|
15 wrzesnia 2017, 21:34, 1866/166234 | Admin Michał Walczewski | ![](sylwetki/foto/zm_35_5.jpg) |
| ![](pikto/kropa_szara.gif) | PZLA: projekt z licencjami dla biegaczy i organizatorów wiecznie żywy
|
|
Pamiętacie ogromne dyskusje oraz zamieszanie w świecie biegów ulicznych po tym, jak jesienią 2014 roku podczas Konferencji Polskiego Stowarzyszenia Biegów przedstawiciele PZLA ujawnili plany certyfikowania biegów ulicznych oraz wydawania licencji biegaczom? Burza, która wybuchła wtedy w obronie "wolnego biegania" zahaczyła o największe media w Polsce. Zdawało się wtedy, że po fali krytyki pomysł został zmieciony z rynku...
Materiały z tamtej konferencji znajdziecie TUTAJ
Nic bardziej mylnego. Tak zwana specjalna komisja PZLA (choć tak naprawdę wciąż nie wiadomo kto za tym "konceptem" stoi - pod koniec 2014 były Prezes PZLA Jerzy Skucha na fali krytyki oficjalnie zaprzeczył, że jest to projekt PZLA i oświadczył, że tworzy go zewnętrzna firma), kontynuuje pomysł by na biegach zarobić wydając licencje. Projekt polegający na tym by - moim zdaniem do tego właśnie się on sprowadza - wstawić się sprytnie pomiędzy organizatorów, sponsorów a biegaczy, i jako pośrednik odcinać kupony od czyjejś już wykonanej pracy.
PZLA, jak dał odczuć Michał Bernardelli, przedstawiciel projektu na Forum podczas 8 PKO Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój, czuje wewnętrzną potrzebę ulepszenia biegów w Polsce. Owo ulepszenie polegać będzie na certyfikowaniu i atestowaniu biegów. Krótko mówiąc, na podzieleniu organizatorów na lepszych i gorszych - na tych, którzy ów magiczny certyfikat mają, i tych, którzy go nie mają.
Na czym polega projekt poza szumnymi zapowiedziami "regulacji" i "uporządkowania bałaganu"? W wielkim skrócie na tym, że certyfikowany bieg będzie musiał korzystać we wszystkich elementach z certyfikowanych usług certyfikowanych firm - co ma zapewnić "profesjonalizm i jakość". Skąd firmy świadczące usługi organizatorom (np. pomiarem czasu, atestacją tras, wydrukiem numerów startowych czy dostarczaniem sędziów PZLA na podwieczorek) będą miały taki certyfikat? Tego się z wykładu nie dowiemy, więc musimy domyślić się sami. Zgaduję, że ktoś "doświadczony" zajmie się certyfikacją, egzaminami, opłatami rocznymi, kontrolami i audytami - i nie wierzę, że za darmo. Jak powiedział w rozmowie ze mną w kuluarach jeden z organizatorów - czemu obecnie atest trasy kosztuje 1500 pln, skoro mógłby kosztować 3500? Zamiast rozmawiać z Tadeuszem Dziekońskim za 1500 złotych, można będzie atest uzyskać u pośrednika. Za 3500.
Ogólnie ciekawe jest także kreowanie pieniędzy w projekcie. Otóż, nic to wszystko nie będzie kosztowało - tak obiecuje prelegent projektu. "Organizatorzy mają problemy więc je PZLA rozwiąże" - dostarczy sędziów, dostarczy systemy pomiaru czasu, dostarczy atestatorów, biegaczy, pierożki, kubeczki, numery startowe i barierki. Cuda Panie, jednym słowem. PZLA odkrywczo także przekonuje, że w dzisiejszych czasach wyniki biegów mogłyby już od razu po zawodach być udostępniane, a nie po pół roku. Cuda do kwadratu, zaraz się dowiemy, że komputery pod strzechy trafiły. Rozmawiałem z przedstawicielem jednej z firm specjalizującej się w pomiarze czasu - skomentował: "Ciekawe co by powiedzieli, jakby się dowiedzieli że wyniki od lat są on-line na zawodach biegowych".
PZLA zaproponuje i usystematyzuje: kształt regulaminów, a nawet zapłaci za to prawnikom, by odciążyć organizatorów od tworzenia własnych :-) Chciałbym, żeby jeszcze PZLA za organizatorów ustalało ile ma być kabin ToyToy. Mało tego, PZLA zbuduje portal w którym organizatorzy będą się mogli za darmo reklamować. No cóż, to już zazdroszczę. Ja głupi amator portal budowałem 15 lat, a tu fachowcy zbudują go w miesiąc. Chyba ustawą przepchniętą w Sejmie w środku nocy. I kolejny cud, kolejna darmoszka - PZLA udostępni wszystkim którzy będą mieli certyfikat - swój system zapisów. Środowisko biegów ulicznych w Polsce od 10 lat czeka, by w końcu ktoś umożliwił zapisy elektroniczne. Ile można przecież papierowo się zapisywać, wysyłając zgłoszenia Pocztą Polską!
Cudów - wianków nie ma końca. Otóż wg planu każdy biegacz który zapisze się do jakiegokolwiek certyfikowanego biegu automatycznie dostanie konto w systemie PZLA, i będzie miał lepsze życie. No bo jak to biegać bez konta w PZLA? I zgadnijcie... tak, dobrze, za darmo! Pytanie tylko jak długo, bo startując np. we Włoszech za utworzenie takiego konta musiałem poza opłatą startową zapłacić kilka miesięcy temu 10 Euro. Całe szczęście jak zapewniono mnie w Biurze Zawodów - DOŻYWOTNIO. A kiedyś też było za darmo.
Na świecie standardy biegów się zmieniają, i jak twierdzi PZLA, organizatorzy w Polsce za tym nie nadążają. Dlatego też to PZLA będzie ich wdrażać i uczyć, co się na świecie dzieje. Niech zgadnę - pewnie na specjalnych szkoleniach, i pewnie za darmo. Manna z nieba normalnie...
Przepraszam, wcale jednak za darmo to tak do końca nie będzie. PZLA nie ma ochoty - i tu zacytuję literacko: szarpać się z każdym ze 100 tysięcy biegaczy osobno, dlatego też to organizator będzie płacił składkę od liczby uczestników. Tę składkę może zaś sobie wciągnąć w opłatę startową - jak chce. Pójdzie ona na doszkalanie sędziów, na utrzymanie portalu, na biegi... Czarnoksiężnik z Krainy Oz lepiej by tego nie wyczarował.
Nie będę się jednak "pastwił" nad koncepcją, która podobno już dawno poza fazę projektu wyszła. Własną opinię wyróbcie sobie z naszego zapisu video prezentacji. Przepraszamy za słabą jakość nagrania, ale robiliśmy ją w trybie nieco awaryjnym, jedyną kamerą która jeszcze była wolna podczas biegów w Krynicy. Gdybyśmy mieli certyfikat firmy robiącej obsługę medialną biegów, to pewnie kamery byśmy mieli wystarczającą ilość, ale certyfikatu nie mamy, więc i jakość usługi słaba :-(
Michał Bernardelli poprosił o Wasze, biegaczy, pomysły, które bardzo chętnie wdroży. Cóż, możecie je zamieszczać na naszym choćby portalu. Trzy lata temu nasi czytelnicy mieli wiele do powiedzenia. I pewnie tym razem nie będzie inaczej. Swoją drogą, jak to się stało Panie Michale, że dał się Pan na taką minę wsadzić? Bo przecież to chyba nie Pana projekt?
| | Autor: Jajacek58, 2017-09-17, 10:33 napisał/-a: Szkoda wielu słów. Widać wyraźnie, że ktoś chce na masowych biegać zgarnąć kasę. Może powołamy instytucję, która wystawi licencję dla PZLA na wystawianie licencji dla biegaczy ? | | | Autor: Ryszard N, 2017-09-17, 10:56 napisał/-a: Heniu, i zgadzam się z tym co piszesz i mam małą wątpliwość. Jest coś takiego jak ranga imprezy i wartość wyniku. Idąc dalej, łatwo zauważysz, że mistrzowie Polski a bardziej ich wyniki, znacząco odstają od aktualnego poziomu biegania w Polsce. Gdybyśmy patrzyli na to według logiki mistrz równa się najlepszy, to żylibyśmy w świecie nie kończącej się frustracji. Myślę, że musimy tu przyjąć zasadę, "nieobecni nie mają racji" bo pomimo, że Ci biegacze byli na tych zawodach, uczestniczyli w nich, ba osiągneli znaczący lepszy rezultat to jednak w rozumieniu mistrzostw byli nie obecni. Rozumiem Twoją drogę myślenia ale jest w niej pewna pułapka. Wartościując wynik, odnosząc do innych, również tych których nie było, wszystko można zakwestionować.
Abstrahując od tej imprezy, kiedyś napisałeś, że imprez jest wiele i z moimi wynikami też mogę kiedyś stanąć na podium. Otóż moja logika w tej materii jest w stosunku do takich biegaczy jak ja okrutna. Otóż uważam, że z wynikiem 48-50 min na 10 km, w wieku 60 lat, stawanie na podium jest zwykłym obciachem. Mam też świadomość, że można tu zastosować logikę,...nieobecnych nie bierzemy pod uwagę,... | | | Autor: Nagor, 2017-09-17, 14:03 napisał/-a: Dlatego myślę, że licencjonowanie ma na celu uregulowanie statusu "szarej strefy", czyli takich ni to amatorów, ni zawodowców. Cała reszta to będą tylko dostarczyciele kapitału : )
Rozmawiałem wielokrotnie z ludźmi związanymi z PZLA i wiem, o co im chodzi z licencjami i pilnowaniem standardów. Weźmy tegoroczny Orlen. Dziewczyna, która ma z tego biegu 5. czas w Polsce, przebiegła praktycznie cały dystans z własnymi zającami, którzy dodatkowo podawali jej napoje. W świetle przepisów i na każdym poważniejszym biegu na Zachodzie zostałaby zdyskwalifikowana. U nas sędziowie takich rzeczy nie pilnują i okazuje się, że będąc amatorem, można być w polskiej czołówce i nie podlegać żadnej weryfikacji.
Tylko najśmieszniejsze jest to, że odbywa się to na biegu w centrum Warszawy, z najlepszą obsadą sędziowską w Polsce, z działaczami PZLA pełniącymi w nim ważne funkcje, czyli na imprezie najmocniej jak można związanej z PZLA. PZLA nie jest w stanie upilnować nawet własnych imprez, a chce narzucać obowiązki innym. To jest w tym wszystkim najgłupsze.
Aha - portal biegowy PZLA (reprezentacja biegowa) już od dawna istnieje, ale ani nie ma autorów, ani czytelników ; ) To musi boleć. | | | Autor: Ryszard N, 2017-09-17, 15:13 napisał/-a: Tylko tu, mieszają się pewne byty. Jeżeli zatrzymamy się nad Panią, która ma piąty czas to są przepisy które w tej materii można doprecyzować. W nijaki sposób nie ma to związku z licencjonowaniu.masowych biegów. O kim mówisz gdy piszesz o zewnętrznej pomocy? Dodatkowe napoje, dodatkowe posiłki, sygnał GPS, pacemaker,... rozumiem, że w momencie wprowadzenia takich restrykcji, zniknęły by punkty z napojami, odżywianiem,....oraz wiele biegów. Powód był by prosty, nie było by chętnych lub tak mało, że imprezy stały by się deficytowe.
Myślę, że z pozycji masy biegowej, dyskusja jest o niczym. Są biegi bez atestach trasy, będą biegi bez licencji. No, chyba że ktoś wprowadzi obowiązek obligatoryjny posiadania licencji na wszystkie biegi. | | | Autor: Admin, 2017-09-17, 21:06 napisał/-a: We Włoszech po okresie wprowadzania pięknych ulepszeń w systemie, który miał służyć ochronie zdrowia i walce z przypadkami śmierci na trasach biegów obecnie nie wystartujesz w żadnym biegu nie tylko bez badań zdrowotnych (certyfikat medyczny co rok) ale i bez zarejestrowania się w systemie ichniejszego nie wiadomo kogo. Ta rejestracja kosztuje 10 euro. Więc nie zakazują, po prostu nie odbierzesz numeru startowego bez legitymacji - nawet jeżeli jesteś OBCOKRAJOWCEM. Ponieważ "nasi" ulepszacze chętnie powołują się na przykłady zagraniczne jak to pięknie zrobiono, nie widzę podstaw by wierzyć im, że u nas też za 2-3 lata będzie to bezpłatne. Najpierw się opanuje rynek wymyśloną marchewką, a potem wprowadzi za tę niepotrzebną nikomu marchewkę opłaty.
W skrócie mój odbiór pakietu w lutym w półmaratonie w Neapolu wyglądał tak:
- Dzieńdybry, chciałaby moja odebrać numer startowy
- Dokument poproszę
- Proszę.
- Licencję
- Nie mam.
- Prosze udać się do stanowiska z licencjami.
... tup tup tup...
- Dzień dybry, chciałbym wyrobić licencję.
- 10 euro
- Oto banknot
... klik klik klik tuk tuk tuk...
- Oto Pana numer licencji proszę nie zgubić bo będzie Pan musiał od nowa wyrobić.
- A jak zgubię?
- Proszę nie zgubić.
- A mogę dostać jakiś papier z licencją?
- Wyślemy na emaila.
Tup tup tup
- Dziędobyr chciałbym odebrać pakiet startowy
- Licencję poproszę
- Mam taki numer 9978462
- Już wprowadzamy do systemu, proszę potwierdzić
- 9978462
- Proszę, oto pakiet
- Daswidania.
- Bye bye
O badaniach zapomniano i się mój certyfikat medyczny co to latałem do lekarza okazał zbyteczny. Ale licencji dopilnowali. Podczas innego wyjazdu zagranicznego rozmawialiśmy z włoskim dziennikarzem biegowym jak to było u nich z wprowadzeniem obowiązkowych badań. Powiedział, że w ciągu roku ubyło 1/3 uczestników biegów. U nich to jakieś 500 tysięcy osób mniej na listach startowych. | | | Autor: Admin, 2017-09-17, 21:10 napisał/-a: Nie dam się :-) Mój dzienniczek treningowy moją niepodległością :-) | | | Autor: Nagor, 2017-09-18, 04:43 napisał/-a: Punkty ustawione przez organizatora to nie jest pomoc z zewnątrz. Z nich można korzystać, ale nie można brać napoju od osoby trzeciej oraz korzystać z nich poza punktami. Czyli jeśli żona poda napój na trasie, to jest to podstawa do dyskwalifikacji. Takich reguł jest więcej. I wbrew pozorom na dużych międzynarodowych imprezach przestrzega się ich mocno, elita jest bardzo kontrolowana. To dotyczy też np reklamy na koszulce - zbyt duża jest podstawą do niedopuszczenia do biegu, ewentualnie zakleja się taśmą. Na bieżni sprawdza się wkręty w kolcach, czy nie są za długie. Bieg w słuchawkach odpada.
Przepisy oczywiście mają swoje luki i czasami są absurdalne. Natomiast to, co chcę wykazać, to wizja, jak PZLA wpada we własne sidła. Teoretycznie licencjonowanie ma na celu przestrzeganie przepisów i ujednolicenie zasad rozgrywania biegów, ale uczestników jest tak wielu, a przepisy tak szczegółowe, że w praktyce to jest niemożliwe. Czyli ten system i tak byłby fikcją.
Licencje istnieją też w Hiszpanii, gdzie startowałem, do opłaty dolicza się te 5 czy 10 euro, nie pamiętam dokładnie. To jest licencja jednorazowa, na jeden start! A z drugiej strony start na bieżni w Portugalii nie wymagał żadnych formalności. Rozwiązania są różne. | | | Autor: Jarek42, 2017-09-18, 07:18 napisał/-a: A ja nie mam nic do ukrycia. Na blogu wszystko wypisuję. Może komuś się przyda - jak trenować, czy jak nie trenować. Sam nie wiem. Przynajmniej moi konkurenci nie muszą się dopytywać w jakiej jestem formie. To dla nich też zresztą ułatwienie.
Zresztą czas wszystko weryfikuje.
Odnośnie licencji - jak będzie, to będzie jeszcze jeden podatek. | | | Autor: Przemek_H, 2017-09-18, 10:42 napisał/-a: Swoją drogą to bieganie bez peacemakera to jakiś absurd i fikcja.
Wyobrażacie sobie duży bieg w Polsce, półmaraton/maraton, bez "baloników"?
Zawody IAAF na bieżni bez peacemakera?
A przecież w największych maratonach na świecie elita biega w otoczeniu swoich pobratymców, którzy są nieoficjalną osłoną od wiatru i pełnią funkcję "zającowania". | | | Autor: Nagor, 2017-09-18, 15:31 napisał/-a: To jest właśnie jeden z absurdów. Instytucja "zająca" nie ma umocowania w przepisach. Działa to na tej zasadzie, że "zając" startuje razem z wszystkimi jako formalnie pełnoprawny uczestnik biegu. Nie jest dopuszczalne wejście zająca na bieg w trakcie biegu (a tak odbywał się choćby atak na 2 godziny w maratonie na wiosnę) i nie jest dopuszczalne stosowanie męskich "zająców" dla kobiet. Było inaczej, bo choćby rekord 2:15:25 Pauli Radcliffe jest zyskany z "zającem". Teraz liczą się już tylko wyniki w biegach "women only".
W żadnym biegu mistrzowskim nie ma "zająców", to praktyka stosowana tylko na mityngach. Co ciekawe, stosowana często w Polsce metoda, że elita ma swoich opiekunów na rowerach, którzy podają napoje, kwalifikuje się do natychmiastowej dyskwalifikacji w świetle przepisów.
Materia nie jest ściśle unormowana i każdy kombinuje jak może. Tym bardziej więc nie widzę, jak należałoby to kontrolować. Ale "zające" z balonikami na pewno by przetrwali, bo biegną cały dystans jako pełnoprawni uczestnicy. | |
|
|
| |
|