2015-11-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Podsumowanie 2015 (czytano: 3182 razy)
Koniec startów, pora na roztrenowanie i kilka refleksji o 2015.
1. Najlepsze zawody: Engadin Ski Marathon w Szwajcarii. Cudowna trasa po zamarzniętych jeziorach wśród alpejskich szczytów, idealna organizacja, wspaniała atmosfera. I jeszcze pogoda dopisała.
2. Najlepsze wykonanie własne: Nocny Maraton Górski w Boguszowie-Gorcach. Wolny początek, a potem ciągle do przodu. Udało się zarządzać siłami tak, jak trzeba. Zawsze tak chcę i tak planuję, ale rzadko mi to wychodzi tak dobrze, jak w Boguszowie-Gorcach.
3. Odkrycie roku I: nocne bieganie maratonów po górach może być bardzo przyjemne i wcale nie grozi zgubieniem się. Zrozumiałem to właśnie w Boguszowie-Gorcach.
4. Rozczarowanie roku: organizatorzy biegów, którzy chcą zarabiać na biegaczach nie zapewniając odpowiedniej jakości organizacji. Tną koszty, gdzie się tylko da, licząc na to, że skoro kochamy bieganie, to i tak przyjedziemy, zapłacimy, pobiegniemy. Nie mam nic przeciwko zarabianiu na biegaczach, a nawet jestem za, bo za pracę należy się wynagrodzenie. Ale musi być zapewniona jakość adekwatna do ceny. Jej wysokość jest sprawą drugorzędną. Wolę bieg nawet za 100 złotych, który mnie zachwyci, niż za 10 zł, po którym czuję, że straciłem czas.
5. Najlepsza nowa trasa: jedna z wycieczek biegowych z kolegami w Karkonoszach. Zaczęliśmy na parkingu pod dolną stacją kolei linowej na Kopę w Karpaczu, a dalej: Samotnia-Lucni bouda-Vyrovka-Richterova bouda-Obri dul-Dom Śląski-Kocioł Łomniczki-parking pod koleją na Kopę. Karkonosze w najlepszym wydaniu, zróżnicowany krajobraz, kilka schronisk po drodze, pięknie i wymagająco (podejście z Obri dulu na Równię pod Śnieżką...).
6. Nauczka roku: za dużo startów bardzo eksploatuje organizm, potem nie jest się w stanie osiągnąć wysokiej formy. Częste starty nie zastąpią ułożonego, zrównoważonego pod względem rodzajów wysiłku, treningu. Najlepsze wyniki osiągałem w latach, gdy więcej biegałem, ale mniej startowałem, niż ostatnio. W tym roku i tak się nieco poprawiłem w porównaniu z 2014, gdy zaliczałem seryjnie połówki płaskie i górskie, co skończyło się załamaniem formy podczas Silesii Marathonu. Tym razem były starty krótsze, więc starczyło sił na jesienny maraton, aczkolwiek szału na nim nie było. Muszę pomyśleć, jak ułożyć sensownie starty w 2016. Nie chcę składać broni, jeśli chodzi o walkę o dobre czasy w maratonach.
7. Odkrycie roku II: debiut na piątce w Krynicy. Co za szaleństwo, co za emocje, co za prędkość! Końcowy fragment leciałem w tempie 2:36 na kilometr, najszybciej od prawie trzydziestu lat. Nie sądziłem też, że taka szybka, zrobiona na maksa piątka, potrafi być odczuwalna przez parę dni. Bardzo mi się spodobała. Chcę w 2016 choć raz ją polecieć. Najlepiej na atestowanej trasie. I mam z tym problem, bo w mojej okolicy brakuje piątek, o atestowanych nawet nie myślę. Chociaż... Może w Goerlitz?
8. Największa radość: że jestem ciągle maratończykiem, to naprawdę fajna sprawa, trzymać formę na tyle, że można biegać maratony. To nie jest byle co! Biegaczy przecież przybywa, ale maratończyków nie. I tu refleksja. Górskie maratony w wykonaniu takich średniaków, jak ja, to marszobiegi, tak naprawdę wycieczki, których ukończenie wymaga oczywiście wysiłku i niezłej kondycji, ale nie jest tak trudne, jak pokonanie w dobrym tempie maratonu płaskiego. Tu nie ma zmiłuj się. Nie masz kiedy odsapnąć, jak w górach, gdy się często idzie. Podczas płaskich, gdy się chce osiągnąć zamierzony rezultat, trzeba zapieprzać cały czas. I to jest to! Przeleciałem 17 płaskich maratonów i stale odczuwam przed nimi wielki respekt. Myślę też, że trudność w dobrym bieganiu maratonów płaskich powoduje, że niektórzy uciekają od nich do biegania (marszobiegów) po górach, czy do triathlonu, czyli do wycieczek. Nie ma w tym oczywiście nic złego, sam nie wyobrażam sobie sezonu bez startu w górskich maratonach. Ale najtrudniejsze są dla mnie płaskie. I to o nich już myślę, jeśli chodzi o plany na rok 2016.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2015-11-02,11:11): Chyba też podsumuję. Zwłaszcza ostatni punkt mnie zachwycił. :) Truskawa (2015-11-02,11:12): Bo trafia w punkt. kokrobite (2015-11-02,11:33): Maraton to po prostu maraton. Nie ma miejsca na ściemę :-) andbo (2015-11-02,12:03): W maratonie nie "przycwaniaczysz" - wiem to po sobie, niestety. Ale co Cię nie zabije ... Joseph (2015-11-02,23:43): Ja też się kiedyś broniłem przed piątkami, a kiedy zasmakowałem to już nie potrafię przestać. Mimo że to wypluwanie płuc na własną prośbę ;) Paradoksalnie dla mnie to jest nawet wysiłek bardziej dopi... ący niż maraton. Serio, serio. kokrobite (2015-11-03,08:00): Na piątce - jak w maratonie - poszerza się swoje możliwości do nowych granic, tylko że inaczej. paulo (2015-11-03,10:14): Bardzo mi się spodobał punkt 8 z którym się identyfikuje Nie spodobało mi się natomiast to że triathlon został uznany za ucieczkę od prawdziwego wysiłku Nie czuje się uciekinierem zwlaszcza przy połówkach i gdy obecnie przygotowuję się do pełnego Ironmana kokrobite (2015-11-03,10:33): Paulo, oczywiście masz rację :-) Napisałem przecież, że ta refleksja dotyczy niektórych osób. Tego mogę być pewien, bo takie osoby znam. Różne są motywacje przejść do triathlonu, a ja nie siedzę triathlonistom w głowach i nie wiem, co myślą. W ogóle nigdy nie piszę, że "wszyscy", "każdy" itp. :-) Pozdrawiam i powodzenia! Piotr Fitek (2015-11-03,18:03): Fajne podsumowanie - choć do końca roku daleko ;)
5 czy 10 przebiegnięte szybko to wyższa klasa niż spokojne zaliczenie maratonu.
|