2010-10-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dębno 2010 czyli skrócona do granic możliwości opowieśc o tym, co się działo przed maratonem (czytano: 895 razy)
Akcja „ 37 Maraton Dębno” rozpoczęła się dla mnie od przemiłej informacji , że w sobotę dotrą do nas Iwona z Jaśkiem i dalej już pojedziemy razem.
Niestety dwa dni później moją radość przyćmił fakt, że moja pierwsza żona rezygnuje z wyjazdu.
Jakie powody Krysią kierowały nie będę pisał, ale były takie, że nawet jej nie próbowałem przekonywać.
Umówiliśmy się z Iwoną na wyjazd o 9.00 , więc już o 10.00( nie żebym się czepiał. Czynie to z tzw. reporterskiego obowiązku) zauważyliśmy podjeżdżający pod nasz dom samochód na śląskich rejestracjach .
Po małej czarnej z kawałkiem ciasta i białego serka udaliśmy się w drogę.
Pokazałem jeszcze moim przemiłym pasażerom jak wygląda Kępno, ze szczególnym wskazaniem na rynek, przez który przejeżdżaliśmy chyba z 6 razy i ruszyliśmy na podbój Dębna.
Niezastąpionym pilotem okazał się Jasiek, który z wielką wprawą prowadził mnie przez nasz piękny kraj.
Kraj nasz był zresztą wyjątkowo piękny, ponieważ wspaniała słoneczna pogoda i mieniące się kolorami wszelakimi liście na drzewach powodowały ,że oprócz radości ze swojego towarzystwa mogliśmy także radować nasze oczy widokami, które pojawiały się za oknem samochodu.
Podróż upływała nam – jak to zwykle w takich przypadkach bywa - na rozmowach.
W końcu dotarliśmy do Kostrzyna nad Odrą i zakwaterowaliśmy się w hotelu, gdzie dwóch beznadziejnych facetów pozostawiło biedną Iwonę na pastwę garów a sami udali się na wycieczkę po Starym Mieście.
Stare Miasto zwaliło mnie z nóg.
Nie będę tu opisywał swoich odczuć, bo….nie potrafię ich ubrać w słowa ( a nawet ja by mi się to udało , to trwałoby to zbyt długo)
To trzeba zobaczyć i to najlepiej w jak najmniej licznym gronie.
Ten niepowtarzalny klimat na długo pozostanie w mojej pamięci ...
Przekroczyliśmy jeszcze z Jaśkiem granicę państwa na Odrze i ponaglani telefonem od Iwony wróciliśmy do pokoju.
Iwona już na nas czekała z PRZEPYSZNYM makaronem z mięskiem, cukinią i...więcej składników nie umiem wymienić.
Zresztą nie było czasu się zastanawiać, po wyglądało i pachniało tak pięknie, że pałaszowaliśmy na wyścigi.
Iwona zapowiedziała, że jak nie zjemy wszystkiego, to znaczy , że nam nie smakowało.
Zjedliśmy.
Po sutym obiedzie pojechaliśmy po odbiór pakietów do oddalonego o 18 km Dębna.
Iwona z Jaśkiem byli tu już wiosną , pamiętnego 10 kwietnia, więc trafiliśmy na tzw. strzał.
Odbiór pakietów przebiegł bardzo sprawnie i już po chwili rozglądaliśmy się za znajomymi.
Niestety z wypatrzeniem ich był wielki problem.
Kiedy już duch w nas upadł, nagle naszym oczom ukazała się grupka dziwnie wyglądających – o przepraszam - znajomo wyglądających ludzi.
- Elaaaa! - i już po chwili ściskam się z Rufi ( ściskanie się z Elą – bezcenne)
- Izaaaa! - i już pochwali ściskam się z Truskawką ( ściskanie się z Truskawką - bezcenne)
- Marciiiin – i już po chwili Łysy wcale się nie chciał ze mną ściskać . Chyba nie jestem w jego typie :)
Następni "napatoczyli" się Marysia i Darek.
Rzuciłem się Marysi do nóg celem ich ucałowania a następnie padliśmy sobie w ramiona.
Po pewnym czasie dołączyli do nas Beata i Grzesiek, więc było już niezłe stadko.
Co chwilę spotykało się nowych znajomych.
Niestety nie wiedzieć czemu dostałem chwilowego zaćmienia umysłu i nie poznałem "do końca" Leszka a kiedy chciałem się upewnić czy to na pewno On, zniknął mi z pola widzenia.
Kiedy do naszego stolika zaczęła się przedzierać Marysia, część osób postanowiła kulturalnie wstać aby się przywitać.
Powiedziałem do nich :
- Siadajcie, bo to trochę potrwa.
Faktycznie, Marysia to tak znana persona, że zanim doszła do nas uścisnęła rękę setek wielbicieli.
Po skonsumowaniu przez Towarzystwo makaronu ( oczywiście po tym "Iwonowym" byliśmy z Jaśkiem tak objedzeni, że nawet nie patrzyliśmy na jedzenie) postanowiliśmy opuścić biuro zawodów i udać się do Kostrzyna.
Przed budynkiem stały tekturowe postaci biegaczy z wyciętym na głowę miejscem.
Pod przewodnictwem Łysego zaczęły się przeróżne improwizacje , których nie będę tu szerzej opisywał.
Nadmienię tylko, że opanowała Nas taka głupawka, i taki napad śmiechu, że zacząłem poważnie obawiać się czy utrzymam pochłonięty wcześniej ze smakiem makaron Iwony.
Na szczęście dla siebie i zgromadzonych wokół - utrzymałem.
Jednym słowem: UWIELBIAM TE SPOTKANIA.
Umówiliśmy się na piwo w hotelowej knajpce i pojechaliśmy.
Na miejscu okazało się, że mimo wcześniejszych dogadywań nie mieszkamy obok siebie, ale nie przeszkodziło nam to aby się spotkać.
Iwona dogadywała się przez telefon ,gdzie mamy dojechać .
Oto fragment rozmowy z Łysym:
Iwona: - To gdzie skręcaliście
Łysy : - Na rondzie w prawo
Iwona: - A przejeżdżaliście przez Wartę
Łysy: - Ale my jesteśmy przecież w Kostrzynie nad Odrą.....
Po kilku minutach wyszliśmy z hotelu, minęliśmy Wartę i dotarliśmy na miejsce spotkania.
Restauracja prezentowała ulubiony przeze mnie styl: Późne rokokoko ewoluujące w kierunku wczesnego Gierka.
Zamówiliśmy po piwku a Rufi postawiła na stole - PEŁNĄ po brzegi - blachę karpatki.
Jako profesjonalny profesjonalista zadbałem oczywiście o to, aby dostarczyć organizmowi tak potrzebnych jutro węglowodanów.
Zjadłem 6 dużych kawałków...i to ze środka.
Pyszna była ta karpatka.
W pewnym momencie Ela pokazała mi w aparacie nasze zdjęcia , które pstrykaliśmy pod biurem i...znowu opanowała nas śmiechowa głupawka.
Niestety , nie spotkaliśmy się tu dla przyjemności, więc rozeszliśmy się( i rozjechaliśmy) do swoich pokoi.
W końcu jutro maraton.
W naszym pokoju panowały ekstremalne warunki cieplne, choć słowo "cieplne" zupełnie tu nie pasuje.
Było po prostu chłodniej niż na dworze.
Otwieraliśmy co prawda drzwi na korytarz aby się ogrzać , ale nic to nie dało.
Rano z czerwonymi nosami wstaliśmy skoro świt i rozpoczęliśmy przygotowania do maratonu.
(Ja naprawdę staram się streszczać) :)
Kiedy dojechaliśmy do Dębna było słonecznie ale zaczął powiewać dość mocny wiatr.
Na razie nie przejmowaliśmy się tym jednak i udaliśmy się pod biuro .
Tu spotkań ciąg dalszy.
Najpierw Wojtek, którego przedstawiła mi Marysia a którego to wziąłem za jej ..męża.
Następnie Tomek.
- "Cóżżezeszwecji" – powtarzałem potem do znudzenia, na co Tomek z rozbrajającym uśmiechem odpowiadał, że on NAPRAWDĘ czuje się Polakiem.
No i w końcu spotkanie , na które długo czekałem.
Kasię ściskałem długo , mocno i serdecznie.
Nie były potrzebne słowa.....
Aga nawet na nas nie spojrzała , bo tak zajęta była swoim "Jakubkiem".
Dopiero jak oddałem mu hołd na kolanach i wycałowałem niemal wszystkie jego części, spojrzała na mnie łaskawszym okiem a nawet się przywitała:)
Godzina startu zbliżała się nieubłaganie, wiec razem z Iwoną i Jaśkiem podążyliśmy do samochodu i oddaliśmy się ostatnim czynnościami przygotowującymi nas do biegu.
Przed startem następne spotkania.
Nareszcie spotykam Gabę.
Rozmawiamy chwilę ale maraton brutalnie domaga się , aby troszkę się rozgrzać a po chwili stanąć na linii startu.
Staję razem z Rufi.
Na twarzy Eli widzę wielkie emocje.
To przecież jej debiut.
Przez chwilę chowa twarz w rękach i...pada strzał startera.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Rufi (2010-10-26,21:10): Yyy, ale ja do dzisiaj nie wiem o co chodzilo z ta Wartą :-/ Czy ktos mnie to wytlumaczy...? Rufi (2010-10-26,21:12): Radek, jakbys nie utrzymal tego makaronu to....ja nie wiem ale chyba bym pekla ze smiechu :-))) wlasnie to sobie wyobrazilam i kwicze :-))))) shadoke (2010-10-26,21:14): Dla niewtajemniczonych dodam, ze piękny Kostrzyn nad Odrą leży również nad piękną Wartą i jeszcze piękniejszym Zalewem Warty:) Toya (2010-10-26,21:25): Podoba mi się zakończenie-wygląda na to, że starter ustrzelił któregoś z (niedoszłych) maratończyków :) Jasiek (2010-10-26,21:26): Rozumiem, że ciąg dalszy nastąpi?... ale nim nastąpi, to brakuje mi tutaj relacji z odwiedzin Technikum Leśnego w Miliczu - jednej z trzech renomowanych szkół na świecie, do których należą Oksford, Kembrydż i Mylydż! Rufi (2010-10-26,21:27): .. i Ela pada martwa :-) kudlaty_71 (2010-10-26,21:32): ...hmmm...dzięki Radkowi zostałem mężem Marysi... shadoke (2010-10-26,21:35): Młodszym mężem;)))) Marysieńka (2010-10-26,21:35): Radek...litości..prawie się posiusiałam ze śmiechu:))) szlaku13 (2010-10-26,21:38): SUPER! czyli skrócony do granic możliwości komentarz do wpisu Radka... ;))) Kedar Letre (2010-10-26,21:56): I co Iza, doczytałaś :) Kedar Letre (2010-10-26,21:57): Nie czy byłoby Ci do śmiechu jakby makaronik( z mięskiem i cukinią) wylądował na Tobie :) Kedar Letre (2010-10-26,21:58): Luiza, niestety nie ustrzelił, ale trafił mnie w łydkę( o czym w 2 cz.) emka64 (2010-10-26,21:59): kiedy wydasz swój pamiętnik w formie książkowej ? Kedar Letre (2010-10-26,21:59): A co Wojtek, może Ci się Marysia nie podoba, co?! Kedar Letre (2010-10-26,22:01): Mógłbyś Artur jeszcze napisać: "Git" ( byłoby krócej) :)) Kedar Letre (2010-10-26,22:03): Marysiu , jakby co, to możesz mnie obciążyć za proszek do prania :) Kedar Letre (2010-10-26,22:04): Nie wiadomo Iwona, czy Marysia lubi młodszych, w końcu to...BABCIA :))))) Kedar Letre (2010-10-26,22:05): Jasiek, niestety ciąg dalszy już się pisze i będzie jeszcze bardziej "krótki". Kedar Letre (2010-10-26,22:07): Myślę Krzychu,że w przyszłym tygodniu, żeby można było jeszcze zdążyć pod choinkę kupić :))) Renia (2010-10-26,22:23): Nadal czytam tytuł;) szlaku13 (2010-10-26,22:33): Aż tak rozdrabniał sie nie będę... ;) AgaR. (2010-10-26,22:35): Zabiję!!!! No utopię w bagnie na tułaczu!!!! :D szlaku13 (2010-10-26,22:39): Myślę Radku, że Wojtek obawia się tylko, że będzie miał przy Marysi przesr...ne ;))) Codziennie pobudka po 4 rano, do łóżka to tylko taką kajdankami przykuwać, bo inaczej w domu nie wysiedzi, a poza tym "romantyczne spacerki" w trzecim zakresie... kto jest w stanie to wytrzymać??? ;)))) I jeszcze jedno... każdy facet się do niej klei jak ją spotyka... choćby taki szlaku... ;)) Aurora (2010-10-26,23:03): JA CHCĘ JESZCZE RAZ!!! Pościskam Cię na Tułaczu!!! Kedar Letre (2010-10-27,00:37): No i zapomniałem napisać o spotkaniu ze spóźnionymi: Renią i Dyziem. Szkoda Reniu, że nie widzieliśmy się na mecie Kedar Letre (2010-10-27,00:39): A mi wcale ta "sztywność" Łysego nie przeszkadza , a nawet mi się podoba :) Kedar Letre (2010-10-27,00:39): Ja też Kasiu! Kedar Letre (2010-10-27,00:41): No i rozwaliłeś mnie Artur "romantycznymi spacerkami w...trzecim zakresie".....leżę i nie mogę wstać:))))))) Kedar Letre (2010-10-27,00:42): To zabijaj. Dla Jakubka gotów jestem na wszystko :) szlaku13 (2010-10-27,16:24): Radku... nie zachowuj się jak Truskawka... to w jej stylu, z byle powodu spadać ze stołka, kwiczeć i sikać ze śmiechu... ;) tdrapella (2010-10-29,08:52): Siedzę i czytam to po raz kolejny :)) I żałuję, że nie udało mi się dotrzeć już w sobotę, bo mnie tyle opuściło.
Jak spacery z Marysią są w trzecim zakresie to aż strach pomyśleć co się dzieje w bardziej gorących momentach... ;)
PS. przed bliższymi spotkaniami z Marysią skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą ;)) Kedar Letre (2010-10-29,15:47): A muszę Ci Tomek powiedzieć, że nie wszystko opisałem tdrapella (2010-10-29,20:41): no domyślam się skoro to relacja skrócona do granic możliwości :)
|