2010-07-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wycieczka w Tatry (czytano: 1137 razy)
W tym roku mój dobry kolega, Marek, znów zaprosił mnie na jednodniowy wypad w Tatry. Wypad trochę szalony, bo wczesnym rankiem dojazd do wyjścia na szlak, cały dzień w górach i wieczorem powrót do domu. Data wyjazdu wypadła bardzo "świątecznie" - 22 lipca! Pełen radości zabrałem się "okazją" z Teściem o 4 rano z Bielska, a o 4:30 przesiadałem się już do busa Marka w Kętach. Nie licząc kierowcy busa, w aucie jechało prócz Marka 3 jego znajomych, mieszkańców Oświęcimia. Po drodze zajechaliśmy jeszcze po 2 ich koleżanki i sprawnie ruszyliśmy na
Podhale... Mimo wczesnej pory rozmowa pod batutą Marka żywo toczyła się w busie. Zapamiętałem dialog z jedną z uczestniczek, Moniką, o pogodzie w górach. Byliśmy wszyscy przekonani, że tego dnia dobra pogoda jest murowana, a jednak z Moniką powiedzieliśmy zgodnie coś dziwnego: "Ale burza w Tatrach jest niesamowita! Ten odgłos piorunów odbijających się od skał..." Z Palenicy Białczańskiej ruszyliśmy już na nogach przed 7 rano, a bus miał po nas podjechać po zakończeniu wycieczki. Nasza siedmioosobowa grupa żwawo podążyła do Morskiego Oka. Piękne, prawie bezchmurne niebo, Wodogrzmoty Mickiewicza, panorama gór i po około półtorej godziny jesteśmy nad Morskim Okiem. W schronisku jeszcze spokój, ładujemy "akumulatory", mała regeneracja i po 9 wymarsz ku Czarnemu Stawowi. Koledzy nacierają ostro, koleżanki idą spokojniej, a ja jestem na końcu i fotografuję. Po obejściu Morskiego żarty się kończą - trzeba forsować stromiznę kotła Czarnego Stawu. Dochodzę koleżanki i razem wychodzimy nad Staw. Grupa Marka czeka na nas i się niecierpliwi. Marek mówi, że trzeba się spieszyć, bo zapowiadają po południu burzę... Oni ruszają, a mnie się nie spieszy, robię zdjęcia i odpoczywam. Kiedy obchodzę Czarny Staw, widzę, że "nasi" mocno się oddalili. Przyspieszam kroku. Powyżej Stawu znów robi się stromo, koledzy są wysoko w górze, koleżanki trochę niżej.
Patrzę w kierunku Orlej Perci i ze zdziwieniem spostrzegam gęstniejące chmury... Na szlaku jest trochę ludzi, ale tłoku jeszcze nie ma. Ktoś zauważył tęczę nad małym wodospadem i już robimy fotki. Doganiam Basię i Monikę. Jest przy nas sympatyczny chłopak, Jarek, szybko nawiązujemy kontakt, zapalony "góral", choć jeszcze idzie w klapkach! Zaczyna kropić deszcz - ze zdziwieniem patrzymy na siebie, to jeszcze nic takiego!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |