2022-12-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Niedziela cudów (czytano: 1397 razy)
Dziś po Dworskiej Dyszce w Lwówku Śl. zasiadłem ze strażakami, którzy obstawiali trasę, do żurku i herbaty, by im podziękować, że mogliśmy sobie pobiegać dzięki nim w komfortowych warunkach. Biegowi znajomi sprawdzali w tym czasie w telefonach swoje wyniki, czy są na podium. Zbigniew Pleśniarski zapytał, czy też sprawdzałem, a ja na to, że nie. Znam w końcu swoje miejsce w szeregu, podium mi nie grozi (no chyba, że mnie obsadzają w Biegu Piastów w zaszczytnej roli wręczającego nagrody, tylko wtedy widzę podium z bliska).
No ale dobra, zerknąłem na wyniki. Szok! Ale pewnie pomyłka. Trzecie miejsce w kategorii wiekowej? To był mój 168 start w zawodach biegowych w szesnastym sezonie. Nigdy nie byłem na podium (nie licząc mistrzostw Polski dziennikarzy, gdy byłem trzeci na trzech.
Pomyślałem, że na Dworskiej Dyszce może było nas - 50-latków - tylko trzech, więc stąd takie miejsce. Ale było nas ośmiu. Szok. Bo ostatnio nawet wśród rówieśników lądowałem bliżej końca niż początku.
Zacząłem analizować, jak to możliwe. Fakt, że pobiegłem o cztery minuty szybciej, niż się spodziewałem (51:17 netto). Trasa była asfaltowa, ale niezbyt szybka, z wymagającym podbiegiem oraz kilkoma odcinkami śliskimi, ze śniegiem i błotem pośniegowym. Dlatego oceniałem się na 55 minut. I gdybym tyle nabiegał, byłbym siódmy, czyli w normie.
Potem jednak wszystko mi się zaczęło układać w całość. Rzadko kiedy wszystko wyjdzie idealnie, ale dziś tak właśnie się stało. Był to zbieg szczęśliwych okoliczności:
1. Byłem świeży, w sobotę wyjątkowo nie biegałem, bo ogarniałem chatę na przyjazd Córki na święta, a potem, gdy już ubrany w ciuchy biegowe wychodziłem na trening, zadzwonił mój Anioł Stróż, czyli Moja Siostra. A później był mundial...
2. Wyspałem się, bo Harry Kane nie strzelił karnego, więc wieczorny mecz skończył się wcześniej, bez dogrywki, karnych i dodatkowych emocji, które by pewnie długo nie dały mi spać.
3. Zastosowałem radę mojego biegowego Mistrza Darka Kruczkowskiego: im krótszy dystans, tym dłuższa rozgrzewka. Zajęła mi prawie 50 minut - wolne 6 km, przebieżki, rozciąganie. Jak w książce.
4. Wolno zacząłem, przyspieszyłem po piątce, z międzyczasu wynika, że właśnie na drugiej części dystansu wysunąłem się z czwartej na trzecią pozycję.
5. Było to możliwe, bo napędzaliśmy się na ostatnich kilometrach z dwoma zjawiskowymi blondynkami. Goniłem Agnieszkę czując za sobą gorący oddech Ani. Dziewczyny wzięły mnie po prostu w kleszcze. Nie sposób było zwolnić.
Byłem w totalnym szoku, widząc, z kim jestem na podium. Rysiek Tarłowski i Robert Kuriata należą do najszybszych 50-latków nie tylko w Polsce. Robert wygrał, na przykład, kategorię wiekową podczas niedawnego maratonu w Budapeszcie. Stać razem z nimi na podium... Zaszczyt i przyjemność! I niedowierzanie.
Tak w ogóle to pojechałem na ten bieg, bo dużo pracuję zdalnie i brakuje mi bezpośrednich kontaktów z ludźmi. Ponadto w imię solidarności organizatorów biegów. Zdawałem sobie sprawę, jak wiele pracy (społecznej) kosztuje to Asię Łukasik i jej team wolontariuszy. Gdy parę tygodni temu poprosiła na fb, żeby się zapisywać, zerknąłem na listę: było na niej tylko 26 osób. Udzieliłem Asi drobnej rady, jak w łatwy i bezkosztowy sposób podbić frekwencję (ostatecznie zapisała się prawie setka). A dziś rano postanowiłem, że pojadę i pobiegnę. Zawsze to sto złotych więcej dla organizatora, a dla mnie okazja do pobiegania w nowym miejscu. Widząc, z jaką pasją Aśka organizuje ten bieg, byłem przekonany, że warto.
Fortuna rzeczywiście kołem się toczy, bo jedną z nagród, była tajemnicza czarna koperta. Myślałem, że to jakiś talon rabatowy, którego zapewne nie wykorzystam, a tu... 80 zł. Kolejny szok! Wpisowe się prawie zwróciło.
Niezależnie od osobistych sensacji, był to piękny bieg! Zorganizowany z ogromnym serduchem, ale i profesjonalizmem. Zapamiętajcie: Dworska Dyszka w Lwówku Śl. na Dolnym Śląsku. Za rok też w grudniu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |