2010-09-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Berlin zdobyty czyli bieganie po wodzie (czytano: 1331 razy)
Od początku wiedziałem, że z szybkiego biegania raczej nici. Zweryfikowany cel minimum to życiówka. Na pierwszych kilometrach, kiedy doszedłem "Suchego", który chwilę wcześniej odjechał mi odrobinkę pojawiła się jeszcze Aga. Od tej chwili zaczęliśmy tak jakby pracować na nią. Dociągnęliśmy ją do 33 km. potem ruszyliśmy trochę żwawiej do mety. Suchy dobiegł na 78 miejscu a ja na 79 z wynikiem 2:33:58. Aga przybiegła jakąś minutę po nas. Na półmetku mówiła, że chciałaby zakręcić się koło 2:36, więc plan wykonany z nawiązką. Przed biegiem bałem się o lewy pośladkowy, który mi trochę podokuczał przez ostatnie dni, tymczasem, gdy ruszyliśmy na 33-cim poczułem mocny ból w prawej łydce. Udało mi się dociągnąć z tym bólem bez zwalniania, ale dzisiaj mam solidny obrzęk z zasinieniem. Poza tym jestem usatysfakcjonowany i czuję się świetnie. Trzy razy na trasie pojawił się Jurek Skarzyński który krzyczał „tak trzymajcie” a przy okazji zrobił parę fotek.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |