2015-11-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak się wygrywa to chce się biegać (czytano: 987 razy)
Temat jest raczej oczywisty i praktycznie nie wymaga komentarza. Ja jednak chcę się podzielić moimi odczuciami i doświadczeniami w tej kwestii.
Otóż był to mój drugi sezon startów, bo w 2013 w listopadzie wystartowałem tylko raz w dysze w Rzeszowie. W tym sezonie po raz pierwszy wystartowałem w Ultramaratonie. Dystans może nie był porażający jak na Ultra - 52 km, ale dla mnie było to wyzwanie. Na początku śledziłem trasę analizując liczbę i wysokość górek, które miałem pokonać, a potem przygotowania - bieganie po górkach tyle, że asfaltem.
Wynik - zaliczony Ultra w moim odczuciu w świetnym stylu (wyniki patrz starty rok 2015) i z pozytywnym samopoczuciem na mecie. Ja to przebiegłem. trzydzieste któreś miejsce na 150 w debiucie - byłem z siebie dumny. Stałem dumnie na rzeszowskim rynku, śledząc kolejnych dobiegających po mnie zawodników.
Piękne widoki z biegania po górkach i dobry wynik od razu zachęciły mnie do poszukiwania innych biegów po górach. I znalazłem - Maraton Benedyktyński i Podhalański.
Zacząłem od Benedyktyńskiego, na Podhalański nie dostałem pozwolenia z domu - kolidował z jakimś rodzinnym wydarzeniem. Maraton Benedyktyński- bieg z Przemyśla do Jarosławia. Fajna trasa - górki, a większość biegaczy twierdziła, że trudniejsza niż na maratonie w Krynicy. Do trzydziestki szło mi całkiem nieźle, ale potem coś się zacięło. Górki to nie biegi płaskie, a Maraton - po asfalcie to nie ultra, gdzie maszerowanie jest rzeczą normalną. Tu trzeba biec cały czas. Od trzydziestki brakło mi "pary" i resztę trasy przemaszerowałem. Czas ponad 4:20. Na mecie niezadowolenie i chęć powetowania wyniku na następnym Maratonie. Plan - strat w Maratonie w Rzeszowie, gdzie rok wcześniej uzyskałem wynik 4:43
Maraton w Rzeszowie zacząłem wg planu, a nawet trochę szybciej. Pierwsza połowa zaliczona w tempie 4:45 co, było trochę powyżej tego co chciałem, bo planowałem średnie tempo 5:10. Na piątym-szóstym kilometrze drugiego kółka dopadły mnie pierwsze skurcze, a później tempo coraz słabsze. Koniec to dreptanie po trasie i wynik powyżej 4 godzin. Znowu porażka i rozgoryczenie.
Dopiero dwie ostanie imprezy Półmaraton w Krakowie, opisany w blogu nr 1 i ostatni start w Biegu Niepodległości na 10 km przyniosły wyniki znacząco powyżej oczekiwań. Udało mi się na nich osiągnąć wyniki, które pozwoliły mi przełamać dotychczasowe bariery 1:40 dla połówki i 0:44 dla dychy. Udane starty dodały mi skrzydeł, tym bardziej że w obydwu startach nie czułem kryzysu i z każdym kilometrem wyprzedzałem kolejnych biegaczy. Jak wspomniałem we wcześniejszym blogu nic tak nie uskrzydla, jak wyprzedzanie innych i nic tak nie podcina jak bycie wyprzedzanym. Dobre starty dodały mi skrzydeł do dalszego biegania. Już dziś szukam i układam harmonogram startów w przyszłym roku i koniecznie muszę poprawić wynik w MARATONIE.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |