Jestem oczarowany tym pierwszym kameralnym maratonem. Krzysztof Modzelewski trafił w datę,pogodę,lokalizację.Pojechałem jak to zwykle bywa-na ostatnią chwilę. Sprawdziłem nogę na treningu 'podaje' no to wio.
Spaliśmy za 18 PLN w bardzo czystym Internacie.Uczniowie uczący się obok w szkole to dzieci z wadami słuchu i wymowy.Zaufali tak maratończykom,że w szafach wisiały ich prywatne rzeczy-a na stole książki i zeszyty.
Po kolacji w mieście - pyszna pizza rano udajemy się na miejsce startu.Namiot a w nim śpi jedna osoba -Zbyszek Olekszyk ze Złocieńca.Kaziu jak dawno nie słyszałem lasu!Zazdroszczę-choć ta noc jeszcze była trochę chłodna.Po zapisach trzeba udać się 2 kilometry na miejsce startu.
Chwila ciszy oddajemy CZESC jednemu z naszych Przyjaciół,którego Bóg powołał na maratony w Niebie.Smutna także nowina,jedna z Rybniczanek została okradziona w pociągu,aby było śmiesznie-pracownica PKP w Rybniku.Start.Biegniemy równolegle do morza i z lewej burty zawiewa wiatr od morza.Cudowny las,z milionami mrówek,pięknie się biegnie po wąskiej serpentynowej leśnej alejce,gdzie zakręt za zakrętem.Można łatwo kogoś zgubić oraz łatwo dogonić.Delikatne słońce nie grzeje za mocno.Usytuowanie stanowisk z odżywkami bardzo dobre.
Jest Gatorade i woda,banany.Jeden motocykiel trochę nam szpanował ale delikatnie.Wielu zawodników pobiegło tylko półmaraton.Niektórzy po 30 km szli no bo za tydzień Wrocław.Ciepłe kiełbaski konsumowane przy muzyce pozwoliły organizatorom na przygotowanie komunikatu.Kto nie załapał się na miejsce w kategorii mógł podejść odebrać dyplom i przepiękny puchar. Jeszcze po Dębnie zapierałem się,że do Wejherowa nie jadę.
Pojechałem.Warto było.
|