|
| paworz Paweł Orzechowski Trzebnica
Ostatnio zalogowany 2018-06-18,13:51
|
|
| Przeczytano: 503/712690 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Tallin Maraton 2012 | Autor: Paweł Orzechowski | Data : 2012-09-28 | Było słonecznie, chłodno i wietrznie kiedy wczesnym popołudniem na początku września stanąłem na głównym rynku (Raekoja plats) naprzeciwko Ratusza. Plac ratuszowy to serce Dolnego Miasta. Jestem w stolicy Estonii Tallinie, a w dniu jutrzejszym ma odbyć się bieg maratoński.
Na szczycie wąskiej, nieco orientalnej wieży ratuszowej podobnej do minaretu można zauważyć pozłacaną figurkę Starego Tomasza, który w ręce trzyma włócznię. Legendy mówią, że w średniowiecznym Tallinie, co roku odbywał się konkurs łuczniczy. Zwycięzcą był ten, kto ustrzelił drewnianą papugę siedzącą na szczycie wysokiego słupa. W turnieju mogli brać udział jedynie bogaci arystokraci.
Według podań, nikt nie potrafił zestrzelić papugi, aż strzałę w jej kierunku posłał Tomasz. Precyzyjnie trafił cel, ale pochodził z biednej rodziny, przez co ściągnął na siebie kłopoty. Szczęśliwie zamiast zostać ukaranym przywiązaniem do pręgierza, dzięki swoim umiejętnościom, stał się uczniem straży. Tomasz szybko stał się uznanym żołnierzem. Kiedy umarł, miasto ufundowało poświęconą mu metalową statuetkę i zamontowano ją na ratuszu, dzięki czemu Tomasz nadal może bronić miasta. Mieszkańcy Tallina nadal wierzą, że do czasu kiedy legendarny strażnik patrzy na miasto z góry, nic złego nie może przytrafić się miastu.
Powoli opuszczam plac by udać się do biura maratonu na Placu Wolności. Mijam Raepteek – pierwszą aptekę w Estonii i jedną z najstarszych w Europie działającą nieprzerwanie od 1422 roku. Idąc głównym traktem Dolnego Miasta – ulicą Pikk dojdę do celu. Tak przynajmniej mi się wydaje spoglądając na mapę. Po obu stronach piękne kamieniczki i wąskie uliczki między nimi. Po drodze rzucający się w oczy budynek ambasady rosyjskiej z charakterystycznym balkonikiem, z którego w 1940 roku Andrzej Zdanow ogłosił Estończykom i światu „zgodę” Kremla na wstąpienie Estonii do ZSRR.
Po kilkunastu minutach jestem w biurze maratonu. Nie ma kolejek. Odbieram skromny pakiet startowy, analizuję miejsce startu, mety, miejsce składania depozytu. Taki rytuał każdego maratończyka. Do zmroku zostało kilka godzin. Zanim wrócę do hotelu pokluczę jeszcze chwilę po starym mieście. Ponieważ Tallin znany jest z zachowanych murów obronnych i licznych baszt kieruję się do tej najbardziej znanej – Kiek in de Kok. Ma wysokość sześciu pięter.
Obok Wieża Dziewicza (Neitsitorn), która w średniowieczu służyła wbrew nazwie za więzienie dla prostytutek. Wracam z powrotem do Dolnego Miasta. Tym razem ulicą Vene. Trudno nie zauważyć po drodze Kościoła św. Mikołaja (Niguliste kirik). Przecinając znaną już ulicę Pikk przechodzę na równoległą do niej ulicę Lai. Tu również piękne kamieniczki, kawiarenki i sklepiki z pamiątkami. Zaglądam jeszcze do Kościoła św. Michała (Rootsi-Mihkli kirik) i powoli dochodzę do wniosku, że pora wracać do hotelu i przygotować się do jutrzejszego biegu.
Po przebudzeniu się wczesnym rankiem 9 września 2012 zaglądając przez okno stwierdzam, że prognozy pogody sprawdziły się. Jest co prawda słonecznie, ale wieje mocniej niż wczoraj i zrobiło się chłodniej. Wiatr zachodni, czyli pamiętając trasę maratonu będzie stale wiało z boku z prędkością 9 m/s.
Na starcie w centrum miasta ok. 1800 maratończyków. Większość to Estończycy, ale są oczywiście Polacy, Rosjanie, Łotysze, Duńczycy, Włosi, Niemcy, Czesi i inni. A łatwo to stwierdzić, bo na numerze startowym widnieje imię i nazwisko oraz flaga kraju jaki się reprezentuje. Strzał startera o godzinie 9:00. Dość szybko opuszczamy Starówkę i po kilku kilometrach biegniemy promenadą nadmorską. Po lewej stronie Zatoka Fińska. To stąd mocno wieje.
Robi się zimno mimo słonecznej pogody. Fale morskie rozbijają się o wielkie polodowcowe głazy narzutowe. Gdzieś po drodze marina. Chwilę odpoczynku daje nadbrzeżny las sosnowy w okolicy 8-10 km trasy maratonu. W tej okolicy też zawracamy i biegniemy z powrotem do centrum. Trasa biegu składa się z dwóch identycznych pętli po 21 km każda, tak więc nadmorski wietrzny odcinek musimy pokonać czterokrotnie. Do centrum wbiegamy od strony północnej. Mijamy charakterystyczną basztę zwaną z racji gabarytów Grubą Małgorzatą (Paks Margareeta), mając przed sobą najwspanialszą świątynię stolicy Kościół św. Olafa (Oleviste kirik) skręcamy w prawo obok kompleksu średniowiecznych kamieniczek, zwanych Trzema Siostrami i kierujemy się w stronę wąskiego przejścia wzdłuż murów obronnych z wbudowanymi licznymi basztami.
Dwudziesty kilometr maratonu wiedzie u stóp Górnego Miasta, które zwiedzę mam nadzieję w dobrym zdrowiu po maratonie. I tak mija pierwsza pętla i zarazem połowa maratonu. Rozpoczyna się druga. Trasa znana, wiatr o takiej samej sile, może trochę cieplej. Na 30 km, jak to powiadają biegacze koniec agrafki i powrót. Co tu dużo pisać – nie jest lekko, ale nikt się nie poddaje. Wszak oprócz różnych niezwykle trudnych życiowych zadań prawdziwy mężczyzna musi też pokonać maraton... I tak się po raz kolejny staje. Wbiegając na Plac Wolności mijając linię z napisem FINIS kończę kolejny maraton. Na szyi zawisa piękny pamiątkowy medal...
Po kilku godzinach wracam z powrotem do centrum stolicy. Tym razem mimo jeszcze zakwaszonych mięśni nóg wdrapuję się 50 metrów ponad poziom Dolnego Miasta tym razem do Górnego Miasta na tzw. Górę Katedralną (Toompea). Jego centrum to Kiriku plats (Plac Kościelny). Nad okolicą góruje zamek Toompea wzniesiony w 1227 roku. Obecnie mieści się w nim parlament (Riigikogu) o czym świadczy złota tarcza z trzema niebieskimi lwami oraz trójkolorowa flaga estońska.
Przy wejściu do budynków rządowych wznosi się sobór Aleksandra Newskiego. Prawosławna cerkiew pochodzi z czasów Aleksandra III, czyli okresu zwiększonej rusyfikacji prowincji. Spacer jeszcze węższymi niż w Dolnym Mieście uliczkami łagodzi moje zmęczone długim biegiem nogi. Z kilku miejsc widokowych spoglądam na piękną estońską stolicę. Zachodzące słońce oświetlające kamieniczki i baszty Dolnego Miasta, fale morskie Zatoki Fińskiej w oddali i różnokształtne cumulusy na niebie sprawiają, że trudno z tego miejsca się ruszyć.
Autobus miejski na lotnisko jedzie kilkanaście minut. Jego trasa wiedzie wzdłuż brzegu Jeziora Ulemiste. Ponoć niewiedzieć czemu całe jezioro otoczone jest ogrodzeniem. W pewnej chwili stojąc w korku zauważam nad brzegiem jeziora postać starego człowieka, o czym świadczy zgarbiona sylwetka, siwe włosy i długa broda. Nie wykluczone, że jest to postać Starca z Jeziora Ülemiste. Legenda głosi, że starzec, nazywany Ülemiste Vanake (starzec z Ülemiste), zwykł siadać na przedmieściach, w pobliżu jeziora i obserwować rosnący Tallin. Co roku opuszcza on swój dom i udaje się do miasta. Puka do bram, aby spytać czy miasto zostało już ukończone.
Od setek lat odpowiedź brzmi "nie!", a poirytowany Starzec wraca nad jezioro pomrukując pod nosem. Jeśli ktoś kiedyś odpowie na to „tak”, Starzec zaleje całe miasto wodami swojego jeziora. Jeśli więc spyta Cię starzec, czy miasto zostało już ukończone, odpowiedz "nie!"
p.s. Pokonałem 578 maratończyków z różnych stron świata, do rekordu świata zabrakło mi ponad 2 godziny... |
| | Autor: emka64, 2012-09-28, 22:13 napisał/-a: Paweł przez Ciebie zbankrutuję :)
Tak opisujesz swoje starty , że już jutro pobiegłbym w Tallinie ! | | | Autor: scibior, 2012-09-29, 23:01 napisał/-a: Ech...co mówić, miałem okazję miesiąc mieszkać w Tallinnie podczas praktyk w te wakacje. To jezioro mnie prawie zrójnowało, a dokładnie to ogrodzenie! nie wiedziałem jak je obiec, w końcu wylądowałem na autostradzie ku Tartu, z 2h wybiegania musiałem dodać 2,5 h spaceru-bo się zgubiłem a nie miałem wystarczającej ilości spożywczych gadżetów-to był 3 dzień w Tallinnie. Ale fajne są podbiegi koło parlamentu :) | |
|
| |
|