"Człowiek ma rozum, żeby myśleć, i serce, żeby kochać. Kocham was wszystkich, jesteście wspaniali" - powiedziała Maria Kwaśniewska-Maleszewska na zakończenie Dobowego Festiwalu Biegowego Grand Prix Polski - Zamość 2000,wzbudzając entuzjazm uczestników i władz miasta.
Brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w Berlinie (1936) w rzucie oszczepem, uhonorowana niedawno Nagrodą Fair Play oraz Teresa Sukniewicz, olimpijka z Meksyku, czterokrotna rekordzistka świata w biegu na 100 m przez płotki (12,7), kibicowały w Zamościu przez całą dobę zawodniczkom i zawodnikom, którzy startowali na 10 km, w półmaratonie, maratonie, supermaratonie i biegu 24-godzinnym (3-4 czerwca).
Festiwal rozpoczął się już w piątek o świcie, wizytą biegaczy oraz Marii Kwaśniewskiej-Maleszewskiej i Teresy Sukniewicz we Lwowie. Grupa wyruszyła pod hasłem "Serce dla naszych rodaków".
LWÓW, Cmentarz Łyczakowski. Tu spoczywają prochy wybitnych Polaków, m.in. Marii Konopnickiej, Seweryna Goszczyńskiego, Karola Szajnochy, Stanisława Szczepanowskiego, Józefa Torosiewicza. Z grupą spotyka się 80-letni inwalida Jan Roman Barylak. Opowiada o swej walce pod Monte Casino i o tym, jak mu się żyje.
"Ciężko, bardzo ciężko. Otrzymuję rentę w wysokości 70 zł (w przeliczeniu na złotówki), z czego połowę przeznaczam na czynsz. Nie proszę o jałmużnę. Robię różne pamiątki. Jeśli chcecie, weźcie sobie".
Niektórzy są tak wzruszeni, że nie są w stanie rozmawiać z panem Janem. Coś ich ściska za gardło. Cmentarz Obrońców Lwowa. Obok Cmentarz Orląt. Zbigniew Jurkiewicz z Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi informuje o przebiegu prac, zamierzeniach.
"Chcemy przywrócić pierwotny wygląd jednemu z najpiękniejszych na świecie cmentarzy pod względem architektonicznym. Pracujemy codziennie po kilka, a nawet po kilkanaście godzin".
Pora wracać do Zamościa. Grupę żegnają najstarsze lwowianki. Ich opowieści o życiu w tym mieście wyciskają łzy z oczu sportowców. One także płaczą po otrzymaniu napojów i kanapek, które uczestnicy zabrali ze sobą "na drogę", a które teraz przekazują "babciom".
"Niech dobry Bóg ma was w swej opiece. Dziękujemy wam za okazane serce i za ten chleb. Podziękujcie tym wszystkim Polakom, którzy pomagają lwowiakom" - mówi przez łzy 72-letnia Wanda Zielińska.
NASZA JEST NOC
Sobotni ranek. Na stadionie OSiR rojno i gwarno. Święto Sportu Szkolnego przyciągnęło półtora tysiąca uczniów oraz ich rodziców. Na ulicach Zamościa o medale mistrzostw Polski w półmaratonie i maratonie rywalizują już inwalidzi na wózkach. Oni wystartowali najwcześniej.
Zbliża się południe. Temperatura w słońcu przekracza 40 stopni. Kibice, którzy przyszli na Rynek Wielki szukają cienia. Na płycie przed Ratuszem drepcze nerwowo prawie 200 biegaczy. Za chwilę wyruszą na trasę, prowadzącą z Rynku przez stadion i znów na Rynek. Pętla ma 3 km i 78 m. Z wieży Ratusza odgrywany jest hejnał. Maria Kwaśniewska-Maleszewska w towarzystwie prezydenta Zamościa Marka Grzelaczyka i wicewojewody lubelskiego Tomasza Flisa strzela z pistoletu startowego.
Powtarza się historia biegu dobowego sprzed czterech lat. Wówczas to (8-9 czerwca) w Warszawie warunki pogodowe były identyczne jak teraz. Na pewnym odcinku trasy topił się asfalt. Mimo to 24-godzinny bieg ukończyło sto osób, prawie tyle, ile wystartowało.
"Nasza jest noc..." - co jakiś czas któryś z uczestników nuci słowa tej piosenki. Ktoś woła do kibiców: "Bądźcie z nami w nocy". Noc okazała się zbawienna. W chłodzie biegacze odżyli i znacznie szybciej pokonywali pętle. Z kawiarnianych ogródków na Rynku co chwila słychać było brawa. Zawodnicy też mieli swój "ogródek". Między północą a trzecią nad ranem mogli posilić się parówką. Na punkcie żywieniowym pojawiła się mocna czarna.
"Jak sobie walnę teraz taki kubek kawy, to dostanę skrzydeł" - rzekł Jerzy Bednarz biegnący z numerem jeden. Otrzymał go nieprzypadkowo. To on był inicjatorem pierwszego w Polsce w biegu dobowego, w 1985 roku w Poznaniu.
HEJ, DZIEŃ SIĘ BUDZI...
... w kolorze słońca. "Pamiętasz, jaki zespół śpiewał tę piosenkę" - pyta kolegę jeden z uczestników. "Nie mogę sobie przypomnieć, ale wiem, że przed laty był to przebój".
Nad stawem, tuż przed stadionem rozpoczął się żabi koncert. Łabędzie zaczęły rozprostowywać skrzydła. Z dyskotek "wysypuje się" młodzież. Do katedry, na pierwszą mszę idą wierni. Z grupką zawodników rozmawiają policjanci. "Gdybyśmy mieli takich biegaczy jak wy, to złodziei zabiegali by na śmierć" - powiada jeden z nich.
"Kto prowadzi panie sędzio? Za chwilę wchodzę na antentę" - zwraca się do Wojciecha Wojdy red. Henryk Sytner z trzeciego programu Polskiego Radia. "Ukrainiec Wiktor Łozowik i Waldemar Pędzich. Obaj pokonali już 200 kilometrów. Nie biorą prawie żadnych przerw".
Zbliża się niedzielne południe. Żar z nieba się leje. Wszyscy uczestnicy "dobówki" biegają już po bieżni stadionu. Tylko dwóch się wycofało. O godzinie 12.00 pada strzał. Zawodnicy zatrzymują się. Do każdego podchodzi arbiter i zaznacza miejsce, w którym stanął. Dopiero teraz może iść odpocząć. Sędziowie przystępują do pomiarów. Skrupulatnie obliczają metry, jakie pokonała każda osoba. Najwięcej przebiegli: Łozowik - 224 km 523 i Pędzich (RG LZS Lelis) - 223 km 677 m. A z kobiet - Alicja Banasiak (Bielsko-Biała) - 180 km 325 m.
"Obiad z Knorrem" - wspólny posiłek uczestników w restauracji przy stadionie, dekoracja trofeami (każdy otrzymał festiwalową statuetkę), pamiątkowe zdjęcia z Marią Kwaśniewską-Maleszewską, Teresą Sukniewicz, organizatorami (Federacja Klubów Biegacza oraz OSiR w Zamościu) i ... Jedni ruszają w drogę powrotną do swych domów, drudzy kładą się na matach w sali sportowej. Będą spali do poniedziałku.
A w poniedziałek... Dzielą się swymi wrażeniami. Alina Sakwa z Królewskiego Klubu Biegacza w Warszawie powiedziała, że te 100 km które pokonała zawdzięcza masażystom z Medycznego Studium Zawodowego w Zamościu. "Byli wspaniali. Masowali świetnie, a ja akurat na tym się znam".
Włodzimierz Lech z Otwocka, który przebiegł 109 km powiada: "Przepiękna impreza, wspaniałe przeżycia. Rzuciłem sie od razu na najgłębszą wodę. Dotychczas nie brałem udziału w żadnych zawodach. Ot, biegałem tak sobie. Do startu w Zamościu zachęcił mnie kolega-sąsiad z tej samej ulicy, narciarz, Bogusław Grzeszczak. Mówił, że "dobówka" jest niepowtarzalna. I miał rację".
Anna Maria Kalinowska, uczennica ostatniej klasy Szkoły Podstawowej nr 324 w Warszawie poszła usprawiedliwić się "pani od wuefu", że nie zatańczy wieczorem poloneza na zakończenie, gdyż nie może dygnąć. "Pokazałam pani dyplom, statuetkę i myślałam, że pani mi pogratuluje, gdyż byłam jedyną uczennicą z Warszawy, która brała udział w festiwalu w Zamościu. A pani na to: No to po co biegałaś ?!"...
Janusz Kalinowski
(na 50.urodziny przebiegł 50 km)
|