2013-08-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Pod niebem pełnym cudów ..." 500 km w 5 dni, cz. III (czytano: 1789 razy)
Toruń – miasto Kopernika, pierników, pięknej starówki i wspaniałych ludzi. Toruń – cel drugiego dnia naszej Pielgrzymki. Zanim jednak dobiegli¶my do tego pięknego grodu nad Wisł±, trzeba było pożegnać go¶cinn± Tucholę. A Tuchola żegnała nas… nocn± burz± i deszczem, czyli tak, jak w ubiegłym roku. Czyżby więc upały odpu¶ciły? O nie! Niedoczekanie nasze!!! Już po porannej Mszy ¶w. wyszło słońce i zaznaczyło swoj± obecno¶ć. Jakby mówiło: „Ja tu rozdaję karty! Ja tu rz±dzę, kochani!!!” I wyobraĽcie sobie ten zgrany duet; słońce, które paliło niemiłosiernie i wilgoć z nocnych opadów. Nie trzeba było Afryki, nie trzeba było amazońskiej dżungli. Z Tucholi, jak zwykle odprowadził nas klan Wojtasów i spółka. Dzięki wielkie!!! A potem zacz±ł się kolejny dzień gonitwy. Z busa na trasę i z powrotem do busa. I ponownie… Zmiana za zmian±, kilometry za kilometrami. Jedni więcej, inni mniej. Sławek znalazł godnego partnera w osobie torunianina Mariusza i obaj zaczęli rozwijać „naddĽwiękowe” szybko¶ci. Kiedy obaj biegli, ks. Krzysztof mógł w końcu wrzucić trzeci bieg, a nie piłować auto na „dwójce”. A w busie, jak zwykle, wesoło. Edziu ci±gle prowadził autoreklamę: jedziecie na Bieg WOPisty i na Maraton Beskidy! Będzie extra! Jak zwykle, z reszt±! Jacek co chwila rzucał dowcipami, Zenek „rwał się” do biegania. W ogóle wszyscy mieli wspaniałe humory! Tres amigos, czyli Marian, Janek, który specjalnie na Pielgrzymkę przyjeżdża z Hanoweru i Sławek nabijali kilometraż. Nieraz dochodziło do sytuacji, że na zmianę chciało wyj¶ć nawet osiem, dziewięć osób i wtedy wkraczał do akcji Andrzej, kierownik Pielgrzymki i swoim miłym acz stanowczym głosem „wyganiał” nadliczbowych biegaczy do samochodu. „jeszcze się nabiegacie” – mówił. I miał rację. Bezpieczeństwo ponad wszystko. Ja upatrzyłem sobie zmianę Arka, Krzy¶ka i Romana i często doł±czałem do nich. Bo i tempo mi odpowiadało i … mogłem się schować za Krzy¶ka, przy który wygl±dałem jak hobbit. A moje współzmienniczki: Asia i Justyna rozkręcały się. Wytrzymywały tempo, więcej, podkręcały je. Mnie ratował pofałdowany teren. Tam mogłem się dowarto¶ciować i pokazać „kto tu facet”. Dobiegli¶my w końcu do Torunia. Ostatnie kilka kilometrów pokonali¶my razem. Niech ludzie widz±, niech się dziwi±, niech się zastanawiaj±, po co… Doł±czył do nas Jarek. Nie mógł, niestety, w tym roku pobiegn±ć z nami. Kontuzja. Przyjechał sobie z rodzinnego Solca rowerem i postanowił spędzić chwile na pielgrzymce. Dzięki Jaro!!! Dzień skończyli¶my, jak zwykle, Msz± ¶w. Po niej szybko rozeszli¶my się na noclegi. Ja, po raz trzeci już, nocowałem u Państwa doktorów, których serdecznie pozdrawiam i gratuluję powiększenia rodzinki. My tu gadu gadu, a za niedługo kolejny dzień przed nami. Trzeba było i¶ć spać. Trzeci dzień kierował nas do Kro¶niewic. Podobno ten trzeci jest kryzysowy. Podobno… Zobaczymy… (cdn).
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |