jakikolwiek obóz?
T.O. – Z obozami to jest tak, że planuję je w czasie urlopowym. Tych zgrupowań jest bardzo mało, bo dni urlopowych jest niewiele.
Ł.P. – Nie myślałeś o tym, żeby kiedyś postawić wszystko na jedną kartę? Szczerze powiedziawszy nie wiem do końca jakby to miało wyglądać, ale może pomoc sponsorska i zajęcie się wyłącznie sportem?
T.O. – Ja jestem z takich ludzi, którzy nie lubią się prosić. Biegam dlatego, że najzwyczajniej w świecie lubię to. Są zawodnicy którzy biegają kilka sezonów, pięć, dziesięć. Obecny jest moim 17-tym i poziom tej pasji nie słabnie. Po prostu bawię się tym.
Ł.P. – Niesamowite jest jednak to do jakich rozmiarów ta zabawa urosła, a jeszcze większym zaskoczeniem jest Twój wiek, w którym poczyniłeś ten niezwykły postęp. Czy myślisz, ze to 3:39.80 to już maksimum jakie byłeś w stanie osiągnąć, czy jesteś jeszcze w stanie to poprawić?
T.O. – Ten bieg nie był nadzwyczajny. Start jak każdy inny. Na pewno wiedzieliśmy z trenerem, że jestem bardzo dobrze przygotowany, wszelkie tempa wskazywały że jest świetnie. Na sprawdzianie w Spale przed Mistrzostwami Polski w Toruniu pobiegłem 1000m w 2:23.60. Było widać, że jest ok, ale dobrze wiesz że istnieją mistrzowie treningu i nie zawsze najlepszy proces treningowy przekłada się później na rezultat zawodów. Ciężko jednoznacznie określić, który bodziec wpłynął na ten progres. Być może odżywianie, zacząłem większą uwagę przykładać do diety. Robię częściej badania krwi, widzę jakie są braki i staram się to kompensować. Gotuję sobie sam, ale zdecydowanie większą uwagę skupiam na tym co gotuję i staram się nie jeść w pośpiechu.
Ł.P. – Środowisko lekkoatletyczne zastanawiało się czy potwierdzisz, że zeszłoroczne sukcesy to nie przypadek, a Ty już w pierwszym starcie „walnąłeś” taki wynik, że zamknąłeś zapewne malkontentom usta. 5:11.86 na 2000m jest czasem z pierwszej dziesiątki najlepszych rezultatów w historii polskiej LA pod dachem (RP Nowickiego 5:07.84).
T.O. – 5:11 to nie jest jakiś tam szczególnie rewelacyjny wynik, ale cieszę się. W zeszłym roku było 5:17, a wcześniej to ja marzyłem żeby zejść poniżej pięciu i pół minuty więc radość była ogromna. Wygląda na to, że trening jest odpowiedni. Z halą to jest jeszcze ten problem, że niewiele obiektów jest w Polsce, a sztandarowy czyli Spała kompletnie mi nie odpowiada – za duszno, za gorąco, powietrze bardzo suche. Mam nadzieję, że w Ergo Arenie będzie inaczej – duży obiekt, powietrze na pewno nie będzie „wisiało”.
Ł.P. – Czy myślisz nad swoją sportową przyszłością? Do kiedy zamierzasz zajmować się sportem wyczynowo?
T.O. – Nie zastanawiam się nad tym. Powiem tak – póki jest zdrowie będę to robił, bo daje mi to bardzo dużo satysfakcji. Na pewno sport jest jednym z moich priorytetów.
Ł.P. – A próbowałeś kiedyś biegać „przeszkody”?
T.O. – Do przeszkód przygotowywałem się dość poważnie. Noga wiosną nieźle się „kręciła”, pojechałem na obóz do Szklarskiej taki trochę podekscytowany, nawet z Tomkiem Szymkowiakiem mieliśmy jakieś plany żeby razem potrenować. Niestety kontuzja kolana, a później odzywające się pasmo biodrowo – piszczelowe pokrzyżowały te plany.
Ł.P. – Realizowałeś już trening pod przeszkody? Nie miałeś problemów z techniką?
T.O. – Żadnych, a to ze względu na fakt, że u poprzedniego trenera byłem m.in. płotkarzem. Biegałem 400m p.pł. w 54.68.
Ł.P. – Niesamowite, to przecież prawie pierwsza klasa sportowa!
T.O. – Zgadza się. Na płotkach jestem obiegany więc przeszkody byłyby formalnością w kontekście technicznym. Być może jeszcze spróbuję, gdybym np. pobiegł płaską „trójkę” w okolicach 8:00 to kto wie…
Ł.P. – A ta kontuzja, o której wspominałeś – to było coś poważnego?
T.O. – Nawet bardzo. Nikt mi nie był w stanie pomóc. Miałem artroskopię kolana, jakieś zastrzyki. To był rok 2009 albo 2010. Absolutna rezygnacja. Podjąłem wówczas decyzję o zakończeniu sportowej przygody. Zawiesiłem jak to się mówi „kolce na kołku”. Nie miało być powrotu, ale w związku z tym że mój klub RKS bierze udział w rozgrywkach ligowych wysłano mi pismo z zaproszeniem do udziału w jednym z rzutów ligi. Stwierdziłem, że w sumie nudzi mi się w domu więc mógłbym wspomóc klub. Kończąc z bieganiem wyczynowym nie chciałem odchodzić definitywnie od tej formy ruchu. Kiedy kontuzja została wyleczona truchtałem sobie po parku więc z bieganiem nie wziąłem jakby ostatecznego rozwodu.
Ł.P. – I dobrze, że zostałeś przy sporcie, któż by pomyślał że najbardziej produktywne momenty masz jeszcze przed sobą! W Sopocie na Halowych Mistrzostwach Polski Seniorów biegasz tak jak w zeszłym roku 3000m?
T.O. – Nie. Wybrałem 1500m, chciałbym podjąć próbę wykonania minimum kwalifikacyjnego na Halowe Mistrzostwa Świata, które wynosi 3:41.00.
Ł.P. – Pytanie czy reszta chłopaków będzie skora do współpracy. Na MP te biegi bywają rozgrywane w żółwim tempie, o mocne wyniki może być ciężko.
T.O. – Podobno były jakieś plany żeby zorganizować miting w Sopocie przed HMŚ z zagranicznymi zawodnikami, miały być jakieś szybkie biegi, ale na czym to stanęło nie wiem. Chciałbym gdzieś wyjechać na miting, powiedzmy do Niemiec, ale na razie cisza w tym temacie.
Ł.P. – A czy Twój zeszłoroczny wynik jest przepustką na zagraniczne mitingi? Nie mówię oczywiście o Diamentowej Lidze, ale o mitingach nieco niższej rangi?
T.O. – Jest, ale wiesz prawda jest też taka, że ten wynik był na razie jednorazowym strzałem, później po prostu nie było biegu, w którym mógłbym uzyskać mocny rezultat. Miałem nawet propozycję startu w Londynie teraz na dniach, ale na 3000m, a w tej chwili „trójka” nie jest mi po drodze.
Ł.P. – I tu dotknąłeś tematu, nazwijmy to polskiej rzeczywistości mityngowej. Czy umawiacie się z chłopakami na konkretne mitingi w celu „zrobienia” dobrego biegu? Czy trenerzy konsultują się między sobą po to, aby w tym samym miejscu i czasie dać wam wzajemną szansę szybkiego ścigania?
T.O. – Generalnie nie ma takiej współpracy i raczej jadąc na nazwijmy to - zwykły miting nie do końca wiem z kim będę biegał. Bywało że współpraca istniała w obrębie naszego obozu, czyli ja, Wojtek Jarosz i np. Dawid Kubiec robiliśmy „ustawkę”, przyjeżdżaliśmy na dany miting i prowadziliśmy sobie bieg powiedzmy po 400m każdy. A z innymi chłopakami spotykaliśmy się na mitingach gdzie są pieniądze, a tutaj ciężko o współpracę, bo wiadomo – wtedy jest bieganie nie na czas, ale na miejsca.
Ł.P. – A propos pieniędzy, bierzesz udział czasami w biegach ulicznych?
T.O. – Raczej rzadko, na pewno nie jeżdżę w tym celu po Polsce, a jeżeli startuję to raczej w Łodzi. U nas nie ma tak spektakularnych imprez jak np. „Biegnij Warszawo”. Jest oczywiście maraton, który staje się imprezą prestiżową, ale mówimy tu o krótszym bieganiu. Poza tym na ulicy rzadko rozgrywa się biegi na dystansach krótszych niż 5 -10km, a ja z treningu pod 1500m nie jestem w stanie dobrze biegać dychy.
Ł.P. – Powiedz mi Tomek czy jest jakiś oddźwięk Twoich zeszłorocznych sukcesów w centrali? Czy ktoś w PZLA zauważył, że facet przebiegł półtora poniżej 3:40.?
T.O. – Nie. Zupełnie nie. Trener próbował nawet przeforsować moją osobę, może nie tyle do centralnego szkolenia, ale pod kątem choćby jednego obozu, w perspektywie przygotowania do Halowych Mistrzostw Świata. Odpowiedź była jednoznaczna – nieperspektywiczny. Stwierdzili, że jestem po prostu za stary. Ja to rozumiem, bo te moje możliwości obudziły się trochę za późno. Ale mam nadzieję, że pokażę więcej. Ta „dwójka” na hali ukazuje że możliwości są.
Ł.P. – Tomek widać, że jest naprawdę dobrze, widziałem dziś na Twoim treningu ogromny luz. Będziemy trzymać kciuki za powodzenie planów, oby minimum na Halowe Mistrzostwa Świata stało się faktem! Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia!
T.O. – Dziękuję |
| | Autor: barcel, 2014-02-03, 10:15 napisał/-a: i oby się udało z tą kwalifikacją :-) trzymam kciuki :-) | | | Autor: GrandF, 2014-02-03, 13:54 napisał/-a: Wynik Tomka z hali na 2000m w tabelach All-Time:
5:07.84 Bartosz Nowicki Metz 2013
5:08.87 Piotr Rostkowski Sindelfingen 1999
5:09.91 Leszek Zblewski Chemnitz 2004
5:11.10 Jakub Czaja Chemnitz 2004
5:11.56 Mariusz Ługowski Spała 1990
5:11.86 Tomasz Osmulski Łódź 2014
Z wyłączeniem z tabeli trzech lepszych wyników uzyskanych na halach o obwodzie powyżej 200m:
5:10.38 Krzysztof Prądzyński 1985 *
5:11.25 Bogusław Psujek 1985 *
5:11.34 Tomasz Kozłowski 1985 *
* - wyniki uzyskane w Jabloncu (CZE) na hali o obwodzie 300m
| | | Autor: pa ma, 2014-02-03, 22:28 napisał/-a: Drużyna Łódź Maratonu Dbam o Zdrowie wierzy w Tomka Mistrzostwa Świata i udany tam start ! Trzymamy kciuki, choć o nas w wywiadzie nie wspomniał !? | | | Autor: Nagor, 2014-02-04, 02:21 napisał/-a: Super wywiad! Brakuje w Polsce biegaczy tego typu, a to na takich ludziach opiera się sport w USA czy Wielkiej Brytanii. Ludzie, którzy to lubią i nie zastanawiają się wiele, czy są amatorami czy wyczynowcami, po prostu próbują wycisnąć z siebie jak najwięcej. Niektórzy dochodzą do wyczynowego poziomu, inni biją tylko swoje osobiste rekordy, ale startując także na bieżni, ba, nawet w sprintach.
Tomek rok temu zasunął świetny wynik, mam nadzieję, że da radę to poprawić.
| | | Autor: adamwiniarski, 2014-02-04, 06:59 napisał/-a: Mam nadzieję, że Tomek pokaże klasę i utrze nosa "nieperspektywicznym" działaczom. Motywujący wywiad. | |
|
| |
|