Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 781/438687 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Freedom Charity Run 2017 - dzień 0 - 3
Autor: Mariusz Szeib
Data : 2017-06-23

17-19. czerwca 2017r. - Dzień 0

Dwie godziny trwała odprawa paszportowa w Atlancie. Wtopieni w ogromny różnobarwny tłum przesuwaliśmy się mozolnie po przeróżnych korytarzach i korytarzykach, aż w końcu wypluł nas na ogromną halę z dziesiątkami okienek z urzędnikami. Norbert po nas na lotnisko jechał 3 godziny, a teraz po kolejnych 2 godzinach oczekiwania na nas znów miał do pokonania 170 mil. Byliśmy w Central o północy, po 27 godz. podróży z czterema przesiadkami. Dla nas była to 7 rano.

Pomimo późnej pory Anne czekała w zarezerwowanym dla nas hotelu. Rzuciliśmy się sobie w ramiona choć widzieliśmy się pierwszy raz. Setki wymienionych e maili i entuzjazm Anne do FCR spowodował, że bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a teraz byliśmy już dla siebie bliskimi osobami.

Niedzielę spędziliśmy relaksowo na zwiedzaniu miasteczka i oglądaniu pobliskich jezior i ciekawych formacji skalnych. Zmęczeni wczorajszym lotem i upałem padliśmy o 21. Rano przed 8.00 staliśmy już w "blokach startowych". Jeff zawiózł nas do Cherokee County Library gdzie czekało już na nas ok. 20 Lionów oraz przedstawiciele Władz stanu i miasta z Szeryfem na czele. Po pysznym śniadaniu powiedzieliśmy o celu biegu zarówno tym społecznym jak i charytatywnym. Pierwsze osoby już zadeklarowały setki dolarów na pomoc w budowie szkoły dla dzieci z Syrii. Wśród nich pierwsi byli Jean i Don.

Wypożyczenie auta na całą trasę nie trwało zbyt długo. Gdy pracownik wypożyczalni usłyszał w jakim celu pożyczamy auto dał nam lepszy model za niższą cenę - też chciał mieć swój udział :) W Killen przy kościele Metodystów czekali już na nas Gale i Don. Zaprosili do restauracji, do domu z basenem Gale"a, a na koniec zawieźli nas do domu Mike i Bobby. Gospodarze są poza miastem, więc będziemy sami mając do dyspozycji 3 sypialnie z łazienkami i pełną lodówkę. Tak Amerykanie z Alabamy podejmują gości. Już zamykają mi się oczy. Pora do łóżka. Jutro start.

Relacja dostępna na stronie: freedomcharityrun.org/

20. czerwca 2017r. - Dzień 1 Tuscumbia – Pulaski

Podróż o długości 1000 mil zaczyna się od pierwszego kroku. Dzisiaj postawiliśmy go, a potem już były tysiące następnych. 1000 km to milion metrów. Włos powiększony milion razy ma średnicę 100 m, a gdyby mucha była milion razy większa miała by długość 7 kilometrów. 1000 km to dużo, bardzo dużo. Cóż to jednak przy niewiarygodnym wysiłku Helen Keller.



Urodzona 27 czerwca 1880 r. w Tuscumbii, mała Helenka w wieku 19 miesięcy ciężko zachorowała i w efekcie straciła wzrok, słuch i częściowo zdolność mówienia. Nie przeszkodziło jej to w nauczeniu się kilku języków, zaangażowaniu się w prace społeczne, poświęcając swoje życie pomocy innym osobom upośledzonym. Napisała wiele książek. Była jedną z najbardziej aktywnych i rozpoznawalnych na całym świecie członkiń organizacji Lions.
Dla nas zrobienie pierwszego kroku tego rocznego Freedom Charity Run właśnie w Tuscumbii było najwyższym zaszczytem. Zrobiliśmy go w towarzystwie burmistrza miasta, Liona Johna (90 letniego inicjatora budowy pomnika Hellen Keller) wielu lokalnych działaczy, reporterów, a także Anne Shumaker, która wstała o 4.00 rano aby dojechać ze swojego miasta i być dzisiaj z nami. Cóż za wspaniała uroczystość.



Potem temperatura tylko rosła, ta na termometrze. Momentami podchodziła pod 35oC i ani kropelki deszczu. Zaraz po starcie biegnąc z Danielem, na pierwszym zakręcie pogubiliśmy się z Jackiem i Mateuszem, którzy jechali wypożyczonym eskort car. Oni skręcili w prawo, ale nieco wcześniej, a rzekę Tennessee przejechali i owszem ale nie tym mostem co my. Z wywieszonymi językami ledwo się czołgaliśmy. Musieliśmy wyglądać na prawdę marnie, skoro przypadkowa nastolatka poczęstowała nas dwiema wodami, proponując nam po ich wciągnięciu zaraz dwie następne.

W końcu po naszym szczęśliwym ponownym spotkaniu z resztą teamu ustaliliśmy zasady: biegniemy parami, a druga para jedzie równoległe samochodem, uzupełniając jak można benzynę, wody i jedzenie. Bezwzględnie przestrzegamy, że każdy z nas musi przebiec minimum 25% trasy.



W międzyczasie, tuż przed Pulaski, przekroczyliśmy granicę ze stanem Tennessee. Opuściliśmy gościnną Alabamę. Pulaski, do którego dobiegliśmy ok 17.20, powitał nas głównie upalnym powietrze. Jutro rano planowana jest nasza wizyta w Commercial Chamber miasta, a potem rekordowo długi odcinek 118 km. Wypijemy zapewne galony wody. Oby nam pomogło przetrwać w tym piekle. Piszę z rozmysłem, jutro ma być jeszcze ciepłej.



Relacja dostępna pod linkami:
freedomcharityrun.org/dzien-day-1/
www.facebook.com/FreedomCharityRun/videos/1938775503033353/

21. czerwca 2017r. - Dzień 2 Pulaski – Nashville

Jeff zrobił dzisiaj to samo dla Jacka i Mateusza co wczoraj Keyle dla nas – widząc spoconych biegaczy poczęstował ich butelką lodowatej wody. Wszystko działo się w zabudowaniach przy drodze, tuż przy leżącym na poboczu truchle jelenia, na którym żerowały już sępy. Kiedy koledzy nam o tym opowiedzieli na postoju regeneracyjnym, cofnęliśmy się i po jeleniu, i po tych sępach rozpoznaliśmy miejsce. Ed dostał od nas "firmowego" T–shirta FCR. Był wniebowzięty.

Ranek w Pulaskim rozpoczęliśmy od wizyty w Chamber of Commers. Powitała nas Ann, która życzyła powodzenia i w rewanżu za nasze "firmówki" otrzymaliśmy T–shirty z Pulaski. Wystartowaliśmy spod City Hall. Początkowo niebo było zachmurzone, biegło się dobrze. Po 10 km- znów pełna klara, a nam pod czapeczkami aż się gotuje. Czekało nas rekordowe 118 km. Na każdego wypada po 30. Nogi na razie nie dokuczają ale w takim upale biegnie się średniawo.

Po 20 km zrobiliśmy zmianę z Mateuszem i Jackiem. Żar leje się z nieba, aby choć trochę zmniejszyć jego siłę rażenia lejemy sobie wodę na czapeczkę Craft. Ostatnie 10 km, po przerwie biegnie się całkiem dobrze choć powoli zmierzcha. O spotkaniu z kimkolwiek nie ma mowy.

W Nashville wszystkie hotele zajęte. Festiwal country czy co? Jedziemy poza miasto. Z trudem dostajemy jeden wspólny pokój w Best Western. Obiecujemy sobie, że nie będziemy chrapać. Jutro "tylko" 97 km do Bowling Green. Będziemy opuszczać Tennessee i wbiegamy do Kentucky.

Relacje dostępne na stronie: freedomcharityrun.org/

22. czerwca 2017r. - Dzień 3 Nashville – Bowling Green

Mobile dał nam się dziś we znaki. Dokładnie to nie "Mobile", a tropikalny cyklon Cindy z epicentrum w miejscowości Mobile w Alabamie. Od Anne dowiadujemy się, że w Birmingham, 90 mil od Centre, miejscowości gdzie mieszkaliśmy pierwsze 2 dni, przeszło tornado. Zginął 10 letni chłopiec. U nas w Nashwille leje jak z cebra, a w epicentrum czyli w tym Mobile ponad to wieje z prędkością 65 mil/h (104 km/h). To jeszcze nic – wściekła Cindy goni nas, bo przemieszcza się dokładnie w naszym kierunku, z prędkością 16 km/h. Teoretycznie, jeśli nie zmieni kierunku Cindy dopadnie nas za ok 24 godz.
Startujemy w strugach deszczu spod muzeum Johny Cash"a na 3 Ave North. Potem biegniemy mostem nad rzeką (nie sosem) Cumberland, ulicą Chuck Berry, przez park Bobiego McFerrina, ulicą Herbiego Hancocka i Sahry Waughn w kierunku Bowling Green.

Strugi zmieniają się momentami w ścianę. Samochody widząc nas zjeżdżają z dużym wyprzedzeniem na przeciwny pas. Dziękujemy za to "piątką". Często odmachują bądź trąbią. Zaledwie kilkakrotnie na setki mijających nas aut mieliśmy pełny prysznic spod kół. Nie dało się inaczej, widocznie też ktoś duży jechał akurat na przeciwko.

Amanda rozłożyła namiot z fajerwerkami dokładnie na granicy obu stanów: Tennessee i Kentucky. Ameryka przygotowuje się do Święta Niepodległości "The 4th of July". Znów w powietrze zostaną wystrzelone miliardy dolarów, tak jak gdzie indziej na Nowy Rok. Amanda obiecała, że jeśli uda się jej biznes w tym roku, część zysku przekaże na cel charytatywny FCR 2017, budowę szkoły dla syryjskich dzieci. Teraz będzie łatwiej wpłacać bo właśnie otrzymałem wiadomość od naszego Gubernatora Radka, że można już przy wypłatach korzystać z PayPal.

W drugiej połowie drogi ulewy ustają. Czyżby "wściekła Cindy" zmieniła jednak zdanie? Czekając na Jacka i Mateusza ustawiamy się nie chcąco na wjeździe do domostwa. Pani za kierownicą widziała naszych kolegów i pyta się czy może nam jakoś pomóc. Opowiadam jej o biegu o naszym celu społecznym i charytatywnym. W pewnym momencie chwyta z portmonetkę i wręcza mi 10 dolarów. "Chcę pomóc tym nieszczęsnymi dzieciom z Syrii"– mówi Martha Garret z Franklin, Kentucky. Dzięki Martha!

Do Bowling Green dobiegamy przed 19. Musimy się wcześniej położyć spać. Jutro o 6.30 rano mamy wywiad w studio sieci telewizyjnej ABC.

Relacje dostępne na stronie: freedomcharityrun.org/



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Raffaello conti
23:10
W±su
23:04
Wojciech
22:41
Namor 13
22:09
rolkarz
22:00
przemcio33
21:55
bogaw
21:28
arkadio66
21:19
uro69
20:46
benfika
20:14
eldorox
19:52
michu72
19:52
zbig
19:40
edgar24
19:27
INVEST
18:21
marekcross
18:19
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |