2014-06-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Rzeźnika (czytano: 1004 razy)
Cała przygoda z Rzeźnikiem zaczęła się na początku roku 2014 jako plan startowy w bieżącym roku. Jasiek z błyskiem w oku zaproponował…’A może by tak wystartować w Rzeźniku ?” Pytam delikwenta „A biegałeś kiedykolwiek 80 km?” No …Niby nie biegał, ale ochota jest…Czyli jak to u Jaśka…Nie ma granic albo dlaczego by nie spróbować gdzie jest granica naszych możliwości?
Sprawdzamy na stronie ale jest tylko info że zapisy zaczynają się o 15:00 w niedzielę 12 stycznia. Sprawa wyleciała mi z głowy ale nie Jaśkowi. Zadzwonił w niedzielę i mówi że zapisy trwały 15 minut i się skończyły.. Macie pojęcie 1200 ludzi zapisało się w 15 minut a wpisowe 500 zl para. Jak się dowiedziałem od Jasia weszliśmy ale na listę rezerwową. Pomyślałem sobie, że nie ma szans żeby się załapać w tym roku, może w przyszłym…A tu Jasiu dzwoni i mówi :
„JESTEŚMY W RZEŹNIKU”
No No…Będzie jazda…
80 km w poziomie i 3,5 km w górę…Granica możliwości fizycznych 2 facetów ( 55 i 57 lat). Czy wym wieku powinno się rzucać na taki start..
Co tam …Jasiek nas zapisał no to jazda…
Dobrze..Ale to jest 80 kaemów na nielichym poziomie trudności..
STARTUJEMY Jest decyzja ostateczna. Zaczyna się planowanie wyjazdu. Pomyślałem sobie ,że dobrze byłoby wziąć zawodnika rezerwowego w razie niedyspozycji jednego z pary. Zaproponowałem Darkowi a on powiedział ,że nie pojedzie tak daleko bez pewności startu. Za dwa dni dzwoni .Jedzie pod warunkiem startu w Rytrze 2 dni po Rzeźniku w niedzielę… Super.
Rezerwacja kwater w Cisnej też była kłopotliwą sprawą bo po zapisach w całej Cisnej rozdzwoniły się telefony i w Cisnej zrobiło się ci/a/sno . Ale jest …Pokoje u Makarego…
Żony martwiły się tylko czy start w Rzeźniku nie jest przed weselem Toma? (młodszy syn Jasia) Logiczne że ojciec musi dożyć do wesela syna… Z datami wyszło OK. więc wszystko odbyło się zgodnie z precyzyjnym planem i jazda do Cisnej
Wyjazd z Ciechocinka 6:00 Po drodze zabieram Darka . A1 następnie A2 i po 2 gadzinach jesteśmy u Jasia. Szybka kawa i kanapki i dalej jazda do Cisnej. Na miejscu byliśmy około 15-16.
Kwatera OK. ,idziemy do biura zawodów po odbiór pakietów a tam na polance przy Orliku 1000
poj-bów takich jak my tylko o 30 lat młodszych…
Nie mamy dylematów odbieramy pakiety , rozdajemy ulotki na PÓŁMARATON w Ciechocinku. Ludzie są dość zainteresowani więc rozdajemy naprawdę mnóstwo ulotek..
18:45 odprawa zawodników.. Organizator prosi „ Nie przesadzajcie, jak ktoś poczuje się słabo niech się wycofa i dzwoni , zabierzemy go z trasy” W sumie dość logiczne ale przecież wiadomo że ludzie zjechali z całej Polski nie po to żeby odpuszczać…Na miejscu okazuje się że obaj z Jasiem jesteśmy w dobrej dyspozycji więc Darek nie startuje…. Ale Jasiek dopatrzył swoich znajomków a Ci mają wykupiony dodatkowy pakiet do którego nie dojechali zawodnicy…Szybko znajdujemy Darkowi partnera Tomka .Tak wiec Darek wystartuje chociaż z początku się opierał , zżymał że nie chce itp. My z Jasiem wiemy swoje …. Jest szansa trzeba próbować i robić wszystko żeby Darek wystartował.
I SIĘ UDAŁO , DAREK STRATUJE W RZEŹNIKU
Jemy coś szybkiego,kanapki na śniadanie o 1:00 w nocy, ustawienie budzika i spać….
Budzimy się mocno podnieceni nadchodzącym startem. Zakładamy przygotowane wyposażenie plus czołówki i w drogę do autobusów… W Cisnej o 1:00 jest o tej porze jeszcze zupełnie ciemno, ale mamy światełka więc sobie radzimy.. Jak się potem dowiedzieliśmy …Niejeden się po drodze wyp-ył i na starcie miał niezłe otarcia i stłuczenia..Pakujemy się do autobusów i około 1 godziny jazdy do Komańczy… Tam w niezłym tłoku wraz całą bandą napałów czekamy na sygnał startu.
Kilka słów organizatora- już nie pamiętam o czy mówił.
Odliczanie
Sygnał do startu
I polecieliśmy…..
Początek dość płaski i spokojny…. Super wygląda rzeka światełek z przodu i z tyłu..
Jak zwykle sam start mnie nie przeraża nawet uspokaja…Koncentruję się na biegu i trasie .. Pilnujemy się z Jaskiem żeby nie było dyskwalifikacji. Zaczyna się troszkę rozjaśniać, ale i padać … Deszczyk jest dość słaby i ciepły więc super… Zaczynamy widzieć otoczenie ale nie ma oszałamiających widoków za to są mgły…i wilgoć…Podbiegi, lasy , leśne jeziorka , szczyty , zbiegi, łąki itp…Chryszczata , Duszatyn przełęcz Żebrak (pierwsza kontrola czasu), Jaworne , Wołosań, Berest…. I tak jest do pierwszego przepaku w Cisnej. Chwila odpoczynku i świadomość że reszta trasy będzie gorsza a więc „Żarty się skończyły zaczynają się schody” tylko całkiem krzywe i popieprzone. Pobrałem kijki do Nordic i ruszyliśmy z Cisnej… Trasa prowadzi przez szczyty powyżej 1000m więc stopień trudności organizator zaplanował tak że im mniej sił tym bardziej biegacze dostają w du-ę.Oddałem Jaśkowi jeden kijek…Biegniemy przez Jasło , Smerczatą i Smerek. Na 55 kaemie Jasiek mówi „ Mam dość , chyba się wycofam, mam ścianę„ . ‘ „Jasiu ..mówię..spróbujemy rozchodzić ten kryzys” i tak robimy …Następne 4-5 kaemów idziemy aż do przepaku w Smereku…. Jasiek ma tu przygotowaną odgazowaną COLĘ . Popijamy ją ,chwila odpoczynku i siły wracają…Już jesteśmy w ogródku , już witamy się z gąską…A tu nagle jebudu…trasa przez połoninę Wetlińską… Sama w sobie Wetlińska jest cudowna… Widok mimo zmęczenia i wyczerpania zapiera dech w piersiach…Ale zmiłuj nie ma…Coś mi się ubzdurało że następny punkt kontrolny w Chatce Puchatka … Już ją widać … Już dochodzimy ze sporym zapasem czasu…A tu jakiś koleś mówi że punkt kontrolny dopiero w Berehach – około 1 godziny drogi a my mamy tylko 40 minut czasu. Zapieprzamy w dół i roztącamy po drodze zdziwionych turystów… Wykazują się jednak zrozumieniem i współczuciem…. Oklaskują nas i motywuję…. Chwała im za to… Dobiegamy do puntu kontrolnego w Berehach…UUUUFFFF…. Jesteśmy o czasie …. Jeszcze tylko Caryńska…. Tylko ??????. Kto zna Caryńską wie że to tylko ma całkiem inny wymiar…TRUDNOŚCI…. Wyobraźcie sobie …Jeszcze 20 kaemów a stromizny , zbiegi i koślawe ścieżki jeszcze gorsze niż wcześniej…Dorżnęła nas ta Caryńska…. Chyba nie damy rady dobiec w limicie…. Zbieramy się z Jaśkiem …Wyszukujemy w zakamarkach organizmu ostatnie kalorie …. Mam wrażenie że trochę tych kalorii wymyśliliśmy sobie albo nam się przyśniły…Grzbiet połoniny się skończył…Zaczyna się niemiłosiernie długi , morderczy zbieg… Już słyszymy metę …. Ludzie spotkani po drodze dopingują nas i oklaskują…. Już jesteście na mecie…Zdążycie…Jeszcze kilkaset metrów..I wreszcie widzimy ostatni podbieg i BRAMKA META . Łapiemy się z Jaśkiem za ramiona i razem przebiegamy METĘ………….
Ludzie mówią nam „ JESTEŚCIE W LIMICIE …5 MIN PRZED CZASEM”
15 GODZIN 55 MINUT W DRODZE
Zaliczyliśmy RZEŹNIKA w regulaminowym czasie …..
Radocha i satysfakcja jak nigdy dotąd …no może pierwszy Maraton
Dali nam jakieś żarełko…Darek skończył godzinę przed nami i wychlał całe piwo…więc dla nas została woda …. Ale i ta smakuje wyśmienicie…Transfer do Cinej i prysznic i spanie…Życie nabiera innego koloru i wymiaru…. Przebiegłem RZEŹNIKA
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |