| Przeczytano: 712/486968 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Saharyjska Przygoda | Autor: Jacek Łabudzki | Data : 2012-04-27 | Po wielotygodniowych przygotowaniach tuż przed świętami Wielkiej Nocy wyruszyłem wraz ze sprawdzonym towarzyszem biegów ultra-Zbysiem Malinowskim z Kołobrzegu - na podbój Afryki. Maraton Piasków (Marathon Des Sables) - cel naszej podróży - od wielu lat uważany jest za jeden z najtrudniejszych biegów na świecie i budzi respekt każdego chyba biegacza.
Tegoroczna - 27 już edycja - przyciągnęła na pustynne bezdroża południowo-wschodniego Maroka 860 śmiałków płci obojga z całego globu-od Europy po Japonię i Malezję po Stany Zjednoczone, Australię i Nową Zelandię. Nie zabrakło również faworytów - zawodników gospodarzy z Rachidem el Morabity na czele oraz legendy biegów ultra i górskich - Włocha Marco Olmo. Na liście startowej dostrzegłem także Rosjanina Leonida Szewcowa - trenera naszego znakomitego maratończyka Henryka Szosta.
Na pierwszym etapieJednak najliczniej reprezentowani byli Francuzi (organizatorzy tej imprezy) oraz Brytyjczycy, dla których udział w tym wydarzeniu to rodzaj swoistego kultu. Barwy naszego kraju,oprócz naszej dwójki bronili młodsi koledzy: Maciek Żyto, Gaweł Boguta, Stefan Batory i Konrad Jędraszewski, przy czym dla Gawła i Stefana był to już kolejny udział w tych zawodach.
I to ich bardzo praktyczne rady okazały się bezcenne w przygotowaniu ekwipunku, który jest obowiązkowy dla każdego startującego. Trzeba bowiem wiedzieć, że organizatorzy w trakcie tygodniowego biegania po pustyni zapewniają tylko wodę (średnio 10 litrów na dobę) i tabletki solne. Żywność (nie mniej niż 2000 kcal/dobę), śpiwór, źródła energii - zarówno tej do grzania (kostki Ezbit) jak i świecenia (czołówki) oraz niezbędne materiały sanitarne, w tym pompkę do odsysania jadu skorpionów a także ratunkową flarę trzeba było skrupulatnie spakować do plecaka i z tym balastem podążać przez cały wyścig.
Autor na tle wydmMój plecak, po przejściu obowiązkowej kontroli przed startem ważył 11 kg (wraz z pierwszym 1,5 litrowym przydziałem wody). Impreza od samego początku zdumiewa rozmachem i niewidocznym specyficznym klimatem, który jej towarzyszy. Z paryskiego lotniska Orly, gdzie wyznaczone było miejsce zbiórki, trzy wyczarterowane airbusy przewożą barwną 600-osobową grupę biegaczy do Ouarzazate - ostatniego przed pustynią marokańskiego miasta dysponującego lotniskiem.
Przed lądowaniem podziwiamy niesamowite widoki roztaczające się na ośnieżony łańcuch górski Wysokiego Atlasu. Na lotnisku każdy osobiście zostaje przywitany przez charyzmatycznego dyrektora biegu - Patricka Bauera, po czym kilkanaście autokarów przewozi nas ponad 250 km w pobliże miejsca pierwszego biwaku (po drodze ciąg dalszy niesamowitych górskich krajobrazów)
Gaweł przed naszą sypialniąKawalkadzie autokarów towarzyszy jeszcze liczniejsza - terenowych land rover-ów, które będą z nami na trasie całego wyścigu. Kiedy już asfaltowa droga dobiegła końca przesadzono nas na paki wojskowych ciężarówek (przy dużym zainteresowaniu berberyjskich dzieci), które już w tumanach kurzu przewiozły nas na pierwszy pustynny biwak.
Zajmujemy namiot nr 106 wraz z dwójką Rosjan. Skwar leje się z nieba, temperatura sięga 40st.C w cieniu (którego nie ma). Dostajemy w końcu race- book, czyli szczegółowy opis tras na poszczególnych etapach - do tej pory przebieg tegorocznego MDS-u trzymany był w tajemnicy. Okazuje się, że przed nami kolejno: 34km, 38km, 35km, 82km, 42, 2km i 15,5km. Razem ponad 250km. Jak się później okazało w bardzo różnym terenie i zmiennych warunkach pogodowych.
od lewej: Jacek, Zbyszek i MietekNasze obozowisko robi niesamowite wrażenie - czarne, berberyjskie namioty zawodników ustawione są w dwóch kręgach o średnicy ok.500m. Białe, zamknięte namioty organizatorów, mediów i obsługi oraz służby medycznej oddalone są o kolejne 500m, stanowiąc niejako osobne miasteczko. Wokół tego kilkanaście ciężarówek, kilkadziesiąt terenowych land roverów i 2 śmigłowce.
W powietrzu czuć atmosferę wielkiego święta. W polskim namiocie bojowa atmosfera - ustalamy strategię zarówno na pierwszy etap jak i cały wyścig. Wiem, że przygotowanie mentalne jest nie mniej ważne od przygotowania fizycznego, dlatego stymuluję kolegów do pozytywnego myślenia.
Koniec wyściguRodacy w kraju zasiadają właśnie do wielkanocnego śniadania, a my w pełnym rynsztunku udajemy się na start 1-go etapu. Przy taktach słynnej "Autostrady do piekła" zespołu AC/DC Patrick Bauer daje sygnał do rozpoczęcia tego niesamowitego wyścigu.
Nie będę opisywał poszczególnych etapów, chociaż każdy z nich był inny i miał swoją dramaturgię. Przemierzaliśmy przez wyschnięte jeziora i koryta rzek, skaliste przełęcze, a wszędobylski piasek dawał się nam mocno we znaki. Na najdłuższym etapie byliśmy świadkami największego dramatu - zdecydowany lider - Marokańczyk Rachid el Morabity na 1km przed metą, a po przebiegnięciu ponad 80 upadł doznając zerwania mięśnia czworogłowego uda.
Na przełęcz marsz !!!Na tym etapie, kiedy część zawodników była jeszcze na trasie dała o sobie znać mała burza piaskowa, a po niej wcale niemała burza gradowa(!)
Po etapie maratońskim (nr 5) organizatorzy zaserwowano nam niemałą atrakcję kulturalną w postaci koncertu muzycznego paryskiej opery. Musicie przyznać - koncert operowy na środku pustyni - to robi wrażenie! Na ostatnim najkrótszym etapie mieliśmy do pokonania najwyższe wydmy w Maroku, które przypominały pasmo naszych Beskidów.
Jeśli chodzi o stronę sportową najlepszym z Polaków okazał się weteran ultra maratońskich tras - Zbysiu Malinowski, który zajął wysokie 48 miejsce. Mnie udało się ukończyć na miejscu nr 67 jako drugiemu z polskiej ekipy. Jednocześnie zanotowałem także chyba największy progres spośród wszystkich uczestników - z miejsca 180 po pierwszym etapie na każdym następnym cały czas awansowałem (szkoda, że wyścig nie trwał dłużej)
Polska ekipa w komplecie,od lewej: Zbyszek, Maciek, Gaweł, Stefan, Jacek i KonradNasi młodsi koledzy także wypadli bardzo dobrze. Maciek Żyto ukończył jako 81,Gaweł Boguta na 87, a Stefek Batory na 96 miejscu. Mający problemy zdrowotne Konrad Jędraszewski uplasował się w połowie stawki - na miejscu 375. Wyścig ukończyło prawie 800 uczestników. Pięciu Polaków w pierwszej setce - to wzbudzało podziw i szacunek wśród innych nacji.
Za linią mety czekał na nas niestrudzony dyrektor biegu, który gratulując ukończenia MDS zawieszał jednocześnie pamiątkowy medal na szyi. Potem te same autokary - brudnych i zmęczonych przewiozły nas z powrotem do cywilizacji. Kąpiel, wygodne łóżko w hotelu, następnego dnia uroczyste dekoracje i powrót do domu.
Na lotnisku po raz ostatni na pożegnanie ściska nam dłoń Patrick Bauer. Saharyjska przygoda zakończona...
Sojusz polsko – włoski, na trasie najdłuższego etapuJadąc na Maraton Piasków miałem zmienne odczucia. Praktycznie jedynym argumentem było dla mnie "zaliczenie" jednego z najbardziej topowych biegów świata. Ponieważ jestem osobnikiem wybitnie zimnolubnym, panujące na trasie temperatury już przed biegiem przyprawiały mnie o zawrót głowy. Także bardzo wysoki koszt uczestnictwa (ok.3000 euro) nakazywał wzmóc racjonalne myślenie - czy gra jest warta świeczki? Teraz patrząc chłodnym okiem "finishera" z całą odpowiedzialnością i stanowczością mogę powiedzieć (jest to nie tylko moje zdanie), że przeżyłem jedno z najważniejszych wydarzeń w moim niekrótkim już dorosłym życiu.
Tych doznań i wrażeń, których doświadczyłem podczas trwania tej niezapomnianej przygody, tych znajomości i zawiązanych nowych przyjaźni (sojusz polsko-rosyjski w obozie, sojusz polsko-włoski na trasie najdłuższego etapu, a przede wszystkim
znakomitej atmosfery wewnątrz "polskiej grupy) nikt mi nie odbierze. Warto było wydać te pieniądze i przeżyć ten morderczy wysiłek, aby teraz pisząc te słowa odczuwać wielką satysfakcję i dzielić się opowieściami o tym niesamowitym wydarzeniu.
Start do 5-go etapuPonieważ organizatorzy zapewnili nam łączność satelitarną, mogliśmy w czasie całego wyścigu być w kontakcie mailowym z bliskimi, ale jak się okazało także z niemałą rzeszą kibiców, którzy śledząc nasze poczynania w internecie (była relacja "live" na oficjalnej stronie MDS), zagrzewali nas do walki i dodawali otuchy poprzez pisane do nas maile.
W tym miejscu chciałbym w imieniu swoim i całej polskiej ekipy serdecznie za to wsparcie podziękować. Codziennie wieczorem, kiedy miła pani z obsługi przynosiła nam do namiotu pocztę wstępował w nas nowy, świeży oddech, który szczególnie uwydatniał się na kolejnym etapie.
Wydmy na 6-tym etapieRównież bardzo dziękuję Mietkowi Pawłowiczowi, który jako akredytowany fotoreporter i dziennikarz robił nam fotki w najpiękniejszych miejscach na trasie oraz wspierał dobrym słowem w kryzysowych momentach (których nie brakowało)
Teraz przede mną kolejne zaplanowane na ten rok wyzwania. Comrades Marathon w RPA (najstarszy i najludniejszy ultramaraton na świecie - 89 km i 18000 uczestników) na początku czerwca i przede wszystkim Western States Endurance Run - podobno najbardziej uznawany bieg 100-milowy (Góry Sierra Nevada w Kalifornii) pod koniec czerwca. Wystartuję tam jako jedyny Polak. Ostatnim, który ukończył ten bieg był Jerzy Górski przed ponad 20-laty.
Ale o tych wydarzeniach postaram się napisać następnym razem.
Jacek Łabudzki, Sandomierz
"Zamki" na piasku |
| | Autor: hubertp29, 2012-04-28, 23:53 napisał/-a: Gratulacje. Przebiec taki bieg, to coś kosmicznego dla mnie. PS. Pozdrowienia z Kazimierzy Wielkiej. ;) | | | Autor: Tyszanin86, 2012-05-01, 08:46 napisał/-a: Kiedyś przebiegłem półmaraton po pustyni w polskim klimacie i miałem dosyć... Chylę czoła! Niebywała wola walki :)
Powodzenia w następnych startach i pozdrowienia dla całej ekipy! | | | Autor: henry, 2012-05-01, 09:59 napisał/-a: W czerwcowym numerze Bieganie jest dokładnie opisany wyjazd polskiej ekipy wraz z bogatym serwisem zdjęcowym. | | | Autor: aniabazylia, 2012-05-03, 15:45 napisał/-a: Panie Jacku! Wielkie gratulacje i jeszcze większy SZACUN!:).gorąco pozdrawiam i czekam na więcej! | | | Autor: Ryszard N, 2012-05-30, 22:44 napisał/-a: W POLITYCE z bieżącego tygodnia ukazał się obszerny artykuł na temat tej imprezy. Relacja ze zmagań Polskiej ekipy plus rys historyczny imprezy. Gorąco polecam. | | | Autor: andrzejgonciarz, 2012-05-31, 12:16 napisał/-a: Dzięki za wiadomość. Właśnie sobie kupiłem więc wieczorem będzie co poczytać!!! | | | Autor: hubertp29, 2012-05-31, 21:19 napisał/-a: Dobry artykuł. A co do samej imprezy... cóż... żeby przebiec 250 kilosów na pustyni trzeba być naprawdę twardzielem. | | | Autor: Arti, 2012-06-01, 11:10 napisał/-a: Czy ktoś ma namiary do Jacka? ps. a bieg i przygoda niesamowite !!! ;) | | | Autor: hubertp29, 2012-06-02, 08:54 napisał/-a: Nie wiem czy czytaliście ten artykuł w Polityce. Ale wyobraźcie sobie, że niektórzy angole biegną Maraton Piasków z żelazkiem i deską do prasowania na plecach... szaleństwo w czystej postaci... | | | Autor: andrzejgonciarz, 2012-07-04, 23:23 napisał/-a: LINK: http://www.runners-world.pl/nowy_numer/
... tu http://www.runners-world.pl/nowy_numer/ jest fajny artykuł od st.82 | |
| |
|
|