Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [100]  PRZYJAC. [99]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mijagi
Pamiętnik internetowy
Z pamiętnika "młodego" biegacza

Wojciech Krajewski
Urodzony: 1974-02-15
Miejsce zamieszkania: Piła
420 / 427


2013-08-08

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
"Pod niebem pełnym cudów ..." 500 km w 5 dni, cz. V (czytano: 1731 razy)

 

Przedostatni dzień – setka do Pabianic. Znowu „piękna” pogoda! Znowu słoneczko! Rano – śniadanko, potem Msza św., czyli czas na dosypianie i ruszamy. Początek, jak zwykle wspólnie ,a potem pierwsza zmiana. Ci to się nabiegali! Sławek, Janek i Marian, czyli nasi ultrasi plus dwóch młokosów. Mariusz, dzięki przypadkowemu doczepieniu się do naszych chartów, po raz pierwszy w życiu przebiegł dystans półmaratoński, a jeszcze nie miał zaliczonej żadnej dyszki. Zuch chłopak! My zalegliśmy na skraju Łęczycy. Edziu, jak zwykle, reklamował Bieg WOPisty i swój Maraton Beskidy. Zenuś żartował, że znowu nie pobiega. Jacek przeskakiwał od grupki do grupki i opowiadał swoje nieśmiertelne dowcipy. I w ogóle, było sielsko. A chłopaki biegli i biegli…. W końcu dotarli. Jakoś tak w dobrej formie. I ruszyliśmy dalej. Kolejna zmiana… Potem kolejna… Kilometr za kilometrem. A jak już schodziliśmy ze zmiany, to przysysaliśmy się do butelek z płynami i wskakiwaliśmy do naszego busa-sauny, żeby chwilę odpocząć. A co je taki biegowy pielgrzym na trasie? Właściwie to to samo, co taki pielgrzym-piechur. Jakąś kanapkę z mielonką z puszki, pomidory, to jakąś słodką bułkę, jeśli kierownik pielgrzymki gdzieś kupi po drodze, banany (o ile są). Nie ma mowy o jakiś żelach, batonikach energetycznych, izotonikach itp. Na takie ekstrawagancje nie ma na pielgrzymce miejsca. To pielgrzymka, a nie jakiś komercyjny bieg. Woda, kubuś, pepsi, to musi starczyć. Przed Pabianicami przejmują nas policjanci na motorach i to, jak nas prowadzą przez ostanie kilkanaście kilometrów – mistrzostwo świata!!! Płynnie prowadzą ruch i dzięki temu my jesteśmy bezpieczni, a kierowcy tak dużo nie zemszczą na pielgrzymów, bo nie stoją długo w korku. W końcu Pabianice i najpiękniejsza po drodze świątynia. Nocujemy w klasztorze u księży misjonarzy. Ten wieczór u misjonarzy jest zawsze najweselszy i najciekawszy. Dużo się dzieje. Prawie jak na koloniach… Szczególnie pamiętny jest dla tych, którzy pierwszy raz biorą udział w Pielgrzymce. O nie, nie opowiem co się dzieje! To taka mała tajemnica. Dzięki Jackowi i Sebie jest to zawsze bardzo udany wieczór! Dobrze pamiętam swój. Od strony praktycznej, to też ważny wieczór. Jutro wbiegamy do Częstochowy i trzeba dobrze wyglądać. Zawsze w Pabianicach jest wielkie pranie. Nasze uniformy biegowe i wyjściówki przechodzą przez bęben pralki i wyglądają jak nowe. W końcu idąc z wizytą do Najważniejszej Kobiety na świecie trzeba dobrze wyglądać! Jutro Częstochowa… Jutro Jasna Góra…

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
Daniel Wosik
23:28
smaziok
23:17
Yazomb
23:17
snail
23:16
Wojciech
22:48
Zając poziomka
22:27
Namor 13
22:25
lordedward
22:12
yuppy22
22:10
beata37
22:01
Kot1976
21:34
romelos
21:30
maratonczyk
21:26
Henryk W.
21:15
kornik
21:03
Jaszczurek
21:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |