Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [30]  PRZYJAC. [25]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
tadeusz.w
Pamiętnik internetowy
Sezon 2009 r.

Tadeusz Wyrwas
Urodzony: 1959-10-28
Miejsce zamieszkania: Łomża
60 / 62


2022-08-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Moje Godziny „W” (czytano: 824 razy)

 

W ostatnich dniach lipca sugerując się miejscowością startu niedoszłego półmaratonu „im. Boga Ojca Przez Maryję Biegniemy Do Ojca” postanowiłem jadąc do Warszawy zatrzymać się w Nowej Osuchowej. Bieg Powstania Warszawskiego zaczynał się o godzinie 21 więc wyjechałem wcześniej by zajechać do Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Osuchowej. Tym bardziej, że wielokrotnie przemierzając nieopodal to trasę nigdy nie miałem sposobności tam być. Po pierwsze przez niewiedzę, że takie miejsce istnieję, po drugie przez czas, który zawsze gdzieś gonił i nie było miejsca na takie ważne rzeczy. Poranna praca w ogródku, lekka przebieżka, pakowanie i zerwane błękitne hortensje pieczołowicie pielęgnowane przez małżonkę domknęły temat wyjazdu. Spokojna droga przed Ostrowią Mazowiecką okazała się nauką cierpliwości. Utworzył się niespotykany korek. Sznur samochodów posuwał się w żółwim tempie ucząc pokory i hamując emocje. Dopiero wjazd na S8 unormował sytuację i mogłem swobodnie zmierzać do tego etapu podróży. Drogą obok lasu dotarłem do sanktuarium. Udałem się do kościoła a następnie drogą przez las, mijając stacje drogi krzyżowej doszedłem do kaplicy objawień. Pomimo panującej pustki w kaplicy modlił się gorliwie jeden pielgrzym. Poza nim w okolicy nie było nikogo. Następnie postanowiłem udać się do miejsca uznanego za miejsce objawienia się Matki Bożej. Idąc groblą nad staw i przepływającą rzeczkę. Odcinek ten udekorowany był rabatami i wysypany żwirem. Opodal wyznaczonego miejsca z krzyżem pracowały dwie kobiety przy kwietnikach. Uznałem, żę zabrane ze sobą niebieskie Hortensje w sam raz będą nadawały się w to właśnie miejsce. Podałem je więc jednej z kobiet mówiąc, że będzie wiedziała co z nimi zrobić. Kobieta szczerze i promiennie się uśmiechnęła. Za moment znalazł się wazon i kwiaty zostały umiejscowione u stóp cudownego miejsca. Kobiety niczym „Dwie Marie” zajęły się swoimi zajęciami a ja kompletacją przy krzyżu i miejscu widzenia. Utkwiły mi w pamięci zapisane słowa świadectwa widzącej „ Bóg Ojciec od wieków upodobał sobie to miejsce dla chwały Mojej i Swojego Syna Jednorodzonego. Ja jestem z wami i po wszystkie wieki tu pozostanę. Oczekuję was z utęsknieniem dzieci moje”. Natomiast bardzo poruszyły mnie słowa orędzia z 1910 r „Jezus mój syn ukochany jest srodze zagniewany na cały świat, wymierzona jest kara dla ludzkości. Miecz sprawiedliwości dosięgnie grzeszący świat, bo miara Bożej sprawiedliwości już się przebrała. Kara Boża dosięgnie ludzkość. Ludzie z głodu lizać będą kamienie, a ludzkie trupy porozrzucane będą, jak snopy w żniwa. Tu będzie Sąd Boski – Dolina Jozefata.” Między innymi z takimi apokaliptycznymi myślami udałem się z powrotem przez pusty las do miejsca zaparkowania samochodu przed świątynią. Zaczął kropić ciepły deszczyk. Idąc przez pusty las przypomniały mi się słowa z przepowiedni iż człowiek będzie całował napotkane ślady stóp po skutkach wojen i katastrof. O dziwo na drodze spotkałem jednak idącego pielgrzyma. Mijając mnie zatrzymał się i po pozdrowieniu spytał się czy też jadę na „Bieg Powstania Warszawskiego”. Jednak biegacz pozna biegacza na odległość. Rozpytałem go i stwierdził, że przyjeżdża tu przynajmniej raz w miesiącu, biega z synem – raczej w takich biegach z historią w tle, jest społecznym ratownikiem medycznym i w dzisiejszym biegu będzie się poruszał z plecakiem i w uniformie ratownika, więc może się spotkamy. Trochę w to powątpiewałem, gdyż przy kilkutysięcznej frekwencji z doświadczenia wiem, że jest to mało prawdopodobne, ale któż wie ?. Po miłej pogawędce oczywiście monotematycznej bo znowu o bieganiu wyruszyłem w drogę do Warszawy. Jadąc trochę na wyczucie nagle skończył się asfalt i znalazłem się na polnej drodze biegnącej wzdłuż stawu a następnie przez leśne ostępy. Zacząłem się martwić, żę pobłądziłem w końcu ujrzałem zabudowania i skraj wioski a następnie odnalazłem drogę wjazdową na ekspresówkę. Dalsza trasa choć częściowo w deszczu doprowadziła mnie do celu podróży. Odebrałem w końcu swój pakiet startowy. Mając sporo czasu usadowiłem się na ławeczce nieopodal wejścia do depozytów i przy miłej pogawędce z biegaczami dotrwałem do godziny startu. W strugach deszczu ale nie ma złej pogody do biegania wyruszyłem z kilkutysięcznym tłumem na trasę. Po kilku kilometrach dopędziłem biegacza w medycznym uniformie z plecakiem. Pozdrowiłem go serdecznie mówiąc, że jednak się spotkaliśmy. Mijając powiedziałem „Niech Matka Boska prowadzi” na co otrzymałem odzew „Z Bogiem”. Wyglądało to tak jak wymieniane konspiracyjne hasła. My jednak wiedzieliśmy o co chodzi i docenialiśmy te male codzienne cuda jakie wokół nas się dzieją. Wystarczy by mieć otwarte serca i umieć dostrzec to co jest ważne wokół nas. Prawie o północy dotarłem do miejsca zakwaterowania. Obudziła mnie szalejąca burza i deszcz stukający do okien. Spojrzałem na zegarek, że to dopiero 3 spróbowałem jeszcze pospać i ok 6 wyruszyłem w drogę do Łomży. Mimo padającego deszczu chciałem dojechać bo czekał mnie jeszcze łomżyński triathlon. Przed Radzyminem zauważyłem awaryjne światła i minąłem kolizję dwóch samochodów, które stały już na poboczach. Droga w strugach deszczu nie dla wszystkich okazała się szczęśliwa. W taką pogodę nie wszyscy docierają bezpiecznie do celu. Od czegoś to jednak zależy. Może trzeba mieć trochę szczęścia, trochę pokory, trochę bojaźni, mnóstwo rozwagi i pewnie wiele innych czynników które determinują takie sytuację. Dotarłem szczęśliwie do domu. Po sytym śniadaniu (dla mnie to jajecznica z 2 jaj), przygotowałem się do wyjścia na kolejne zawody. Za oknem wciąż padał deszcz. Pomyślałem, że aby wejść do wody i przepłynąć te 1200 metrów to potem już z górki. Wbrew moim obawom a jeszcze większych małżonki to woda przy padającym w dalszym ciągu deszczu okazała się przyjemna, całkiem ciepła w odniesieniu do pochmurnego dnia. Po części pływackiej i przesiadce na rower deszcz przestał padać i okazało się normalne zakończenie z niedosytem, że to już koniec zawodów bo bieg był stosunkowo za krótki. Chociaż tej dyscypliny sportowej jakoś specjalnie nie uprawiam to jednak same przygotowania i dedykowane treningi okazały się kluczowe i sympatyczne. Najważniejsza więc jak zwykle okazała się droga jaką dochodziło się do spokojnego pokonania dystansu by na mecie czuć się nie wyczerpanym i usatysfakcjonowanym tak by np. by to piwo lepiej smakowało.
Te minione dwa dni dla mnie okazały się pod znakiem „W’. Jak Wakacje, Weekend, Woda, Walka, Wiara. Taka godzina „W” dla Pana W. Ile pięknych znaków i tych drobnych cudownych chwil. Te zdarzenia poukładały się w ciągłość i doznania jak paciorki różańca. Nabrały sensu i wypełniły duszę radością. Nawet napotykane przeszkody i utrudnienia miały swój ukryty sens i cel. Stąpając po miejscu w którym przebywało tysiące pątników w takiej ciszy i samotności ile było mowy drzew muskanych lekkim deszczykiem. W spotkanych kobietach dostrzec można było oblicza dwóch Marii udających się do grobu Jezusa. Spotkanie biegacza na samotnej drodze czy też pnownie w tysięcznym tłumnie też było szczęściem, żę w końcu znany człowiek a nie jego ślady a tym bardziej osoba nadająca na „tych samych falach”. Medal otrzymany po biegu z wizerunkiem zegara przypomniał mi mojego Ojca, który długo posługiwał się takim modelem zegarka a następnie trzymał go w pudełeczku jako pamiątkę z całej drogi życia. Bezpieczny powrót do domu i ciepło „ogniska domowego” to najważniejsza rzecz bez której nie było by tego wszystkiego. Ile jeszcze trzeba dostrzec dawanych nam znaków, drobnych szczęśliwych chwil na które składa się całe życie by uwierzyć, że jednak nie wszystko od nas zależy. Ciało można wytrenować do pożądanych efektów i wyników. Dusza wymaga też takiego treningu, na podobieństwo jak czynią sportowcy. Jak to uczynić na pewno można dowiedzieć się i poczuć w takim miejscu jak miejsca objawień. Nie trzeba jechać daleko. Pewnie znajduje się w pobliżu nas. Ważne by to tylko poczuć. Jak zostało zapisane w Orędziu „Wielkich łask Bożych doznawać będzie każdy, ktokolwiek tam przybędzie z wiarą i miłością i pozdrowi Matkę Boską modlitwą Różańcową.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Wojciech
09:39
przemcio33
09:38
Arasvolvo
09:31
Admin
09:17
aschro
08:56
GriszaW70
08:55
ProjektMaratonEuropaplus
08:48
gora1509
08:47
martinn1980
08:46
anielskooki
08:45
mieszek12a
08:42
m.kucharski1@op.pl
08:35
chris_cros
08:19
rolkarz
08:14
orfeusz1
07:54
michu77
07:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |