2023-10-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Maratonu w Ljubljanie (Słowenia) (czytano: 184 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100032307533328
Decyzja o starcie w maratonie w Ljubljanie w Słowenii zapadła w maju 2023r. Wtedy to zakupione zostały bilety na samolot w liniach lotniczych LOT (koszt ok 500 zł od osoby w obie strony) oraz pakiet startowy (koszt 50 euro). Na ten wyjazd zdecydowało się jeszcze kilkoro znajomych. Zarezerwowaliśmy wspólny nocleg dla całej ekipy przez portal booking.com. Było to duże, prywatne mieszkanie położone w centrum miasta na starym mieście. Mieszkaliśmy tam w 6 osób przez 3 noce (koszt 444 euro). Pobyt w Ljubljanie od soboty do wtorku. Wcześniej dotarli tam: Wojtek, Elwira, Agnieszka i Ola.
Do Słowenii na lotnisko w Brnik, położone 26 km na północ od centrum Ljubljany doleciałem z Anią po godzinie 16-ej . Jest to jedyne lotnisko w Słowenii, które obsługuje regularne loty międzynarodowe. Plan był taki, żeby szybko przemieścić się autobusem do centrum miasta, a dalej komunikacją miejską po odbiór pakietu startowego na zawody, które odbywały się dnia następnego tj. w niedzielę. Kiedy po ok. 30 minutach czekania na położony obok lotniska przystanek autobusowy podjechał autobus, którym mieliśmy jechać do miasta okazało się, że jest zapełniony i nie zamierza nikogo więcej zabierać. Ale okazało się też, że w tym autobusie znajdują się nasi towarzysze/ki, z którymi mieliśmy spędzić najbliższe kilka dni; właśnie wracali z Bledu. Po zamieszaniu jakie zrobili oni i inni pasażerowie, kierowca uległ i pozwolił mi i Ani wcisnąć się do autobusu 😛 Pozostałym osobom, które również oczekiwały na transport do miasta nie udało się pojechać tym autobusem.
Ok. 17:30 dotarliśmy do centrum miasta i szybko udaliśmy się na przystanek autobusowy, żeby pojechać do Areny Stozice po pakiet startowy, tzn. ja i Ania, bo reszta ekipy poszła na zakupy. Staliśmy i czekaliśmy na autobus, który niestety nie nadjechał, ponieważ drogi zostały już zablokowane na maraton, który odbywał się dopiero następnego dnia.
Było już po 18-ej, odbiór pakietów do 19:00, a do pokonania ok. 4 kilometry. Nie udało się nam zamówić taksówki, więc stwierdziłem, że idziemy na pieszo. Po przejściu ok. 1,5 km zrozumieliśmy, że nie zdążymy dojść na czas, więc oddałem Ani mój większy plecak, wziąłem od niej jej mniejszy i udałem się biegiem w stronę Areny Stozice 😜
Zaznaczam, że nie miałem na sobie stroju sportowego, tylko dżinsy, zwykłe buty i bawełnianą koszulkę, a na plecach plecak turystyczny…. Po tych 2,5 km biegu czułem się i wyglądałem, jakbym wskoczył w ubraniu do basenu. Do hali sportowej dobiegłem o godzinie 18:56, ale jak się okazało muszę udać się do innego wejścia, bo przy ulicy było wyjście, którym nie można było dostać się do środka. Do wejścia wraz z kilkoma osobami dobiegłem chyba minutę przed 19. Jak się okazało, za nami zamknięto drzwi i już nikogo nie wpuszczano do środka. Jak ktoś się spóźnił, to musiał po pakiet startowy zerwać się wcześnie rano przed maratonem. A z tego co zauważyłem, takich osób było sporo.
Moim zdaniem odbiór pakietu startowego dzień przed zawodami powinien być możliwy do późniejszej godziny. Oczywiście w środku musiałem przejść przez całe expo, które wyglądało okazale, ale to była pora, kiedy wszyscy już się pakowali. W końcu dotarłem na miejsce i odebrałem pakiet startowy oraz zakupione dodatkowo w sklepie internetowym rzeczy (plecak, bluza, skarpety i chusta).
W podstawowym pakiecie startowym był plecak i numer startowy oraz koszulka, która była do odbioru na mecie po ukończeniu zawodów.
Następnego dnia rankiem udaliśmy się na start całą ekipą. Z naszej kwatery na start zawodów (meta była zaraz obok) mieliśmy do przejścia ok. 1 km. Na miejscu rozgrzewka, wspólne foty, po czym udałem się do swojej strefy startowej.
Atmosfera była wyśmienita; dużo zawodników i kibiców, skupienie maratończyków przeplatało się z uśmiechami, a do tego pogoda jakaś taka przyjemna. Prawdziwe święto biegania 🙂
Wprawdzie świecące słońce mogło zapowiadać na trasie zbyt wysoką temperaturę, ale za to ogólnie nastrajało bardzo optymistycznie. Temperatura na starcie wynosiła ok. 13 stopni, więc była odpowiednia do biegania. Do tego czułem się jakoś tak…. fajnie; mocno zmotywowany po słabym starcie 2 tygodnie wcześniej w Zagrzebiu i zadowolony z tego, że jestem na zawodach w Ljubljanie, bo po prostu lubię to miasto 🙂
Start zawodów odbywał się wraz z zawodnikami biegnącymi w półmaratonie, którzy po pokonaniu swoich 21,097 kilometrów znikali z trasy 😉
Początek to kilkukilometrowa, długa prosta ulicą Dunajską wiodąca na obrzeża miasta. Miałem wrażenie, że ten odcinek w większości był lekko z górki. Dzięki temu biegło się przyjemnie, a i tempo było dość przyzwoite. Następnie trasa zawróciła i ulicą Slovenceva prowadziła z powrotem w stronę centrum miasta. Potem znów skręcamy w prawo i ponownie oddalamy się od centrum. Kolejny nawrót i ulicą Vecna oraz ulicą Roberta Blinca przecinamy park Tivoli Roźnik in Sisenski hrib. W tym momencie mamy za sobą 15 km. Pomimo tego, że do tego momentu świeciło słońce, to nie było zbyt gorąco, ponieważ przy trasie było dużo drzew, które dawały przyjemny cień. Pod tym względem miasto i w ogóle cała Słowenia jest wyjątkowym miejscem, bo tej zieleni jest bardzo dużo; 50% powierzchni tego niewielkiego kraju zajmują lasy. Po opuszczeniu parku dalsza trasa prowadzi małymi uliczkami przez miasto, często zmieniając kierunek biegu. W tym momencie nad Ljubljanę napływają czarne chmury i tylko kwestią czasu jest, kiedy spadnie deszcz. Moi towarzysze wyprawy do Słowenii do tej pory dwukrotnie „łapali” mnie na trasie, żywiołowo kibicując. Na 21 kilometrze swoje zmagania kończą półmaratończycy, a maratończycy biegną dalej. Ja do tej pory trzymałem przyzwoite tempo, czyli coś pomiędzy 4:55, a 5:05 min./km Dystans półmaratonu pokonałem „miło, lekko i przyjemnie” 🙂
Z doświadczenia wiedziałem, że teraz będzie coraz mniej przyjemnie… 😉
Po 25 kilometrach zaczynam odczuwać zmęczenie i tempo biegu trochę spada. Ponadto w tym momencie zaczyna padać deszcz, który leje się na głowy biegaczy i kibiców dość intensywnie przez jakieś 15-20 minut. Wbrew pozorom deszcz ten orzeźwia mnie i dodaje trochę sił, co pozwala utrzymać dotychczasowe tempo przez kilka kolejnych kilometrów. O orzeźwieniu nie mogli chyba powiedzieć kibice, których przez opady zrobiło się mniej na trasie. A muszę przyznać, że do tego momentu było ich naprawdę dużo. Oczywiście „moja” ekipa, pomimo przemoknięcia dalej kibicowała 🙂
Ok. 30 kilometra zaczęło pobolewać mnie lewe kolano. A na ok. 34 kilometrze zrobiłem coś, co negatywnie zaważyło na moim dalszym biegu. Mianowicie, zatrzymałem się na moment żeby rozciągnąć zbite mięśnie nóg i zrobiłem przeprost kolana… Poczułem wtedy w lewym, już mocno „nadwyrężonym” kolanie ogromny ból. Kolejny kilometr przebiegłem kulejąc, a do mety biegłem już z dużym dyskomfortem i bólem, przez co moje tempo spadło i wynosiło już powyżej 6 min./km.
W tym czasie, po deszczu znów pojawiło się słońce, a wzdłuż trasy powróciły grupy kibiców. Na 41 kilometrze mobilizującymi okrzykami i przybijanymi „piątkami” wykrzesała ze mnie resztę sił moja ekipa kibiców z Polski. Na mecie w centrum miasta szybki finisz i kolejny maraton za mną…. 🙂
Za metą trzeba było postać chwilę w kolejce po koszulkę finiszera. W tym czasie porozmawiałem z debiutantem na maratońskim dystansie z Tychów. Jak już dotarłem do miejsca wydawania koszulek okazało się, że nie ma już mojego rozmiaru koszulki technicznej, więc dostałem koszulkę bawełnianą w rozmiarze XS… Krocząc dalej dostałem też koszulkę techniczną rozmiar M. Potem okazało się, że pomimo różnicy w rozmiarach są one takiej samej wielkości…. 😜
Na mecie czekała na mnie moja ekipa. Mała sesja fotograficzna i udaliśmy się do naszej kwatery w celu odświeżenia, a dalszą część dnia spędziliśmy na zwiedzaniu Ljubljany.
W Słowenii pozostaliśmy jeszcze przez 2 dni, w międzyczasie wybierając się również na 1 dzień nad morze do malowniczego miasteczka Piran.
Wracając do maratonu i wszystkiego co się wokół niego działo, to muszę przyznać, że organizacja i cała impreza zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Otoczka całej imprezy sprawiła, że czuć było, iż jest to prawdziwe biegowe święto. Dobrą robotę robiono w mediach społecznościowych, a do tego całe miasto było w reklamach i informacjach o zawodach. Wspomnieć należy o aplikacji, dzięki której można było śledzić wybranych zawodników. Aczkolwiek ja podobno w pewnym momencie wyprzedziłem tam swoją „kropkę” 😉
Żałuję jedynie, że po odbiór pakietu startowego dotarłem tak późno i przez to nie miałem możliwości skorzystania ze wszystkich atrakcji expo.
W maratonie wystartowało 1644 maratończyków, a ukończyło go 1611 zawodników/zawodniczek.
W półmaratonie wystartowało 5016 zawodników/zawodniczek.
Niestety albo nie potrafię „wyfiltrować” zawodników po narodowości albo po prostu nie ma takiej możliwości na stronie internetowej, ani w aplikacji.
Jeśli ktoś zastanawia się nad startem w maratonie w Ljubljanie, to niech nie waha się ani chwili. Poza tym warto zwiedzić Słowenię, bo jest to jeden z najładniejszych krajów w Europie. Pomimo tego, że jego powierzchnia jest niewielka, to znajduje się w nim cała masa atrakcji (m.in. góry, morze, jaskinie, jeziora) i zapewne każdy znajdzie tam coś dla siebie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |