2016-05-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| biegowe fiku miku (czytano: 395 razy)
Pamiętam, jak będąc w przedszkolu spoglądało się na tych starszaków, lub młodzieniaków, wtedy się mówiło o nich, ze to inna liga. Staruchy i młode leszcze ;)
W podstawówce było niejako podobnie, nawet do prawie samego końca, gdzie ci starsi i młodsi nawet o rok, to byli "ci" starsi lub młodsi, w sensie... innym, różnym.
Poziom wyżej w szkolnictwie niejako zmienił trochę podejście. Dziewczyny starsze, czy młodsze, już były do oglądnięcia, gdzie z zaciekawieniem wpatrywało się w fizyczną stronę medalu, a wiek, a raczej różnica wieku nie była kłopotem natury "przecież ona jest rok starsza, czy tam rok młodsza". Wręcz przeciwnie ;)
Im dalej w las... na studiach niejako wszyscy byli studentami, studentkami, a i ktoś ze "średniej", czy po studiach nie był kimś innym. Było to traktowane jako ten sam pułap wiekowy, mentalny, itd. bla bla.
Spotkałem niedawno znajomego, z którym chadzałem do średniej... był razem z córką, dorosłą.
Myślałem, że to jego nowa love, młodszy model, ale szybko uświadomił mi, że to jego córa. Nie wiem czemu, ale od razu wpadły mi dwie myśli wtedy. Przecież ona mogłaby być zarówno moją dziewczyną, jak i córką :)
Różnica wieku z biegiem czasu zaciera się coraz bardziej, a zarazem staje się coraz bardziej wyrazista dla kogoś stojącego/obserwującego mnie, nas, z boku.
Minął dobry miesiąc od maratonu i po paru luźniejszych harcach zacząłem coraz to śmielej wypuszczać łydkę i płuca na głębsze doznania.
Pamiętam, jak wyskoczyłem na pierwsze szybsze śmiganie, jakieś 6 kilosów Tempa. Niby tak zwana progówka, chociaż ostatnio wkoło wszyscy mawiają, że nie istnieje coś takiego. Sam również bardzo elastycznie traktuję ten poziom intensywności i kiedy z założenia ma być krócej, to nie trzymam się tempa, tylko zwiększam intensywność docelową. Co innego tak zwany Drugi Zakres...
Wracając do tamtego, pierwszego po maratonie tempa.
Z jednej strony było lekko, z drugiej ciężko, z trzeciej nijako. Było więc tak, jak zawsze w takich przypadkach - czyli inaczej i nie do przewidzenia :)
Najlepsze jednak było po, a właściwie dni po. Jakieś DOMSy lekkie, zmęczenie mięśni dziwne. Dawno się tak nie czułem i żeby nie powiedzieć śmieszniej, to po maratonie tak się nawet nie czułem. Przez chwilę nawet miałem obawę o kawałek mojej prawej łydy z góry od wewnątrz, jednak kilka dni umiarkowania rozładowały napięcie.
Kolejne crossy, czy wariacje również wyglądały coraz to lepiej i śmielej, jednak co jakiś czas czułem, że zbliżam się do zmęczenia.
Dziwne, bo takie stany wywołują u mnie stado różnych myśli... czy może powinienem dłużej po maratonie odpoczywać, czy może nie powinienem biec tego, czy tamtego, albo inaczej.
Czasem drąży we mnie jakieś dziwne poczucie dążenia do doskonałości, jakbym, nie wiem, chciał za każdym razem robić wszystko perfekcyjnie, idealistycznie wręcz dopieścić, bo ten, akurat ten jeden raz może mieć wpływ na ciąg dalszy.
Łapię się na tym, że bez sensu się tym przejmuję i że przecież nic, nigdy nie jest idealnie i nie będzie.
Bieganie przecież nie na tym polega. To dążenie do samounicestwienia się, samozakładnictwa i tracenie FUNu z tej fajnej przygody, jaką jest bieganie. To nie jest przecież moja praca, zawód.
Co roku następuje dosyć specyficzna, mentalna bomba, która przypomina o tym dosyć dobitnie - przekręcając licznik w kalendarzu, a czasem nawet i kategorię wiekową ;)
Niedawno znowu się złapałem na tym, że wstając o poranku miałem już inne cyfry w rodowodzie, niż wieczór wcześniej.
Co jakiś czas przypominam sobie różne rzeczy, wpatrując się wstecz w swoje wspomnienia.
Przypomniało mi się moje szkrabowe dzieciństwo i ciąg dalszy.
Życzę sobie tylko jednego - aby mniej zwracać uwagę na takie detale, jak bieg za szybki o sekundę, czy za wolny o te dwa oddechy na jakimś podbiegu, tylko być bardziej, jeszcze bardziej elastyczny, wyluzowany od życia, jak na studiach, czy po, gdzie wszyscy byli niejako tym samym, bez zwracania uwagi na drobne różnice :)
W prezencie przed urodzinkami dostałem zatrucie i grypę żołądkową z mega gorączka przez 3 dni. Cóż... nawet Mona Lisa się sypie ;)
W planie miałem start w połówce Solan w najbliższy weekend, ale nie wiem czy w ogóle wystartuję, czy będą siły i warunki, aby wystartować.
Z planu ataku na życiówkę już nici, ale... to nie koniec startów, więc okazja do walki będzie na kolejnej imprezie - we Wrocku wieczorem :)
Miłe były życzenia, które dostałem w różnorakiej formie, miejscu i czasie, również i tutaj, za które jeszcze raz Dziękuję :)
kurcze pieczone... przed chwilą wypisywałem, że jak to jest, że ja już Weteran, kiedy mi stuknęło 35 lat... a tu teraz się okazuje, że jestem ostatni rok w kategorii z trójką na początku.
Ja przecież nadal się czuję, jak dwudziestodwuletni nastolat! :P
Aloha
pl
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2016-05-30,17:22): Boszszszsz!!! Znowu zatrucie? A przy okazji spóźnione życzenia: wszytkiego co najlepsze. :) snipster (2016-05-31,10:48): znowu, nie znowu... półtora roku temu było ostatnie, ale wtedy tamto mnie sprowadziło do parteru. Teraz od razu probiotyk co dzień na wieczór + witaminki i nawadnianie isostarem i powoli wracam do żywych ;) snipster (2016-05-31,10:49): aaa i Dzięki :) żiżi (2016-06-01,09:26): I za chwilę kolejna kategoria wiekowa-wszystko przed Tobą Snipi:))
|