2010-05-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 9 pkt 65 km, czyli moja GOLGOTA : / (czytano: 1990 razy)
Na punkcie 8 liczyłam na dłuższy popas, tym czasem Alek pogania nas do dalszej drogi. W ostatniej chwili chwytam kubek z gorącym rosołkiem, o którym tak marzyłam!!
Piję w drodze, połowę rozlewam, parzę sobie język … jestem wściekła! Kiedy przełykam ostatni kawałek makaronu czuję, że zaczyna mi się robić mokro na plecach ... cholera
to cieknie z bukłaka!! z plecaka wylewa się sporo wody! Czas biegnie, a my zaczynamy mieć wątpliwości , czy idziemy dobrą drogą!? Właściwie to w ogóle nie miałam czasu spojrzeć
na mapę, więc teraz zupełnie nie wiem gdzie jesteśmy i nie umiem złapać żadnego punktu odniesienia. Ścieżka kończy się gdzieś na grząskiej łące, niedawno przebrane skarpety
są znów całkowicie mokre. Trawersujemy jedną, drugą, trzecią łąkę ... co rusz płoszymy stada saren, mijamy ambony myśliwych i plątaninę ścieżek nie wiadomo dokąd wydeptanych!? Rozchodzimy się by szukać śladu szlaku ... zostajemy z Beatą same i odkrywamy, że nie mamy zapisanego telefonu od Alka!! nawołujemy ... po chwili słychać ... jest!! dalej szukamy, znów się rozchodzimy i schodzimy ... w końcu zaczynamy wspinać się na górę w nadziei, że tam trafimy na szlak. Ścieżka jest stroma, mam wrażenie że idę korytem strumienia. Powalone, spróchniałe drzewa, mokro, ślisko i stromo ... zakręt, myślę: "może teraz będzie już prosto!? ale nie!! dalej w górę! w końcu docieramy do grani, tylko gdzie dalej!? w prawo czy w lewo!? idziemy w lewo ... mamy szczęście, bo pojawiają się inni zbłąkani. Idą z przeciwnej strony, więc wiemy że mamy zawrócić. W większej grupie robi się raźniej... idziemy dalej i dobrze, bo za jakiś czas wyłaniają się kolejne dwie osoby ... oni już w 100% wiedzą gdzie są , bo idą szlakiem którego szukamy!! Uff ... udało się !! ale płaska , szeroka droga szybko przemienia się w kolejną stromiznę ... pniemy się na górę Gorc. Jest to chyba najtrudniejszy punkt do zdobycia, prawie 700 metrów przewyższenia. Czuję jak słabnę, mam nadzieję, że każdy zakręt zwiastuje koniec wspinaczki, ale tak nie jest. Alek z Beatą są z przodu, czekają na mnie, a moje nogi nie chcą iść ...w końcu z mgły - ledwo, ledwo, wyłania się bacówka ... koniec!!? Nie ... może jeszcze dojdę do „dziesiątki”!? Proszę Beatę i Alka, żeby nie czekali na mnie ... jest chyba 13!? ... o 13.58 wysyłam do Beaty sms-a: " U mnie ok :) mam towarzystwo, więc walcz do końca" ... o 21.24 melduję się na mecie.
Nim dotrę do mety, wiem już że Beata jest trzecia - udało się!! jestem z niej dumna :)
Za towarzystwo na ostatnich kilometrach dziękuję Patrykowi :)
KIERAT 2010
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora DamianSz (2012-01-24,18:57): Dziękuję Ci, że w swej relacji nie wspomniałaś o mokrych majtkach ,-)
|