Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 802 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Tryptyk Ursynowski - Bieg I
Autor: Janek Goleń
Data : 2001-11-18

W sobotę 17 listopada 2001 roku zainaugurowano przy pięknej, słonecznej i rześkiej pogodzie jesienno-zimową serię biegów w Lesie Kabackim, którą zorganizowano po raz pierwszy w zeszłym roku, określoną nazwą Tryptyk Ursynowski. Ponieważ biegi te nie figurują w drukowanych kalendarzach imprez informuję, że drugi bieg serii będzie miał miejsce 1 grudnia, a trzeci 22 grudnia. Zawsze w soboty, start w południe, trasa, wpisowe i zasady podobne jak w pozostałych kabackich imprezach. Każdy bieg będzie miał osobną klasyfikację, nagrody ze wspólnej klasyfikacji, obejmującej wszystkie trzy biegi i losowanie upominków będą po trzecim biegu, na kiedy przewidziano też biegowy opłatek.

Kiedy pojawiłem się w towarzystwie żony i dzieci w szkole przy Hirszfelda, dopadł mnie przy zapisach Ziutek Woźniak z pytaniem, czy chcę się dziś ostro ścigać. Ponieważ nie chciałem, zaproponował mi poprowadzenie niewidomego biegacza. Dobra, nie ma sprawy. Ziarno zostało zasiane już wcześniej, ponieważ zgłosiłem się do tej roli przed Biegiem Niepodległości, jednak chętnych do prowadzenia niewidomych i niedowidzących było wtedy więcej niż potrzeba. Akcję podobnie jak poprzednio zainicjował Janusz, a współdziałali z nim Ziutek i Przemek Cieślak. Na starcie okazało się, że do poprowadzenia jest dwóch niewidomych, Ryszard Sawa i przydzielony mi Grześ Powałka, oraz jeden niedowidzący zawodnik. Dostałem opracowaną przez Janusza szczegółową pisemną instrukcję, jak prowadzić niewidomego biegacza, i sformowano dwie trójki oraz jedną dwójkę.

Trójka składała się z prowadzonego niewidomego biegacza, połączonego z nim paskiem głównego prowadzącego oraz prowadzącego wspomagającego, biegnącego kilka metrów przed dwoma pozostałymi i dbającego o wolną drogę. Ten złożony układ jest konieczny na miejscami wąskich leśnych ścieżkach, z licznymi przeszkodami takimi jak kałuże, szlabany czy zwalone pnie, a przy tym pełnego rowerzystów i spacerowiczów.
Prowadzący wspomagający oznakowany jest jaskrawożółtą uprzężą, ma też czerwoną latarkę, by z daleka rzucać się w oczy i sygnalizować potrzebę zwolnienia drogi. Prowadzony i główny prowadzący mieli na sobie jaskrawożółte koszulki.

W jednej trójce miał biec znany bywalec imprez biegowych Ryszard Sawa, prowadzony przez Janusza i eskortowany z przodu przez Przemka. W drugiej ja prowadziłem Grzesia, a przed nami miał biec Ziutek. Trzeci zespół stanowił biegacz niedowidzący prowadzony przez Anię, która wraz z mężem niedawno zaliczyła nowojorski maraton.

Stajemy na starcie w środku stawki, żeby ograniczyć do minimum zarówno wyprzedzanie, jak i bycie wyprzedzanym. Zawodników nie jest wielu, kilkadziesiąt osób, więc start wypada stosunkowo bezkolizyjnie. My jesteśmy najwolniej biegnącym zespołem, dwa pozostałe znikają szybko w przodzie. Informuję Grzesia o przeszkodach, jakimi są na razie tylko kałuże i koryguję kierunek biegu. Z wyprzedzeniem mówię o podbiegach i zbiegach oraz większych zakrętach. Istotne są też informacje o rodzaju nawierzchni - kiedy droga wzmocniona jest wysypanymi cegłówkami trzeba wyżej podnosić nogi, kiedy leżą mokre liście musimy uważać na poślizg. Ziutek na każdym pełnym kilometrze podaje czas. Tempo stabilizuje nam się na poziomie pięciu i pół minuty na kilometr. Raz musimy przejść przez zwalony pień, dwukrotnie przecisnąć się przez wąską bramkę przy drewnianym szlabanie, zabezpieczającym rezerwat przed wjazdem samochodów. Koło Powsina za półmetkiem jest wielu spacerowiczów i rowerzystów, których Ziutek prosi o ustąpienie drogi błyskając czerwoną latarką. Oczywiście dziękujemy za każdym razem. Towarzyszy nam fotograf, więc pewnie u Ziutka w Internecie będzie można nas pooglądać.

Docieramy do mety z czasem ok. 55 minut. Jest ona wyznaczona kolorową taśmą. Kiedy wpadamy w jej zawężenie Grześ raptem przyspiesza, co może skończyć się kolizją. Mój błąd, nie powiedziałem mu dokładnie jak blisko jest meta. Ale jakoś go wyhamowaliśmy. Po podaniu numerów musimy szybko przesuwać się dalej, bo widzę finiszującą Marysię Teichert. Janusz podaje herbatę, Grześ jest zadowolony z prowadzenia, więc może jeszcze powtórzymy ten układ. Mówi, że trudny teren zmuszał go do stałego napięcia i to trochę spowolniło nasz bieg. Woli biegać po asfalcie, jak przed tygodniem w Biegu Niepodległości.

Obok kortu tenisowego koło szkoły na Hirszfelda konsumujemy kiełbaski z grilla (najadło się nią przemarźnięte trochę moje potomstwo) a szklanką piwa dzielę się z Anią (moją żoną) bo zaraz siadam za kółko.

No to mam za sobą kolejne ciekawe doświadczenie. Janusz obiecał przysłać mi instruktarz prowadzenia niewidomego biegacza. Jego publikacja w "Maratonach..." może zachęci jeszcze kogoś do pomocy tym nietypowym zawodnikom we wzięciu udziału w imprezach biegowych. Jakby jacyś uczestnicy Tryptyku chcieliby się przyłączyć następnym razem, to czekam na zgłoszenia: zocha3@wp.pl.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Daniel Wosik
23:49
Hieronim
23:46
rolkarz
23:42
pjach
23:30
romangla
23:28
szczupak50
23:23
andreas07
23:03
fit_ania
22:59
kruszyna
22:43
wwanat46@gmail.com
22:29
Namor 13
22:25
Raffaello conti
21:57
staszek63
21:55
Henryk W.
21:16
slawroz60
21:13
Jarek42
20:29
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |