|
| GrandF Panfil Łukasz LKS Maraton Turek
Ostatnio zalogowany 2024-10-17,17:31
|
|
| Przeczytano: 464/541015 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Upadek klasy średniej | Autor: Łukasz Panfil | Data : 2013-09-25 | W ostatnich trzech latach nasz maratoński trzon najpierw wrócił do poziomu swoich poprzedników sprzed dwóch dekad, by w zeszłym roku stać się najlepszą maratońską grupą wszechczasów. Szost, Chabowski, Kozłowski, Giżyński i Gardzielewski udowodnili, że Polacy potrafią szybko biegać maraton. To niewątpliwie cieszy, tym bardziej, że trójka z nich nie ma jeszcze 30 lat.
Obserwując jednak maratoński rozkład sił już na pierwszy rzut oka widać, że tuż za ekstraklasą jest trzecia i czwarta liga. A gdzie druga? Gdzie zaplecze? Nie ma. Pomiędzy „szpicą”, a pozostałymi występuje jakaś szczelina, która pochłonęła całą resztę. 20 lat temu lukę tą wypełniało 20-25 zawodników biegających na poziomie 2:15-2:20.
Ktoś może zadać pytanie – jaką stratą jest niemal zupełny zanik zjawiska „drugiej ligi”. A no taką, że nie ma siły napierającej, która częstokroć napędza te największe tryby. Ano taką, że ograniczone jest pole ewentualnych niespodzianek autorstwa drugiego sortu. Ano taką, że nie ma gabinetu cieni, który w razie absencji top elity potrafiłby choć w niewielkim stopniu udźwignąć jej obowiązki. Gdzie leżą przyczyny?
Niestety rozwój masowych biegów ulicznych nie służy maratońskiemu wyczynowi. Różnorodność kalendarza imprez pod każdym względem – długości dystansu, stopnia gratyfikacji, ukształtowania terenu – rodzi pokusy. Zawodnik tym pokusom ulega i trudno mu się dziwić jeżeli może w ten sposób poprawić jakość swojego bytu. W tym miejscu pojawia się punkt, którego rozdroże jest ślepą uliczką w każdym przypadku. Zawodnik, albo rezygnuje w ogóle z maratońskiej próby, bo mnogość biegów ulicznych pozwala na godziwą reperację budżetu. Albo przygotowuje się do maratonu, opróżniając w drodze do celu bak „paliwa” przypadkowymi startami. I mamy to co mamy:
Powyższa tabela zawiera po 3 lata z ostatnich 5-ciu dekad. Skupmy się na kolumnach wynikowych nr.2, nr.5 i nr.6. Wystarczy kilkusekundowe śledztwo okiem i palcem po ekranie żeby się przekonać gdzie jesteśmy. Cofnęliśmy się o 40 lat. Kolumny: nr.1, nr.3 i nr.4 są wynikiem doskonałych rezultatów trzonu. Te kilka osób dźwignęło poziom w obrębie pierwszej dziesiątki. Powrót zaplecza jest raczej niemożliwy.
Przed blisko trzema tygodniami rozmawiałem z maratońskim Mistrzem Polski z roku 1984 prof. Wojciechem Ratkowskim. Zadałem mu pytanie jaką dekadę do uprawiania sportu wybrałby mając do dyspozycji opcje pomiędzy latami 80-tymi, a teraźniejszością. Prof. Ratkowski nie odpowiedział może wprost, ale sens poniższego tekstu sugeruje dokonanie wyboru:
prof. Wojciech Ratkowski"Mimo iż mieliśmy niedostatki w postaci słabego sprzętu, niepełnej suplementacji i niższych standardów życia, nasz proces treningowy przebiegał spokojniej. Mieliśmy jedną, sztandarową imprezę w ciągu roku – maraton w Dębnie. Żelazny punkt kalendarz. Dzięki tej pewności otrzymywaliśmy 5 miesięcy spokojnego treningu, a jak wiadomo ukierunkowanie na jeden cel przynosi najlepsze efekty. Po drodze nie było nieplanowanych startów wynikających z nadarzających się okazji.
Obecnie wielokrotnie obserwujemy zawodnika, który w trakcie maratońskiego treningu jedzie na zawody „treningowo”. Na miejscu okazuje się jednak, że konkurencja zmusza do potraktowania startu poważniej. To zupełnie wypacza sens długotrwałego przygotowania. Niestety wspaniałe zjawisko masowego biegania nie wpłynęło pozytywnie na poziom wyczynu. Dziś aż trudno uwierzyć, że w 1986 roku z wynikiem 2:13:54 zajmowałem 10-te miejsce Mistrzostw Polski w maratonie."
Racja. To niewiarygodne. Dziś regularny poziom 2:30 zapewnia 4-6 miejsce krajowego czempionatu. Brak Mistrzostw Polski z prawdziwego zdarzenia to kolejna bolączka nadająca się jednak na oddzielny artykuł. Brak klasy średniej to raczej problem bez możliwości rozwiązania. Nie ma powrotu do jej istnienia. Nie widać okoliczności, które byłyby motywatorem do wskrzeszenia tegoż poziomu na szerszą skalę. Jakoś nie chce mi się jednak wierzyć, że zanik zjawiska niższej kategorii w danej dziedzinie nie będzie miał wpływu na jej szczytowe osiągnięcia. To tak jakby schody pozbawić jakiegoś stopnia – wciąż będą spełniały swoją rolę, ale będzie coraz ciężej... |
| | Autor: Hung, 2013-09-26, 21:26 napisał/-a: Ależ z wypowiedzi profesora, którego cytat Pan zamieścił jasno wynika, że kiedyś, gdy nie było wielu zawodów, to biegacz skupiał się na jednym starcie (Dębno) w roku i osiągał ładne wyniki a teraz, w związku z tym, ze mamy dużo różnych biegów, to zawodowiec często się "rozdrabnia" i wyniki nie są takie, jak byśmy chcieli. Pan również tak uważa. Może moje porównanie z butelką jest słabe ale miałem to samo na myśli, co inny forumowicz pisząc: "pretensje do garbatego, że ma dzieci proste".
Jak już wspomniałem, jest to problem nie tylko biegów długich. W każdej dziedzinie szeroko pojętej kultury są podobne efekty. Jesteśmy krajem wygrzebującym się z wielkiego dołka, szeroki dostęp do filmów (np. seriale), muzyki (np. disco - polo) powoduje ogrom produkcji miernej jakości, dlatego by spełnić (schlebić) oczekiwania większości, która to większość jest jeszcze w tym wspomnianym "dołku". Interes się kręci ale jakość "Kiepska". Powszechna dostępność do tysięcy uczelni rodzi ogrom magistrów i inżynierów, których nikt nie chce zatrudniać, bo mało potrafią. Mimo to idziemy cały czas do przodu. Nie da się przeskoczyć pewnych "frycowych" wpadek.
Nie zgodzę się, że "średnia klasa" nie powróci. Pojawi się, gdy okrzepniemy, gdy nabierzemy dystansu do świata, gdy przestaniemy zachłystywać się tym co gdzie indziej jest na porządku dziennym i u nas też stanie się normalnym. Potrzeba na to czasu i jeśli nie postawi ktoś blokady - na trasie rozwoju - przez błędną politykę, to dożyjemy długiej ławki rezerwowych (mistrzów) biegaczy. | | | Autor: Admin, 2013-09-27, 08:13 napisał/-a: Wydaje mi się, że Łukasz jako autor nie ma do nikogo pretensji, tym bardziej do garbatego, ale zauważa trend - klasa średnia praktycznie nie istnieje, zwłaszcza jak porównać to z danych z lat 70 i 80-tych. Na zawodach (maraton) pomiędzy zwycięzcami, a tymi, którzy nabiegają 2:40-2:50 zionie często taka dziura, że ludzie się rozchodzą do domów, a dziennikarze z mediów niesportowych pytają, czy jeszcze ktoś będzie biegł, bo przecież TYLE OSÓB WYSTARTOWAŁO. Serio.
Artykuł nie jest pretensjami. Jest pokazaniem statystyki. | | | Autor: DarkTri, 2013-09-27, 08:55 napisał/-a: Być może tak jest jak pisze autor, jednak, wyciąganie wniosków na podstawie tej tabeli jest za daleko idącym uproszczeniem i na pewno nie jest to analiza statystyczna.
Pytam, gdzie są wyłaczane czynniki skrajne aby nie wpływały na średnią, gdzie są odchylenia, gdzie jest analiza oparta (porównawczo) na medianie wyników, wreszcie gdzie są wartości testów (zakładam, że autor robił przynajmniej analizę wariancji) i gdzie są analizy błędów wynikających z rozkładów. Według mnie teza, że "coś się dzieje w drugiej linii biegaczy" oparta na zwykłym porównaniu trzech ostatnich wyników w jednej z kolumn, jest uproszczeniem i na pewno nie jest metodologiczna. I to nie jest statystyka! | | | Autor: Admin, 2013-09-27, 09:22 napisał/-a: Czyli nic poniżej pracy magisterskiej Pana nie przekona? Ok. Jak ktoś lubi, to niech robi badania laboratoryjne, mi wystarczy to co jest w tabeli i to co widzę w wynikach oraz na zawodach. | | | Autor: Stefan Brochowicz, 2013-09-27, 09:31 napisał/-a: Znawco. Istnieje jeszcze coś takiego jak doświadczenie osób, które w danej branży siedzą od lat. Przy tym nawet wszelkie Twoje wariancje wyglądają blado. | | | Autor: barcel, 2013-09-27, 11:27 napisał/-a: Witam,mi również brakuje analizy statystycznej, nie koniecznie na poziomie prac naukowych.
Przedstawioną tabelę z wynikami z ostatnich czterech dekad ja interpretuję w całkiem inny sposób. Wg mnie występuje powrót do wyników z lat 70-tych, choć nadal utrzymują się na wyższym poziomie. Jeśli zestawimy ze sobą ostatnie wiersze tabeli, czyli 1975 i 2012 rok, tak to można zinterpretować. Można zaobserwować lekką poprawę wyników w obszarze 1984 -1995, ale obecnie, że wracamy do poziomu 1975 roku :-) | | | Autor: DarkTri, 2013-09-27, 14:10 napisał/-a: ekspert Macierewicza ...? | | | Autor: ZibiT, 2013-09-27, 14:35 napisał/-a: Zgadza się,ale pisanie,że problem ten wynika z mnogosci imprez
to chyba nadużycie. | | | Autor: ZibiT, 2013-09-27, 14:39 napisał/-a: I to te osoby o których piszesz, mające doswiadczenie i siedzące w branży od lat odpowiadają za to gdzie dzisiaj jest polski sport - w czarnej D. | | | Autor: Ryszard N, 2013-09-27, 14:56 napisał/-a: Michał, a nie przyszło Ci do głowy, że statystyki statystykami a prawda jest inna ? Może po prostu w chwili obecnej nie ma "materiału wsadowego". Brak talentów. W sporcie, szczególnie tym na wysokim, profesjonalnym poziomie, do pewnego momentu wystarczy rzemieślnicza robota. Jest jednak moment w którym trzeba pokazać, że ma się talent. Nie koniecznie należy się w tym miejscu odnosić do sportu wysoko kwalifikowanego. Jest to wyraźnie dostrzegalne również wśród amatorów. Z jednej strony masz młodych, wysportowanych zawodników a z drugiej strony nasi sześćdziesięciolatkowie, Cichończuk, Jasek, Borowski, Krzyszkowski, którzy swoimi dokonaniami tych młodych po prostu ośmieszają.
Po zastanowieniu się, jestem w stanie się zgodzić z autorem tekstu, że jest pewna zależność pomiędzy ilością imprez a marnymi wynikami. Ta zależność jest jednak bardziej złożona. Ma ona też związek z poprzednim artykułem autora. Otóż, rzecz zaczyna się w okresie juniorskim. Jest i była wcześniej grupa zawodniczek i zawodników które w okresie juniorskim osiągała dobre wyniki i albo wszelki słuch po nich zaginął, albo ich obecne wyniki są takie sobie. Być może, w okresie juniorskim ich jedynym problemem było nosić tornister i chodzić na trening. Byt zapewniali rodzice. Wchodząc w dorosłość okazało się, że z tego biegania należy utrzymać siebie a nie rzadko swoją rodzinę. Na bieganiu, jeżeli nie jesteś w czubie, nie sposób zarobić. I tu zaczyna się problem. Socjalistyczny system wspierania sportu upadł i nie pojawiło się nic w zamian. Jest ORLEN ( regularnie obsuczany ), który wspiera sport, min. maratończyków i jeszcze kilka firm i na tym koniec. To powoduje, że zawodnik chcąc przeżyć, musi mnożyć starty lub sobie odpuścić.
Kwestia osiągania wartościowych wyników to jeszcze inny problem. W znakomitej większości biegów, biga się na wygraną a nie na wynik. Tak w biegach Olimpijskich, rangi mistrzowskiej jak i na prowincjonalnych biegach ulicznych. Nie będę tu specjalnie odkrywczy, jeżeli napisze, że zawodnik który biegnie w maratonie dwie minuty-trzy minuty przed konkurencją ma średnią motywację do tego aby się "napinać", mając na uwadze to, że musi za tydzień ( lub jutro ), ponownie wystartować.
Tak więc, receptą na dobry wynik pozostaje tylko silnie obsadzona, mocno wyrównana impreza z wysoką wygraną. W kraju takich biegów nie ma. Część organizatorów z góry mówi, że płacenie za przyjazd i wysokie gaże za zwycięstwo ich nie interesują a pozostali chcieli by podnieść prestiż swojej imprezy ale nie mają pieniędzy.
Nie zapominajmy też, że bieganie maratonów, szczególnie na wysokim, profesjonalnym poziomie, jest "kontuzjogenne". To powoduje skrzywienie statystyk. Patrz w tym roku Szost, Giżyński, itd. | |
|
| |
|