2016-03-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Początki (czytano: 989 razy)
Oficjalnie przygodę z bieganiem rozpoczęłam we wrześniu 2015 roku, Terenowy Eco Bieg w Podzamczu pod Chęcinami. W deszczu i w błocie, spodobało mi się, dałam radę.
Kolejny start Jędrzejów 5km i pierwszy taki profesjonalny, z całą otoczką, biuro zawodów, masa ludzi rozgrzewających się do startu itd. Było dobrze, jak na początek ale tu niespodzianka początkującego biegacza, pierwsza kontuzja - gęsia stopka wg diagnozy własnej ;) I cóż robić. Po schodach boli, nogi podnieść nie mogę, żeby ubrać głupią skarpetkę czy buta, no to pięknie się załatwiłam. Zaczęłam samokształcenie w temacie kontuzji i wdrożyłam kilka pomysłów w praktykę. Obklejałam kolano taśmami kinesiology tape wg filmików na yt. Mroziłam kolano na przemian z naświetlaniem lampą na podczerwień, zrobiłam mega śmierdzącą miksturę do wcierania w skórę, skład: DMSO, chlorek magnezu i kwas l-askorbinowy. I czekałam, biegać się nie dało prawie wcale a tu zbliżał się start na 10km w VIII Biegu Niepodległości.
Wcześniej byłam z córką na Kieleckiej Dysze, super impreza, jeszcze bardziej chciałam wrócić do biegania. Kolano się zaleczyło, na tydzień przed startem mogłam już w miarę biegać.
I pobiegłam, nadal z dyskomfortem ale endorfiny i adrenalina zrobiły swoje, czas 1h:01m:01s. Trzy jedynki wzięłam za dobrą wróżbę na przyszłość :)
Kontuzję zaleczyłam sama, sporo się przy tym nauczyłam co i jak wolno i nie wolno robić, kupiłam w międzyczasie książkę "Gotowy do biegu" Kelly Starrett"a i za jego radami popracowałam nad rozciąganiem i zapobieganiem, poprawiłam technikę biegania, dokupiłam rollera i twardą piłeczkę (palantową) do głębokiego automasażu, boższzz co za ból, istne narzędzia tortur ale mega pomocne.
Koniec roku, nowe postanowienia i plany treningowe. Pierwszy dzień nowego roku zainaugurowałam, bawiąc się wcześniej całą noc sylwestrową, przebieżką po zostawiony samochód ;) Ot, taka okazja, żeby założyć buty biegowe :)
Cały styczeń sumiennie odhaczałam treningi, początkiem lutego wystartowałam na 5km u Marcina. Była to okazja do sprawdzenia formy i wyszło całkiem przyzwoicie, pomyślałam, może być nieźle na dychę za kilka tygodni.
Miałam plan skromny pokonać barierę 50 minut na 10km, czułam się na siłach ale, psia jego mać, na ok 10 dni przed przeciążyłam achillesa. Spokojnie, wdrożyłam wszystkie metody, które wcześniej mi już pomogły, tydzień i tak miał być już tylko regeneracyjny, odpoczęłam i sytuację kryzysową opanowałam.
Pobiegłam na miarę swoich możliwości a czas na mecie był moją nagrodą, 47minut na dyszkę odhaczone :)
Początek sezonu, dopiero pół roku biegania, oby tak dalej :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |