Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

benek
Piotr Bętkowski
Rumia
CITY TRAIL Team
MaratonyPolskie.PL TEAM

Ostatnio zalogowany
2024-11-15,12:04
Przeczytano: 1372/140660 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/6

Twoja ocena:brak


Lyprinol: Ocean Biegaczy
Autor: Piotr Bętkowski
Data : 2010-08-06

Witamy naszych czytelników w cyklu wywiadów prowadzonych pod hasłem „Lyprinol: Ocean Biegaczy”. W ramach tego cyklu prezentujemy biegaczy, maratończyków, amatorów - tych, którzy byli lub są znani nam wszystkim z biegów ulicznych. Biegaczy, których znamy często tylko z twarzy. Postaramy się
wraz z patronem cyklu, firmą Biovico – producentem preparatu Lyprinol wspomagającym wydolność organizmu i chroniących przed licznymi kontuzjami – przybliżyć Wam te szalenie interesujące sylwetki, ich życie, ich pasje sportowe, ich osiągnięcia. Osiągnięcia biegaczy – amatorów. Takich samych zawodników jak my wszyscy.


Prezentujemy wywiad z Olgą Brańską – Dobrowolską bardziej znaną jako „kluseczka”, dumna mieszkanką stolicy. Porozmawialiśmy o trudnych początkach biegania w celu zgubienia zbędnych kilogramów, podróżach na zagraniczne maratony, hierarchii domowej oraz niszczycielu Milusiu. Zapraszamy do lektury.



P.B – Piotr Bętkowski
O.B – Olga Brańska - Dobrowolska

P.B Zaczęłaś biegać by pozbyć się kilogramów i ubyło Ci 20 kg... ciężko w to uwierzyć...

O.B Ciężko to było zacząć i wytrwać w postanowieniu. Przez rok upasłam się do zawrotnej masy 72 kg przy stosunkowo niskim wzroście 156 cm. Wyglądałam, jak kula armatnia. Bardzo źle się z tym czułam, zwłaszcza mój kręgosłup. Zmieniłam sposób odżywiania i wzięłam się za ćwiczenia aerobowe: rower, skakanka, wiosła, ale to nie działało. Byłam bardzo zdeterminowana brakiem efektów stosowania diety i domowych ćwiczeń i po dwóch miesiącach bezowocnych wysiłków dałam się namówić na bieganie. Ja, która w szkole nigdy nie lubiłam biegać i migałam się od zaliczeń z biegania, jak mało kto.

Biegając, w niespełna 9 miesięcy zredukowałam się o nadprogramowe 20 kg. To mój największy sukces, jak do tej pory osiągnęłam. Żaden egzamin nie był tak ciężki do zdania, jak ten z redukcji i biegania samego w sobie. Od tamtej pory mówię wszystkim, że nie ma rzeczy NIEMOŻLIWYCH, są tylko rzeczy TRUDNE.

P.B To jak to dokładnie było z tymi początkami?

O.B Początkowo zajmowałam się FBB (Form Body Building). Do biegania namówili mnie właśnie znajomy z FBB. To im zawdzięczam, że biegam do dziś.
Na początku nie miałam siły oderwać stóp od ziemi i szurałam noga za nogą. Przy masie 72 kg czułam się jak mały czołg na zardzewiałych gąsiennicach. Pierwsze 400 m wywołało u mnie mega zadyszkę, ból w piszczelach i gruźliczy charkot. Biegałam zawsze rano i na czczo, więc przez pierwsze parę tygodni miałam mdłości. Dwa razy musiałam schować się w krzakach, żeby zwymiotować, później wracałam i biegłam dalej. Po miesiącu szuranej katorgi zaczęłam truchtać w miarę po ludzku. Po dwóch miesiącach biegania, znajomy rzucił hasło RUN WARSAW. Dystans 5 km trochę mnie przeraził, ale miałam 4 miesiące na przygotowania.




P.B Skąd wzięła się taka fascynacja bieganiem?

O.B Na początku przygody z bieganiem przyświecał mi TYLKO jeden cel - zredukować 20 kg tłuszczu, być znowu sobą. Po propozycji startu w RW, zaczęłam się zastanawiać, jak to jest biec w tłumie ludzi. Biegałam zawsze sama i to wcześnie rano, żeby widziało mnie jak najmniej osób. Wstydziłam się swojego kluchowatego wyglądu w dresie XXL. Przedsmak biegania w tłumie miałam we wrześniu, na dwa tygodnie przed RW. Wzięłam udział w biegu charytatywnym na 2 km. Spodobało mi się i czułam, że RW będzie fajną zabawą.

Miałam rację. Uczestnictwo w RUN WARSAW sprawiło, że pokochałam ten sport. Zauroczył mnie klimat takiej masowej imprezy. Ci wszyscy klaszczący, hałasujący kibice Ich doping na trasie sprawiał, że chciało mi się biec dla nich, bo świetnie się bawili i dla siebie. Ja również miałam zabawę. Chciałam więcej takich doznań. Postanowiłam biegać dalej.

P.B Jesteś dumną mieszkanką Warszawy. Masz tam dobre warunki do treningów?

O.B Warunki w Warszawie są naprawdę świetne. Mieszkam praktycznie w centrum, więc mam blisko do Łazienek (na Agrykolę) gdzie jest stadion tartanowy i można tam robić tempówki i do Wisły. Bieg latem bulwarem nadwiślański jest bardzo przyjemny. Czasami biegnę do Mostu Gdańskiego i z powrotem. To tylko 10 km, ale bardzo przyjemne 10 km.

Zawsze jeszcze można wybrać opcje leśną i podjechać na południe miasta do Lasu Kabackiego, albo na północ do Parku Bielańskiego czy Młocińskiego.
Pod nosem mam Pole Mokotowskie, też idealne do biegania. Nie narzekam. Naprawdę jest gdzie biegać w Warszawie. Trzeba tylko ruszyć zad z domu ;)




P.B Co jest ważniejsze. Rekordy czy udział?

O.B W moim przypadku zdecydowanie udział jest ważniejszy. Biegam wolno, a czasami nawet wolniej, więc rekordy w moim wydaniu są minimalne, wręcz nieznaczne. Oczywiście cieszą mnie niezmiernie każde urwane minuty, ale udział w imprezie biegowej wyzwala we mnie dużo więcej euforii. Moje życiówki są zawsze niespodziewane, bo znam swoje tempo i nie oczekuję od siebie cudów. Jestem chyba po prostu za leniwa na bicie rekordów, ale na udział w imprezie zawsze gotowa do startu ;)

P.B Biegasz bardzo wcześnie rano. Ciężko mi się zmusić do takiej katorgi więc zapytam: musisz czy lubisz?

O.B Na szczęście nie mam problemów ze wczesnym budzeniem się. Jestem typem skowronka nie sowy. Tak wczesną porę biegania wymusiło na mnie kilka czynników.
Zaczęłam od biegania na czczo, więc kiedy, jak nie rano. W pracy muszę być o 7.00. Żeby wygospodarować 30 min. biegania wstaję o 4.00 i biegam, później szybka kąpiel, makijaż, spacer z psem i do pracy. Wcześnie rano jest najlepsze powietrze do oddychania. W dużym mieście smród spalin i innych zanieczyszczeń opada dopiero późną nocą. Między 4.00 a 7.00 jest najczyściej w powietrzu i jest rześko. Poza tym o tak barbarzyńskiej porze jest pusto.

Czuję się wówczas totalnie nieskrępowana. Daje mi to poczucie alienacji od szarej i monotonnej rzeczywistości. Czasami minie mnie śmieciarka, albo patrol policji. Moje wczesnoporanne bieganie to takie małe katharsis przed rozpoczęciem dnia. Pełna energii i dobrego nastroju ruszam do pracy. Nie wybiegana z rana bywam zła, ponura i łatwiej mnie wyprowadzić z równowagi.

P.B Masz jakieś ulubione imprezy biegowe?

O.B Teraz już mam. Biegam czwarty sezon i mogę z ręka na sercu wymienić kilka.
Lubię WSZYSTKIE warszawskie imprezy biegowe, bo biegam po swoim mieście. Bardzo podoba mi się atmosfera VISEGRAD MARATON. W przyszłym roku zamierzam pobiec trzeci raz. W tym roku urzekła mnie Hajnówka i postaram się zawitać tam w przyszłym roku.




P.B Najpierw była kluseczka, teraz dodałaś do Nicku – KAKADOO. Co to oznacza?

O.B Kluseczka to nick transportowany z FBB. Byłam grubą kluchą i nic innego nie przyszło mi do głowy. Poza tym nie było drugiej kluseczki ;)
KAKADOO dodałam w czerwcu, ponieważ zmieniłam swój wizerunek. Nie chciałam rezygnować z kluseczki, więc jedynie dodałam drugi człon do nicka. Wystrzygłam boki i mam irokeza, którego czasami podnoszę, tak, jak papuga Kakadu właśnie. Myślę, że jeszcze długo będę się tak czesała, bo fryzura jest bardzo wygodna i daje wiele możliwości w układaniu;)

P.B Kto biegał pierwszy. Ty czy mąż? No i czy kolejność na mecie decyduje o hierarchii w domu?

O.B Ja zaczęłam. Mój mąż skończył co prawda AWF, ale nigdy nie gustował w lekkiej atletyce. Zajmował się pływaniem, boksem i ciężarami. Chyba nawet nie wierzył, że wytrwam w bieganiu, bo znał moją nietajoną niechęć do tego sportu. W Run Warsaw pobiegł ze mną dla towarzystwa, bo to był mój debiut w tego typie imprezie. Po roku postanowiłam pobiec swój pierwszy maraton. Nie uwierzył. Na miesiąc przed maratonem złapałam paskudną kontuzję ścięgna udowo-piszczelowego. Myślał, że mi się nie uda.

Pobiegłam i ukończyłam ten maraton i wtedy zaczął dojrzewać. Następny maraton, a było to w Wiedniu, pobiegliśmy już razem. Mąż zawsze jest pierwszy na mecie, czasami przybiegniemy razem. Nie ma to absolutnie żadnego wpływu na hierarchię w domu, ponieważ takowa została ustalona na długo przed ślubem ;)

P.B Biegacie razem?
O.B Od wspomnianego maratonu w Wiedniu biegamy razem. Razem planujemy kalendarz startowy i zgrywamy swoje urlopy pod kątem wyjazdowych biegów. Znaleźliśmy sobie nowy sposób spędzania razem czasu. Czasami znajdę jakiś ciekawy bieg w necie i pytam męża" Pobiegniemy?". Innym razem on informuje mnie podekscytowany " Wiesz, znalazłem fajny bieg na dychę/ maraton. Może pobiegniemy?"

Biegamy razem. Mąż zawsze czeka na mnie na mecie. Na ostatnich 100 metrach kibicuje ostro, bo wie, że lubię się ścigać na końcówce. Później relacjonujemy sobie nawzajem, jak było:

- Wiesz pod tą górkę, to było ciężko.
- NOO, ale wdziałeś tego w czerwonym, jak śmignął?
- Acha, a na półmetku, to myślałam, że zemdleję.
- Ja tak miałem tuż przed metą...
Mniej więcej tak to wygląda, to nasze wspólne bieganie.




P.B Polska stałą się dla Ciebie za mała, bo w końcu zaczęłaś podróżować na zagraniczne maratony.

O.B Polska absolutnie nie jest dla mnie za mała. Jeszcze w tylu miejscach w kraju nie biegałam. Staram się urozmaicać polskie bieganie w co raz to nowe miejsca, ale obiecałam sobie, że raz w roku pobiegnę gdzieś poza krajem.
W ubiegłym roku wybrałam Wiedeń, bo jest stosunkowo blisko. Poza tym w kwietniu mam urodziny i startowe było prezentem od papy. W tym roku byliśmy w Pradze, bo to bardzo fajne miasto i blisko. Maraton był w maju, więc był to spóźniony prezent urodzinowy od papy ;)

W przyszłym roku planujemy Amsterdam. Byliśmy tam w podróży poślubnej i po 10 latach chcemy odkryć to miasto de novo i w innym wymiarze, biegowym wymiarze :) Myślę, że jeśli tylko finanse nam pozwolą, to będziemy realizować plan jednego zagranicznego maratonu w roku. Po Polsce będę biegała. Będę dzięki temu zwiedzała kraj i odkrywała jego najpiękniejsze zakątki.

P.B Kim jest Miluś vel. Niszczyciel?

O.B To nasz pies ;) Pies rasy BULDOG FRANCUSKI, który z racji swojego temperamentu nie pozwala nam się nudzić. Daliśmy mu takie imię, bo bardzo lubiliśmy komiksy z Kajkiem i Kokoszem. Tam jednym z drugoplanowych bohaterów był smok o imieniu Miluś.

Niszczyciel został dodany po trzech miesiącach, ponieważ Miluś bardzo niszczył buty, meble i wszystko co było z drewna, skóry lub papieru. Myślę, że to imię bardzo do niego pasuje, aczkolwiek po blisko trzech latach zastanawiamy się czy nie lepsze byłoby dla niego imię HEGEMON, tak jak herszt zbójcerzy z Kajka i Kokosza. Może następny buldog w rodzinie będzie właśnie Hegemonem, zobaczymy;)




P.B Biega z Tobą?

O.B Nie. Miluś nie biega z nami. Ta rasa charakteryzuje się płaską mordą a co za tym idzie krótkim przewodem nosowym. Te psy nie nadają się do długiego wysiłku, bo nie wentylują się prawidłowo. Bardzo szybko się eksploatują i to wpływa niekorzystnie na ich organizm. Zdarzały się przypadki, że z nadmiernego wysiłku buldogowi popękały pęcherzyki płucne i się udusił.
Miluś nie zna jednak umiaru i raz dziennie ma godzinny spacer, na którym biega do upojenia za patykiem. Wraca zmęczony i mamy spokój na parę godzin.

P.B Jakie masz najbliższe plany biegowe?

O.B Biegać, biegać, biegać...

P.B Dziękuje za rozmowę

O.B Dziękuje.



Komentarze czytelników - 14podyskutuj o tym 
 

DOM

Autor: DOM, 2010-08-07, 16:01 napisał/-a:
Wspaniale, że bieganie może być zaraźliwe :)
No i gratulacje za realizację celów :)

 

ronan51

Autor: ronan51, 2010-08-07, 20:34 napisał/-a:
tak jak Olga zaczynałem biegac żeby zgubic brzuch i to mi się udało już nie byłem kluchą gubiąc 19kg i wsiąkając na dobre w to bieganie? kiedyś zaczynałem od 3km na 3 raty dziś bez problemu przebiegam w jednym kawałku 15km i w sumie 75km tygodniowo takich startów jak Olga nie mam jeszcze ale 2 półmaratony zaliczyłem i trochę drobnicy?ha ha ha a Oldze należy się też szacunek za to ranne wstawanie ja tylko w niedzielę biegam rankiem w tygodniu przed pracą by mi się niechciało?ha ha ha

 

Renia

Autor: Renia, 2010-08-07, 22:27 napisał/-a:
Świetny artykuł. Życzę niesłabnącej pasji, zaraźliwego optymizmu i euforii na mecie:)

 

Kedar Letre

Autor: kertel, 2010-08-08, 10:41 napisał/-a:
A mi najbardziej zaimponowałaś tym irokezem :)))))

Trzymaj się Olga i do następnego spotkania,

 

Wojtek57

Autor: Wojtek57, 2010-08-08, 12:22 napisał/-a:
Szalenie motywują takie artykuły,prawdziwe historie ludzi walczących przede wszystkim ze swoimi słabościami,a nie rekordami,które i tak prędzej czy później przyjdą;)Gratuluję OLGA wytrwałości i konsekwencji w tym co robisz.Pobudka 4-a rano i bieg przed pracą..?.No,no!Chociaż z drugiej strony,jak się prowadzi w miarę ustabilizowany tryb życia-można się przyzwyzwyczaic do takiego rytmu biologicznego.Wszystkiego dobrego;)I byc może do zobaczenia na którymś z biegów(?);)

 

Isle del Force

Autor: maniak1984, peacemaker, 2010-08-09, 12:22 napisał/-a:
Zdecydowanie i do przodu, tak właśnie ma być. Ave Miluś :)

 

karby

Autor: karby, 2010-08-09, 14:31 napisał/-a:
WSPANIALE!!!
Pozdrawiam biegowo!:)

 

Tusik

Autor: Tusik, 2010-08-10, 01:57 napisał/-a:
O jak miło, że Kluseczko wspomniałaś o Visegradzie i o Wiedniu - na obu widzieliśmy się i biegliśmy, a w Visegradzie razem przez cały czas, bo nie pozwalałem ci zejść wtedy z trasy. Widziałem wtedy Twoją determinację... Tak trzymać!!! :)

 

mamusiajakubaijasia

Autor: mamusiajakubaijasia, 2010-08-10, 18:45 napisał/-a:


Świetne:)
Wiesz...chyba mało kto ma odwagę tak jasno mówić o swojej walce z własnym ciałem.
U Ciebie pełen sukces i nowa miłość, która z tego wynikła.


I jeszcze jedno...imponuje mi Twoja miłość do swojego miasta.
Mam to samo:)
I mimo, że nasze miasta są zantagonizowane, to potrafię zrozumieć Twoją miłość. Na zasadzie pokrewieństwa odczuć:)

Powodzenia:)

 

inka

Autor: inka, 2010-08-10, 22:46 napisał/-a:
Dostarczasz nam także niezłej rozrywki pisząc o bieganiu na swoim blogu.
Polecam tym którzy nie czytali mój ulubiony wpis (z tych które przeczytałam)z dnia 2009-05-06
"Mój kochanek... Maraton"

 

 Ostatnio zalogowani
Daniel Wosik
23:49
Hieronim
23:46
rolkarz
23:42
pjach
23:30
romangla
23:28
szczupak50
23:23
andreas07
23:03
fit_ania
22:59
kruszyna
22:43
wwanat46@gmail.com
22:29
Namor 13
22:25
Raffaello conti
21:57
staszek63
21:55
Henryk W.
21:16
slawroz60
21:13
Jarek42
20:29
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |