Udział we wspólnym wyjeździe na maraton do Tromso - sporym portowym mieście położonym na dalekiej północy Norwegii, za kołem podbiegunowym wzięli: Krzysztof Wawrowski, Daniel Sokołowski ze Świebodzic, Kazimierz Bednarczyk z Torunia oraz Rudolf Turek z Wałbrzycha.
Była to wielka turystyczno-sportowa eskapada, ponieważ trwała ona pełne dwa tygodnie, a wybraliśmy się na nią wypożyczonym wygodnym camperem. Podróż nasza trwała od 16 do 29 czerwca br.
Do Tromso wyruszyliśmy z Ystad, gdzie przypłynęliśmy promem ze Świnoujścia, jadąc przez całą Szwecję oraz północną Finlandię. Początkowo skierowaliśmy się w kierunku Helsingborga, przed którym skręciliśmy na północ autostradą E4 na Sztokholm. Przez stolicę Szwecji, którą autostrada przecina z południa na północ, przejechaliśmy nie bez trudności w dużym ruchu.
Na nasz pierwszy nocleg stanęliśmy na parkingu przed miastem Hörnosand nad Zatoką Botnicką i już podczas tej pierwszej nocy zaobserwowaliśmy, iż jest ona rzeczywiście biała.
Nazajutrz kontynuowaliśmy podróż na północ wzdłuż wybrzeża Zatoki Botnickiej. O godz. 16.30 jadąc szosą E-10 w kierunku Kiruny osiągnęliśmy koło podbiegunowe, o czym poinformowały nas napisy w kilku językach, umieszczone na tablicach przy sporym parkingu. Sielankową atmosferę podczas naszej sesji zdjęciowej w tym szczególnym miejscu zakłóciły jednak dokuczliwe owady: komary i muszki.
Krajobraz podczas dalszej podróży zmieniał się. Lasy, które do tej pory cały czas nam towarzyszyły, zastąpiły karłowate, poskręcane drzewa: sosny, brzozy i olchy. Miejscami łysiały bezdrzewne, bagniste tereny. Wjechaliśmy już bowiem do Laponii, olbrzymiej krainy obejmującej swym zasięgiem całą północną Szwecję i Finlandię.
Już wieczorem tego samego dnia dotarliśmy z Finlandii do granicy norweskiej, gdzie od razu znaleźliśmy się w innym świecie: dookoła nas sterczały wysokie, ośnieżone na wierzchołkach góry. Wśród tych malowniczych gór stanęliśmy po północy, przy całkowitej jasności, na maleńkim parkingu na nocleg. W tym przepięknym miejscu mogliśmy zauroczeni kontemplować niezwykłość zjawiska tej białej, górskiej nocy.
Do Tromso dotarliśmy nazajutrz przed południem. Miasto położone jest na lądzie stałym oraz wyspie leżącej na rozległym fiordzie i obie jego części są połączone wysokim mostem o długości ponad kilometr. Miejsce startu maratonu, który nastąpił w sobotę 20 czerwca o godz. 20.30, oraz meta znajdowały się w głównej części miasta, czyli w tej zlokalizowanej na wyspie, ale podczas biegu przekroczyliśmy dwukrotnie most łączący obie części miasta.
W maratonie, który był dobrze zorganizowany i podobał się nam również z powodu pięknych widoków, jakie można było podziwiać podczas biegu, uczestniczyło blisko tysiąc biegaczy z wielu krajów.
Oto wyniki Polaków w maratonie:
Wieliczka Radosław 3:15,08 M 40 - 8 miejsce
Popiel Grażyna Wrocław 3:26,19 K 45 - 4 miejsce
Rajtar Jarosław 3:45,59 M 30 - 47 miejsce
Leśniewski Marek Łódź 4:12,46 M 50 - 34 miejsce
Bednarczyk Kazimierz Toruń 4:18,57 M 55 - 22 miejsce
Wawrowski Krzysztof Świebodzice 4:21,13 M 50 - 36 miejsce
Szczerbik Marta 4:24,48 K 20 - 15 miejsce
Waskiewicz Zbigniew 4:30,16 M 30 - 83 miejsce
Sokołowski Daniel Świeboszice 4:50,30 M 55 - 27 miejsce
Mokrzycka Krystyna Wrocław 4:57,58 K 55 - 8 miejsce
Bigaj Katarzyna 4:58,11 K 20 - 25 miejsce
Stasiński Stanisław Poznań 5:17,06 M 65 - 10 miejsce
Turek Rudolf Wałbrzych 5.38,15 M 65 - 11 miejsce
Kubiak Włodzimierz Poznań 5.42,14 M 55 - 34 miejsce
W Tromso zabawiliśmy 3 dni. W niedzielę byliśmy na uroczystym zakończeniu maratonu, które odbyło się w hotelu w centrum miasta na wyspie, a potem wjechaliśmy jeszcze w towarzystwie przyjaciół z Wrocławia kolejką linową na górę Fjells. Widoki z góry na miasto, wyspę i ośnieżone szczyty za fiordem były fantastyczne.
Po południu ruszyliśmy w podróż powrotną, tym razem nie spiesząc się zupełnie, na południe, cały czas wśród przepięknych pejzaży Norwegii.
W poniedziałek dotarliśmy do wysp Lofoty, które przejechaliśmy całe z północy na południe, a na nocleg zatrzymaliśmy się w cudownym miejscu nad brzegiem Morza Norweskiego na północnym krańcu wyspy Moskens.
Nazajutrz popłynęliśmy promem z portu Sarvagen do miasta Boda na kontynencie przez rozległy Vestfjord. Żegluga mocno kołyszącym promem trwała 4 godziny. Z Boda ruszyliśmy dalej na południe. Szosa prowadziła przez piękne tereny parku narodowego Salfjellet, gdzie jechaliśmy wzdłuż rwącej rzeki, a następnie parku Svartisen, gdzie na dzikim pustkowiu osiągnęliśmy znowu koło podbiegunowe. W czwartek dotarliśmy do niezwykle atrakcyjnych turystycznie miejsc na południu Norwegii.
Najpierw mogliśmy podziwiać szereg wodospadów między miejscowościami Billingen a Grotli. Następnie wjechaliśmy w góry, gdzie jechaliśmy wzdłuż oblodzonego jeziora, by zjechać z nich w dół, z duszą na ramieniu, niesamowicie krętą szosą zwaną Drogą Trolli do wspaniałego Geirangerfjorden. Na brzegu wąskiego, otoczonego potężnymi szczytami fiordu stał statek, którym można było odbyć przejażdżkę po jego turkusowych wodach.
Drogą Trolli pojechaliśmy z powrotem, tym razem już bez lęku, w górę. Na spoczynek w tym dniu stanęliśmy nad fiordem w pobliżu miasta Stryn, a nazajutrz wyruszyliśmy rowerami na wycieczkę do lodowca Bodalsetex.
Jechaliśmy najpierw wzdłuż jeziora Loenvatnet, potem pchaliśmy rowery stromą, wąską drogą pnącą się do góry wzdłuż rwącej rzeki. Wreszcie zostawiliśmy rowery na maleńkim parkingu i ruszyliśmy w górę wąską, podmokłą ścieżką wijącą się pośród karłowatych olch, potem brzóz, a na koniec osiągnęliśmy kamienne rumowisko, po pokonaniu którego dotarliśmy do lodowca.
Lodowiec Bodalsetex jest częścią ogromnego lodowca Jostedalsbreen.
W drodze powrotnej z lodowca ochłodziliśmy się nieco, bo pogoda była upalna, kąpiąc się w jeziorze Loenvatnet, a po posiłku pojechaliśmy dalej. Jeszcze wieczorem tego samego dnia wjechaliśmy w góry Jatunheim, najwyższego pasma Gór Skandynawskich, wśród których zastała nas piękna, biała noc.
Nocowalismy tutaj pod przełęczą na wysokości 1400 m. npm. Jeszcze w sobotę, jadąc dłuższy czas drogą pod najwyższymi szczytami Norwegii, mogliśmy podziwiać iście alpejskie, zimowe krajobrazy. W pewnym momencie minęliśmy świetnie utrzymaną trasę do biegów narciarskich. Przy licznych górskich schroniskach spotykaliśmy grupy narciarzy.
Wyjechawszy z gór Jotunheim ruszyliśmy prosto na Ystad przez Otta, Lillehammer, Hamar. Ominęliśmy Oslo i jadąc całą noc dotarliśmy w niedzielę rano na miejsce. W południe zaokrętowaliśmy się na prom i wieczorem wylądowaliśmy szczęśliwie na ojczystej ziemi w Świnoujściu.
|