2008-09-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 42,195km SZATAN WROCŁAWSKI!! (czytano: 1637 razy)
Obiecalem sobie, ze sprobuje innym dodac odrobine motywacji. Z gory przepraszam za wszelkie bledy, literowki itd. ,ale mam goraczke, dreszcze i nogi sztywne jak dwie dechy...
WIELE WIELE PRZED STARTEM...
Marzec. Zima powoli podwija swoj plaszcz, a na polskie drogi, a przede wszystkim sciezki biegowe i bieznie wychodzi niczym z misiej nory co raz to wiecej biegaczy. Ze mna nie moglo byc innaczej. Wyciagnalem swe zakurzone po zimie obuwie, ktore to nieco bylo poszarpane po sezonie 2007 kiedy to zaczalem, zeby nie nazwac tego zbyt profesionalnie to uzyje slowa "pobiegiwac". Bez zadnych zawodow z 2-3x byl rekord kolo 10-12km. Czysto rekeacyjnie.
Pierwsze trenini byly ciezkie. Bez kondycji i do tego to zimny mrozacy w plucach oddech zimy.. Pamietam, ze moj kompan, ktory to byl zazwyczaj w gorszej predyspozycji (choc nie wiele) w 2007 bil mnie o wiecej niz glowe. Powli systematycznie zaczalem "pobiegiwac", a mrozne chlodne dni zaczely ustepowac zblizajacej sie wiosnie.
W tym momencie (a bylem juz zarejestrowany w 2007) zaczalem systematycznie przegladac forum biegajznami.pl. Nie wiedzialem nic o butach, treningach i calej otoczce z tym zwiazanej. Dzieki radom i pomocy innych mialem swoj 1 trening... Zbyt duza ambitnosc kazala mi przeskoczyc go o pare tygodni. Byl to trenig na przebiegniecie maratonu. Widzac znaczne postepy w moich osiegnieciach szybko zostal on zmieniony na trening pod maraton, a juz bodazje chyba 15 (jest w opisie poprawna data) czerwca wystartowalem na 21km w Grodzisku Wlkp. Wtedy to nigdy nie przebieglem wiecej niz 18km (a bylo to raz) i poszedlem na zywiol. Wszystko sprawilo, ze 1:45:30zawitala przy moim nazwisku. Potem trening trening systematyczny trening. I tak do lipca kiedy to cos sie zlamalo. Intensywnosc treningow spadla i nie rokowalo to zbyt dobrze. Nadszedl koniec sierpnia...
SIERPIEN, a dokladnie 31.08 10km The Nike Human Race. Czas 46:44
Niesiony zawodami kolejny wyczyn to bieg w 32stopniach w Oswiecimiu 1:17... choc liczylm na 1:10 ale ta pogoda... Zostal tydzien do maratonu....
PRZED MARATONEM
Wczoraj w sob postanowilem biec w Biegu Solidarnosci we Wroclawiu. 5,2km tempem 5.30... cos mnie podkusilo zeby pobiec szybciej... 4:29 i czas bodajze 23:17
DZIEN MARATON
Zestaw startowy byl odebrany wczoraj (jako, ze ja z Wroclawwia), koszlka przygotowana, recznik, gacie, skarpetki i koszulka na zmiane, spodenki, zel pod prysznic. Rano sie kremem wysmarowalem pod pachami i obok ud. Bylem gotowy zmierzyc sie z 42km "SZATANEM"...
Po rzebraniu sie zdaniu ciuchow itd. dorwalem swoja grupe na 4:00 a raczej 3:59 Plan byl taki zeby leciec z nimi, a gdyby cos sie dzialo odpasc jak element rakiety wystrzeliwanej w kosmos i dolaczyc do grupy na 4.30.
Wszyscy ruszyli nerwowa tak nerwowo, ze ktos zgubil buta w tym tlumie..
Poczatek byl naprawde lajtowy, ale fakt ze pozniej bedzie gorzej kazal mi trzymac sie rownego tempa grupy. Po chwili zrozumialem, ze kilkudziesiecia grupa przy balonikach 4:00 przeszkadza mi i leko przed nimi smigalem sobie. Minelo 5km... Minelo 10 Minelo 15... Bieglem z kobieta i mezczyzna dosc sporo wysunietymi od naszej grupy. Kazdy punkt z woda byl odwiedzany, ale jakis specjalnych problemow z braku napitku nie doznawalem. Po drodze raz mi noga zdretwiala, ale lekkie zwolnienie ustabilizowalo sytuacje. Padla 21... Czulem sie dobrze. Nie co pozniej zaczela dogniac i w pewnym momencie wchlonila nas grupa 4:00. Kobieta z Torunia z ktora bieglem(pozdrawiam niestety nie znam imienia) zwolnila tempo ja postanowilem walczyc dalej juz z grupa. Nie wiem ktory to byl km, ale zaczela sie estakada za Klecinska. Duzy podbieg.. Udalo sie choc nie bylo prosto. Dalej na Ostatnim Groszu skret w prawo i kierrunek Dluga i most Mieszczanski. Kolejny podbieg.. W tym moencie oddech mi zaczal przyszpieszac, choc nie byla to przyslowiowa "ciufcia". Od 28,5 km walczylem ze swoimi nogami. Czulem, ze lydki sie doslownie smaza, a kolana i rzepka przypomina jajko na miekko. Bylo zle, ale postanowilem walczyc. Nastal 30km. Ktos moze powiedziec "jeszcze tylko 12". AZ 12!!!!! Nie wytrzymalem... Kolano zaczelo prosic, wrecz blagac z wielka nie do odmowienia prosba o zwolnienie, a nawet przejscie do marszu. W tym momencie moje morale spadlo. Widzialem oddalajacy sie balonik 4:00... Probowalem przyszpieszyc po chwili, ale wiedzialem, ze to tylko chwilowe rozwiazanie i nie dzis nie jutro, moze za rok ten sam balonik, na tej samej trasie bedzie ze mna przez caly czas. Bylem wsciekly na siebie.. Klnalem w myslach...
Za mna znajdowali sie biegacze, ktorych nazwalem "niedobitkami grupy 4". Czesc mnie wyprzedzala, czesc biegla rowno, a niektorzy maszerowali... Kazdy km byl mekka, kazdy krok bolem. W pewnym momencie przeszedlem do marszo biegu. Z tym wzgledem, ze marsz trwal z 20s bieg pare minut. Czym dalej tym te proporcie zmienialy sie na moja niekorzysc. Na 32km zglosilem sie do ekipy medycznej w celu ochlodzenia moich kolan i lydek. Pomoglo na troszke... Na 40km w korku stal znajomy z Biegu Solidrnoci. Zmotywowal mnie klaksonem co dalo efekt przebiegnietego prawie 1,5km bez zatrzymywania. Co raz mnie ludzi za mna, co raz mniej biegnie obok. Widzialem ludzi z kontuzjami, skurczami, bladymi jak scina. Pomyslalem "ciekawe jak ja musze wygladac". Na 41km truchtalem z mezczyzna, ktory mial problemy z kolanami. Mam nadzieje, ze pomoglem mu dotruchtac. Okolo 400m przed zobaczylem zegar 4:19 i ulatujace juz sekundy. Dalem z siebie wszystko... Chialem zdazyc przed ta bariera. Ku mojemu zdziwieniu zegar nie byl to zegar na mecie tylko na samochodzie prowadzacym grupe czolowki.. Czas 4:20:2x Odrazu z 5osob zaczelo sie martwic o mnie i pytac czy nic mi nie jest. To swiadczy tylko o fakcie jak wygladalem. Doczlapalem sie nieco kawalek dalej i padlem na wsaniala zielona wykladzino-wycieraczke. Obok mnie z 4 osoby. Taki sam bol, taki sam pot i satysfakcja. Po paru minutach ruszylem ku masazysta. Padlem na ziemie, na asfalt - nie mialem sily ustac. Pare osob chialo mnie znow odprowadzic do punktu medycznego. Bylo strasznie zimno. Przemarzlem strasznie. Zanim sie dostalem do masazysty minelo 15-20min. Bez zadnego napoju zupy itd. Po tym wracalem do szatni. Rece mi sie trzesly, kulalem, a zeby zgrzytaly niczym u kosciotrupa. Ciepla kapiel postawila mnie na nogi, a grochowka i banany sprawily radosc, ktora przezwyciezala bol. Dokonalem tego, tego co jeszcze w marcu bylo czyms niewyobrazalnym, czyms tak odleglym. Czuje sie wspaniale szczegolnie jak mnie ojciec wysciskal w domu. W prawdzie mam goraczke, wszystko mnie boli i ledwo co potrafie wstac do toalety - ale bylo warto!! Teraz wiem, ze okreslenie "Sciany" nie wzielo sie od parady. Wiem, ze wyniki z mniejszych biegow to nie porownanie. Wiem, zeby poznac bieganie od podszewki trzeba uczynic to co ja uczynilem.
Nie ma co sie lamac i Ciebie stac na to wyzwanie! Nie teraz to za rok nie za rok to za 2, ale stac! Trzeba tylko chciec!
Podziekowania dla:
Peacemarkerow i calej grupy 4:00 za trzymanie mnie i pomaganie do 30km.
Plci pieknej z Torunia i mezczyznie z koszulka maratony-poldkie.pl
Ekipie medycznej
Polcjantom, straznikom, ochroniarzom
Ekipie asystujacej w maratomie
Ekipie w szatni za mila pogawedke
Ekipie przy stoliku i kolege "od opla"
Malgosi z Oswiecimia za fotki i przespaniala motywacje!!!
Masazystow za ich ciezko, czasem ,az krwe leciala- prace!
Znajomego z BIEGU SOLIDARNOSCI, ktory byl w samochodzie
Organizatorow!!
Mam nadzieje, ze jest to w miare napisane. Mogloby byc lepiej, ale jak na moj stan wiecej dac z siebie nie moge... I tak sie dziwie, ze wstalem do kompa..
Pozdrawiam i dozobaczenia na lini startu juz za rok na 27. Maratonie Wroclaw
Wielki podziw dla bozdomnego, kolegi z MOSIRu i Niemca ,ktory zadeklarowal sie na spnsoring tej organizacji (zgadali sie biegnac razem! - sport laczy) Niewidomego, ktory biegl za holujaym go na lince drugi biegaczem!!! Osob nie starych, ale z wiekszym bagazem doswiadczen ktorzy biegaja nadal i to jeszcze jak!!! Niesamowici ludzie!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |