Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 684 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Trzeci bieg GP Warszawy
Autor: Janek Goleń
Data : 2002-04-10

We wtorek 9 kwietnia po raz kolejny spotkaliśmy się w Lesie Kabackim, aby wziąć udział w trzecim już biegu cyklu Grand Prix Warszawy będącym także drugi biegiem Tryptyku Egipskiego Alfa Star. Honorowym gościem imprezy i starterem był Bogusław Mamiński, postać znamienita w historii polskiego sportu.

Ledwo zdążyliśmy z Ryszardem Sawą na start i to z mojej winy. Trochę przeciągnęły mi się inne zajęcia, więc dopiero ok. 17.30 dotarliśmy ze stacji metra do niemal pustego już 109-go LO przy ul. Hirszfelda, gdzie w ekspresowym tempie przebraliśmy się, ale nie było mowy o dopełnieniu formalności zapisowych i załapaniu się na jakiś transport samochodowy do miejsca startu w Lesie Kabackim. Bieg zaczął się nam więc dużo wcześniej, gdyż musieliśmy w niezłym tempie przedzierać się najkrótszą drogą do lasu przez place budowy, zarośnięte nieużytki oraz nasyp kolejowy. W ostatniej chwili udało mi się wcisnąć swą kurtkę zanoszącemu jakieś rzeczy do swego samochodu Festinowi, po czym pognaliśmy w stronę grupującego się na starcie tłumu. Przekazuję tam opiekę nad Ryśkiem Edmundowi Wałędze, z którym Rysiek wcześniej umówił się na prowadzenie. Dziś po raz drugi w tym roku biegnę na Kabatach sam. Jest chłodnawo, trochę żałuję że jestem w przeciwieństwie do większości biegaczy w krótkich spodenkach.

Osiemnasta, startujemy po wystrzale Bogusława Mamińskiego. Niepotrzebnie ustawiłem się na samym końcu stawki i na początku bardzo ciężko było przedzierać się do przodu wśród tłumu na wąskiej leśnej drożynie. Z każdą minutą robi się luźniej i coraz łatwiejsze jest posuwanie się w tempie znacznie szybszym od sąsiadów. Gonią mnie docinki dziewczyn: „Gdzie ci się tak spieszy?”. Widzę, że Leszek Połaski nie eskortuje dziś żeńskiej ekipy. „Porzuciły mnie dziewczyny” – rzuca krótko. Znowu mijam Krysię Igras, która już po raz drugi przejechała jakieś czterysta kilometrów (w jedną stronę) specjalnie z Chełma na bieg w Lesie Kabackim. To się nazywa samozaparcie! Widzę wśród wyprzedzanych także Sławka Redę. Dociągam do Włodzimierza Kwaśniewskiego, który będzie mi towarzyszył niemal przez cały bieg. Poruszamy się w dość ostrym tempie, skręcamy w lewo. Widzę w przodzie Tomka i Kasię Kowalczyków, ciągną znakomicie jak na tak długą nieobecność na imprezach biegowych i już z pewnym trudem dociągam do nich. Jednak po krótkim powitaniu czuję, że muszę odpuścić tempo. Za szybko zacząłem. Do grupy z Kasią i Tomkiem dołącza za to Leszek, a ja powolutku zostaję z tyłu. Jeszcze trochę przetasowań i zaczyna formować się trzyosobowa ekipa biegnąca ramię w ramię: ja w środku, Włodzimierz z prawej, a z lewej wąsaty biegacz, Tadek Kacprowski. Zarówno przed jak i za nami stopniowo rośnie dystans do pozostałych biegaczy.

Mijamy czwarty kilometr z czasem 17:30, w okolicach piątego dołącza do nas na jakiś czas Jurek Kur, ale chyba niedługo potem odpuszcza. Mijamy oba szlabany (pierwszy na szóstym kilometrze) przy zakrętach trasy i jesteśmy na najdłuższej prostej. Bardzo powoli ale w końcu skutecznie do naszej trójki dociąga Ania Łapińska. Biegniemy jakiś czas razem, po czym urywają się do przodu najpierw Włodzimierz a potem Anka. Tylko Tadek zostaje lekko w tyle za mną. Czuję, jak od dłuższego czasu odczuwana w okolicach prawego biodra kolka powoli przesuwa się do dolnych żeber. Ale po krótkim zwolnieniu przechodzi i podkręcam tempo dochodząc do Ani. Gnamy bez słowa, słychać tylko głośne, ostre oddechy. Zakręt w prawo po długim zbiegu, po kilkuset metrach w lewo. Przy ostatnim lekkim skręcie w prawo czas nieco ponad 42 minuty, do mety jest stąd jakieś 300-400 m. Rzucam Ani, że możemy zawalczyć o życiówki. No to walczymy, ledwo zipiemy ale przyspieszamy. Tuż przed metą patrzę na zegarek i widzę, że z moim rekordem nie wyszło. Kończę z czasem o 37 sekund gorszym, czyli 44:05, wyprzedzając trochę Anię. Ale jest to najlepszy mój wynik w tym roku. Niewiele sekund po nas kończą Tadek i Sławek, Krysia ma 47 minut z groszami, widzę wreszcie Ryśka i Edmunda, którzy napedałowali 48:57, dla Ryśka to też najlepszy tegoroczny rezultat. Bohdan Czacharowski dobiegł z czasem nieco ponad 50 minut. Widzę na mecie, że klan Starzyńskich wzbogacił się o dawno już nie widzianego Daniela. Jest zimno więc nie zwlekamy z powrotem do szkoły. Tym razem oferujących usługi transportowe jest wielu, Rysiek z Bohdanem wsiadają do jednego z wozów, ale ja muszę poczekać na Festina, żeby odebrać moją polarkę. Marznę w przepoconej bluzie, wreszcie Festin, który dobiegł wraz z towarzyszką w czasie ok. 55 minut, dochodzi do swojego poloneza. Zakładem kurtkę i zabieram się z nimi.

W szatni znowu spotykam się z Ryśkiem i idziemy na zakończenie, gdzie dopełniam u Grażyny formalności zapisowych. Dostajemy kupony na tradycyjny już sok pomarańczowy i ćwiartkę baby piaskowej. Trochę tego soku wylało mi się na kurtkę Krzysia Przybysza :-(, najszybszego warszawskiego listonosza, który w niedzielę był we Wrześni i chwalił imprezę. Namawiał mnie też na wyprawę do poznańskich Winogradów 27 kwietnia. Oczywiście sporą część zakończenia spędzamy z Bogusławem Mamińskim, jest też losowanie egipskich gadżetów. Impreza kończy się po 20.00, idziemy z Ryśkiem do metra, w którym spotykamy się jeszcze z kilkoma biegaczami i Krysią Igras, która po noclegu u córki koleżanki o siódmej rano wsiada w coś tam i wraca do Chełma. Wyniki następnego dnia dostępne były u Ziutka Woźniaka, czyli tutaj.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Daniel22
08:12
fit_ania
08:10
platat
08:10
olos88
08:08
maratonek
07:54
BuDeX
07:41
jarecki112
07:41
VaderSWDN
07:39
Robak
07:30
bobparis
07:28
martinn1980
07:19

07:06
Admin
06:59
jaro109
06:26
42.195
06:02
witold.ludwa@op.pl
05:58
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |