2012-10-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zaginionyny w akcji (czytano: 2263 razy)
![](sylwetki/foto_blog/2012/z34198_1.jpg)
Na dzisiejszym treningu poczułem się jak … zaginiony w dżungli Chuck Norris albo zielony beret amerykańskiej armii podczas wojny w Wietnamie. Miało być jak zwykle: kilkanaście kilometrów po znanych mi leśnych ścieżkach wokół Płotek i Jelonek. Miało tak być, ale … nie było. Coś mnie podkusiło i postanowiłem znaleźć jaką inną trasę, bo ciągle biegać po tej samej nie jest do końca ciekawie. I ruszyłem sobie w nieznane mi tereny. Endomondo w moim telefonie, jak zwykle w lesie, zgłupiało i przestało mnie informować o kolejnych kilometrach. A ja sobie biegłem i biegłem i połykałem kolejne kilometry i jakoś mi się tak fajnie biegło i w końcu przyszło pytanie: A właściwie to gdzie ja jestem? I w odpowiednim momencie zobaczyłem jeziorko, tylko jakieś inne, nieznane mi. Kurczę, gdzie ja właściwie jestem? Dobrze, że w miarę orientowałem się w kierunkach i jakoś udało mi się dotrzeć do drogi Piła-Zelgniewo. Okazało się, że pobiegłem sobie nieco dalej, niż zwykle. Ot, takie tam 3 km więcej w linii prostej. No to jesteśmy w domu. Prawie w domu, bo zostało raptem tylko 8 km. Tempo było dość mocne, jak na czas po maratonie, a prze ponad dwa razy dłuższymi zawodami, które czekają mnie za trochę ponad tydzień. I nogi trochę zaczęły boleć, ale wtedy przypomniałem sobie kilka zdań z ostatnio przeze mnie przeczytanej książki Scotta Jurka „Jedz i biegaj”: Wypuść ból uszami! Nie każdy ból jest istotny! Ból się lekceważy, przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza. Nogi nie przestały boleć, ale człowiek już trochę inaczej do niego podchodzi. W końcu dobiegłem do mety, czyli do domu. Zadowolony jak zawsze po długim treningu. I się nie zgubiłem, choć niewiele brakowało. I wszystko było ok. Wyszło coś około 20km. Zapewne więcej, ale czy to takie ważne? Ważne, ze sobie pobiegałem, poobcowałem z przyrodą, przefiltrowałem płuca. Teraz zostało już tylko towarzyskie 3,5 km w niedzielę podczas pilskiego VII Biegu Jesieni i czas odpocząć. Kalisz czeka… stówka czeka…
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora żiżi (2012-10-12,16:56): Stówka,setka,seteczka...nadbiegamy:)))) Mijagi (2012-10-12,20:14): Oj tak, Żiżi
|