|
| Przeczytano: 480/302159 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Wspomnienie z Halowych MŚ w Jyvaskyla | Autor: Krzysztof Borowski | Data : 2012-06-25 | Wyjazd na Halowe Mistrzostwa Świata do Jyvaskyla w Finlandii był marzeniem, które zmobilizowało mnie do podjęcia wytężonej pracy. Było to przedsięwzięcie rozgrywające się na wielu poziomach. Najważniejszym było oczywiście przygotowanie odpowiedniej formy, pozwalającej na osiągnięcie wyznaczonego celu, którym było zwycięstwo na dystansie 3000 m.
Zdawałem sobie sprawę, że będzie o nie trudniej niż na Halowych Mistrzostwach Europy w Gent, wszak do Jyvaskyla zjeżdża cały świat i splendor płynący z wygranej będzie zdecydowanie większy.
Drugim wyzwaniem było zgromadzenie odpowiednich funduszy, bo Finlandia nie należy do tanich państw i moje skromne zarobki ze szpitala były niewystarczające na taki wyjazd. Oczywiście zorganizowanie takiego wyjazdu i zapewnienie znośnego pobytu w trakcie trwania mistrzostw wymagało nie lada wysiłku.
Poprzedni sezon zakończyłem dość wcześnie. Zmusiła mnie do tego przykra kontuzja lewego uda, niepozwalająca na jakiekolwiek bieganie. Przerwę trwającą kilka miesięcy wykorzystałem na integrację rodzinną i ciężką pracę zawodową. W listopadzie ubiegłego roku okazało się, że po kontuzji nie ma śladu i był to najwyższy czas na podjęcie pierwszych treningów. Okres wprowadzający po tak długiej przerwie był niezwykle trudny i nachodziły mnie chwile zwątpienia czy podołam. W takich momentach oparciem była rodzina i wiara w wygraną.
W miarę wybieganych kilometrów wracało dobre samopoczucie i pewność, że praca włożona w przygotowania będzie owocowała zwycięstwem. Trening, który rozpisałem na poszczególne okresy, był nastawiony na krótkie, 3 km. odcinki biegu ciągłego, przedzielone długimi 20 km. wybieganiami. Oszczędzając kasę na wyjazd, ograniczyłem udział w zawodach w kraju do minimum. Nawet sprawdzian, tuż przed Halowymi Mistrzostwami Polski, zrobiłem u siebie na mojej trasie biegowej. Moja nieobecność na zawodach zaniepokoiła moich przyjaciół i miałem kilka telefonów z zapytaniem co się u mnie dzieje. A ja zwyczajnie trenowałem i oszczędzałem.
Pierwszym startem, a zarazem poważnym sprawdzianem były Halowe Mistrzostwa Polski w Spale. "Czajnikowanie" na 1000 m. zakończyło się porażką z Rysiem Drypsem i słabym wynikiem 3:04.0. Na 3000 m. nie popełniłem już takiego błędu. Swobodny od samego początku do końca, samotny bieg i niezły wynik 9:52.0 był dobrym otwarciem i prognozą na czekające mnie wyzwanie w Finlandii.
Czas dzielący mnie do wyjazdu był kontynuacją wcześniej nakreślonego treningu
i obawą, żeby czegoś nie przedobrzyć. Jeszcze tylko jeden mocny trening i wreszcie upragniony wyjazd do Jyvalskyla w pierwszą niedzielę kwietnia z mocną wiarą zwycięstwa. Na miejscu, po przyjeździe, niepsodzianka. U nas w Blachowni wiosna, a tam w Jyvaskyla pełnia zimy. Szybkie zakwaterowanie i załatwienie formalności w TIC i do łóżka, wszak jutro 3 kwietnia start w Crossie, a za mną 1700 km. jakże trudnej drogi.
Cross 8 km., 4 kłółeczka po wymagającej mocno ośnieżonej trasie. Przyglądam się moim konkurentom, oceniając ich i moje szanse. Ostatnie minuty to już mocna koncentracja i przemyślenie założeń taktycznych. Strzał startera i szaleńcze tempo zawodników z Ukrainy, legitymujących się najlepszymi czasami z list startowych. Z trudem nadążam.
Po pierwszym kilometrze tempo siada i dołączam do czołówki, kontrolując bieg. Utrzymują 2-3 pozycję. Szybko mijają 3 pętle na prowadzeniu pozostaję tylko ja i Fin, a kilka metrów dalej zawodnik z Irlanlandii. Wbiegając na ostatnie kółko, decyduję się na delikatny atak i o dziwo zostaję sam. Pędzę niezagrożony do mety, powiększając odległość z każdym metrem nad drugim już irlandczykiem. Narasta we mnie radość, że oto ja KRZYSZTOF BOROWSKI z Blachowni, za chwilę będę MISTRZEM ŚWIATA.
Radość, entuzjazm, euforia, łzy szczęścia. Życzenia od nielicznych kolegów, którzy tak jak ja oszczędzali wiele, wiele miesięcy aby tu przyjechać i tak jak ja przeżywać ogromną radość. Podium, Mazurek Dąbrowskiego, autograf na ogromnym plakacie z Mistrzostw, zarezerwowany tylko dla zwycięzców. Powrót do miejsca zakwaterowania i prawie bezsenna noc, w czasie której jeszcze wielokrotnie przeżywam najwspanialszy dla mnie bieg. Bieg po Mistrzostwo Świata.
Dwa dni przerwy do kolejnego startu spędziłem na hali dopingując moich przyjaciół z Polski i zwiedzając wspaniałe, położone w górzystym terenie miasto Jyvaskyla.
6 kwienia mój drugi start, tym razem na 3 000 m. na hali. Solidna rozgrzewka i niespodzianka: z dwóch zapowiedzianych serii tylko jedna. Po strzale startera ustawiam się na drugiej pozycji, tuż za rosjaninem. Szybko mija pierwszy kilometr. Atakuje Fin, podążam tuż za nim. Inni zawodnicy powoli odpuszczają. Biegnę za zawodnikiem z Finlandii do ostatniego kółka kiedy to przyspieszam i przy ogłuszającym dopingu mobilizującym ich zawodnika do ostatniego, być może zwycięskiego zrywu, niezagrożony mijam linię mety. Mam drugi złoty medal.
To niesamowite! Kto liczył na mnie? Kto liczył na dwa złote medale? Zapewne tylko ja !!!
I znów Mazurek, i znów łzy szczęścia. Dla takich chwil warto pracować. Jeszcze tylko epizod dotyczący startu na 1500 m., gdzie w eliminacjach biję rekord Polski aż o 19 sek., a w finale już zmęczony zajmuję IV miejsce, tuż za podium. Tyko IV czy aż IV na świecie. Nie jest to jednak mój dystans.
Szaleńczy powrót do domu, aby zdążyć na końcówkę Świąt Wielkanocnych, zgodny jednak z przepisami ruchu drogowego, a tam czeka na mnie wielka niespodzianka. Cudowne powitanie rodziny i sąsiadów z transparentem: WITAMY MISTRZA ŚWIATA. Są kwiaty, szampan, sto lat. Ech te łzy. Jeszcze tylko powitanie na moim Oddziale Ortopedii i wraca codzienność, a z nią wiele dręczących mnie przez cała drogę powrotną pytań.
Jak to jest, że uczestnicy Halowych Mistrzostw Świata Weteranów z innych państw mieli opłacone przez ich społeczność startowe, dojazdy, noclegi, wyżywienie. Jak to możliwe, że tamci zawodnicy mieli zapewniony sprzęt treningowy, ubiór reprezentacyjny, a nawet przygotowane obozy i płatne urlopy. U nas każdy musiał ponieść koszty we własnym zakresie. Nie jestem więc zaskoczony, że niemieckich, angielskich, czy francuskich sportowców było aż po 300, a nas Polaków tylko 10.
Chwała nam za to, że w tak okrojonym składzie zdobyliśmy aż 9 medali w tym 6 złotych. Nasuwa się jednak refleksja. Jak to możliwe, że tak dużo się mówi o pokoleniu 50+, że chce się nas zmusić do pracy do 67 roku życia, a nic się dla nas nie robi. Nie dostrzegają nas nasi dyrektorzy, nasze władze samorządowe, władze państwowe, a przecież jesteśmy doskonałym przykładem znanego powiedzenia:
W ZDROWYCM CIELE, ZDROWY DUCH.
Jak sobie wyobrażają nasi pracodawcy, nasze władze, życie i pracę ludzi po 50 roku życia. Chcę wszystkim przypomnieć, że zależność jest zwrotna. Im zdrowsze społeczeństwo, tym bardziej wydajne i twórcze. Jeżeli wydamy dzisiaj złotówkę na KULTURĘ FIZYCZNĄ, to jutro nie wydamy wielokrotnie więcej na służbę zdrowia. Wiem o tym jako sportowiec i jednocześnie mgr fizjoterapii.
Wykorzystajmy postawy godne naśladowania. One są wśród nas. Zainwestujmy w nie, wspomóżmy finansowo, żeby na następne Mistrzostwa jechało z Polski nie 10 lecz 100 sportowców. Wszak na Halowych Mistrzostwach Świata Weteranów w Finlandii Krzysztof Borowski stojąc na podium nie słuchał swojej ulubionej melodii, nie wisiał za nim jego sztandar, a na piersiach nie miał swojego znaku herbowego. Byłem tam jako REPREZENTANT POLSKI, a stojąc na najwyższym stopniu słuchałem MAZURKA DĄBROWSKIEGO, za mną wisiała flaga biało - czerwona, a na mojej koszulce widniał nasz orzełek. Ten sam, o którego taką walkę stoczyło nasze społeczeństwo, nasi politycy, dziennikarze z PZPN.
Marzę o tym, aby standardy obowiązujące w Unii dotyczyły również sportu WETERANÓW, a nie tylko sprowadzały się do wyrównywania cen i kontroli emisji CO2!
Wyniki HMŚ znajdziecie pod adresem www.fidalservizi.it/wma_2012/Index.htm |
| | Autor: Stepokura-nazwisko zlat60, 2012-06-26, 08:22 napisał/-a: Smutny komentarz ten Twój, i konkluzja, z tych mistrzostw.
Niestety takich jak Ty opłacajacych z własnych skromnych,emerytalnych funduszy, swoje starty w róznego rodzaju mistrzostwach weteranów-[Świata i Europy], i tez, nie mogących liczyć, na pomoc Panstwa, w zakresie podstawowych srodków, takich jak przejazd, sprzet,czy obóz przxygotowaczy, mimo zdobywanych złotych medali, i którym na podium grają nasz hymn narodowy, jest więcej,jak chociazby Antek Cichończuk,wielokrotny mistrz świata i Europy na dystansach od 10.0km. do maratonu, a nie zapominajmy ze nasze emerytury [srednio[1500,-zł.], są parokrotnie nizsze od emerytur, w takich państwach jak chociazby Niemcy[8.500],Finlandia[8.000],czy nawet Grecja[4.500], której Polska decyzją naszych rzadzacych-mam nadzieje, ze już nie długo, splaca 300 mil. euro długu. Smutne to niestety, ale sami zgotowalismy sobie taki los, a za to wybudowano nam piękne stadiony, likwidujac bieznie na istniejących [wide Trójmiasto], dziurawe autoistrady, powodujące wypadki.Co innego się mówi[pijar], a co innego robi, zwłaszcza odnosnie ludzi w wieku [50+],i starszych | | | Autor: Wojtek57, 2012-06-26, 10:42 napisał/-a: Odwaliłeś kawał dobrej roboty KRZYSZTOF dla naszego kraju i polskiego biegania.Wielkie gratulacje!;)Tych chwil na podium zazdrości Ci niejeden z nas,ale tej katorżniczej pracy jaką musiałeś wykonać przed mistrzostwami,aby dojść do formy po kontuzji,już pewnie niewielu..+50 latkowie wiedzą jednak ile więcej muszą dać z siebie od młodszych kolegów i koleżanek,jak trudniej przebiega czas odnowy(!).Smutny ten Twój komentarz w temacie zaangażowania naszych władz sportowych i politycznych,Tobie i nam,którym "zależy"na godnym reprezentowaniu naszych barw pewnie na długo jeszcze zostaje pukanie do drzwi sponsorów,albo ciułanie jak Ty na pokrycie kosztów wyjazdów na zawody(;Życzę Ci KRZYSZTOFIE wielu sukcesów i zdrowia przede wszystkim,właściwej odnowy po wysiłku;))ale jako mgr rehabilitacji(?),nie masz z tym pewnie najmniejszego problemu;)) | | | Autor: Henryk W., 2012-06-26, 11:25 napisał/-a: Gratuluję wspaniałego występu i jego opisu. | | | Autor: Magda, 2012-06-26, 12:29 napisał/-a: sporty zauważane są przez społeczeństwo wybiórczo
piłka nożna, lekkoatletyka tylko gdy emitują jakieś mistrzostwa, a i to o wiele skromniej, no oczywiście olimpiady, ale tak poza tym?
jeśli w jakimś sporcie pojawi się jakieś polskie nazwisko to oczywiście szał-pał: Małysz, Radwańska, ale tylko tak długo jak są sukcesy
więc dokładanie do sportu nie jest korzystne, nikt się tym nie interesuje, sponsorzy na tym nie zyskają, samorządy przeważnie nie mają na takie coś pieniędzy
a 50+ aktywnych aż tak bardzo jak autor artykułu jest mało, to znikomy procent, który widzą tylko osoby uprawiające tę samą dziedzinę sportu, i tylko te osoby, które interesują się tym ciut bardziej niż tylko własnym progresem i planem treningowym
jest to z pewnością przykre, ale nie wiem czy jest tu o co mieć pretensje- u nas jest po prostu inna mentalność, nie tylko zarobki
być może będzie się to zmieniać, ale to kwestia co najmniej dekady, może dwóch
nie wiem jak to wygląda w przypadku zawodników z innych krajów- może sami też płacą, może ich klub ma dobrego sponsora, albo jest to klub "zakładowy" który ma pieniądze, może coś dokładają samorządy?
myślę jednak że nie ma co patrzeć na ten aspekt, lepiej skupić się na tym, co te mistrzostwa Wam dały, tych chwil nikt Wam nie zabierze, nie kupicie ich za żadne pieniądze... | | | Autor: konro, 2012-11-09, 09:44 napisał/-a: Poznałem Pana Krzysztofa w przykrych okolicznościach (w szpitalu) i z przykrością wysłuchałem rozwinięcia tematu o którym w marginalny sposób wspomniał w swoim artykule a który w pełni obnaża hipokryzje i zakłamanie "działaczy sportowych" którzy jak rzeka cały wysiłek wkładają w wyżłobienie sobie koryta. Marny to kraj w którym sukcesy osiąga się tylko dzięki sobie a nawet wbrew związkowi.
Trzymam kciuki Panie Krzysztofie. | | | Autor: hubertp29, 2012-11-09, 11:16 napisał/-a: Wśród polityków jest całkiem sporo ex sportowców. Trzeba do nich uderzać. | |
|
| |
|