Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 



Ostatnio zalogowany

Przeczytano: 326/132676 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/5

Twoja ocena:brak


Marathon de Luxemburg
Autor: Janusz Wesołowski
Data : 2009-05-27

Luxemburg zazwyczaj kojarzy się nam z Radiem Luxemburg, Różą Luxemburg już jakoś tak z innej epoki nie za bardzo pozytywnie są też kolanka Luxemburskie. Jednak zawsze gdy pada nazwa Luxemburg do końca nie wiemy czy to państwo czy też chodzi o miasto?

Przeglądając oferty biegów zagranicznych przykuła moją uwagę sama nazwa maratonu w Luxemburgu atrakcyjna nazwa miejsce też jakieś magiczne a zatem jak śpiewa Kult „tygrysa do baku i wio na trasę” .




Samo przybycie do granic tego miniaturowego państwa nie jest żadnym problemem a jest nim samo poruszanie się samochodem po źle oznakowanych drogach tego księstwa. Przybycie do odległego o 25 km od stolicy państwa Hollenfelz zjada nam mnóstwo nerwów jednak widok pięknego zamku gdzie mamy przez kilka dni swoją siedzibę zapiera dech w piersiach.

Pierwszy spacer uliczkami tej małej miejscowości pozwala nam zrozumieć od razu jak tutaj płynie życie, Janusz z którym tutaj przybyłem mówi „tutaj nie ma siły która by kogokolwiek pogoniła do czegokolwiek”. Ludzie tutaj żyją jakby nigdzie im się nie spieszyło, takie widoki będziemy jeszcze obserwować w Belgi jak i we Francji. Pierwsze kroki kierujemy do miejscowej restauracji gdzie próbujemy miejscowego piwa, do końca nie wiadomo gdzie jest produkowane jednak w nazwie ma Luxemburg. Kątem oka obserwuję dwoje starszych ludzi ona przyszła o lasce on bardziej dostojnie, jedzą spokojnie obiad wypijają po lampce wina.

W miedzy czasie musimy się przestawić na język francuski który jest bardziej przystępny od odstraszającego języka niemieckiego którym tutaj wszyscy władają biegle. Przy hotelu zauważamy wspomnianych staruszków którzy odjeżdżają nową Hondą Civic w jakąś dal rejestracja wskazywała że mieszkają we Francji. Dużo słyszałem od znajomych tych którzy bywają w strefie francuskojęzycznej o uroku małych miasteczek, faktycznie jest to coś niesamowitego błogi spokój którego będzie nam brakować następnego dnia podczas zwiedzania Luxemburga.

Z rana przeprowadzam lekki rozruch około 10 km dech w piersiach zapiera wspaniały śpiew ptaków których do tej pory nigdy nie słyszałem. Zieleń też jest bardziej soczysta od tej naszej, jednak każdy kto biega wśród polskich lasów wie jak jest on zaśmiecony. Czystość lasów brak przysłowiowego peta poraża mnie całkowicie.




Zwiedzanie stolicy tego państwa jest czymś szczególnym nawet dla nas polaków problem zaczyna się od tego gdzie tu zaparkować by ni płacić za parking. Nie ma takiej opcji w tym mieście którym jest pełno parko matów nawet na przedmieściach. Udaje się nam zaparkować tuż przed Expo Marathon, jednak jak to po polsku się mówi trochę na wydrę.

Jesteśmy oszołomieni dzielnicą Kirchberg gdzie znajduje się nie tylko Expo ale cała plejada różnych Europejskich instytucji. Ciężko się w tym wszystkim połapać co gdzie i co do czego? samo szkło i aluminium. Wypada tylko współczuć następnym pokoleniom czy aby zwiedzanie takiego Baraku Stylu będzie robiło na kimkolwiek jakiś zachwyt?

Nie dzieje się tak gdy zwiedza się stare miasto parki oraz malownicze uliczki które robią niesamowite wrażenie. Widoki na stare jak i nowe mosty jest niesamowity w dodatku zieleń jest dopełnieniem tego widoku. Bezwiednie stajemy przed siedzibą Arcelor Mittall obaj z Januszem pracujemy w branżach związanych bezpośrednio z hutnictwem. Firma ta jest w Polsce jedną z tych które są nie lubiane przez pracowników z różnych względów.




Janusz nawet proponuje zapalić jakąś oponę na znak swojego protestu jednak wszystko kończy się tylko na zrobieniu pamiątkowych zdjęć z wyrażanymi gestami jednak bez pokazywania wiadomego palca. Na Expo Marathon widać już przygotowania do jutrzejszego maratonu, wrażenia robią przedstawiciele Banku Ing którzy wciskają czapki z logo tego banku. W dobie kryzysu jedno jest pewne za te przyjemności zapłacą posiadacze kont i klienci tego banku, nie ma nic za darmo.

Maraton ten jest specyficzny z racji chociażby tej że start jest o godzinie 18, czas do startu spędzamy w Belgi i Francji. Przejazd przez te kraje nie zajmuje nam wiele czasu, na miejscu startu meldujemy się trzy godziny wcześniej. Słońce tego dnia grzeje niesamowicie a zatem czas się poopalać. Na trzy godziny przed startem nie za wielu zawodników jednak z minuty na minutę widać jak tłum gęstnieje.




Na start udaję się w wyznaczony sektor na oko wydaje mi się że generalnie w różnych formułach tej imprezy bierze udział około 10 tysięcy biegaczy. Jak się cieszę gdy przed samym startem spotykam polaka który mnie rozpoznaje wymieniamy wiele spostrzeżeń. Biegi w sztafetach, biegi rodzinne, pół maraton oraz maraton są czymś szczególnym dla bardzo licznie zebranych kibiców. Doping na starym mieście przeradza się w histerię która towarzyszy do samej mety. Staram się biec swoim tempem jednak około 5 km ponosi mnie i tempo jest na 3:27 jestem w szoku jednak jak to zwykle u mnie bywa rzeczywistość na 16 km sprowadza mnie na ziemię.

Jestem pod wrażeniem dopingu i szpaleru kibiców to oddaje powera który nawet mimo kryzysu w pół maratonie pozwala dobiec do mety, Na mecie fajerwerki, dymy, muzyka i show w wykonaniu polaka czyli pompki a niech wiedza kto tu biegał. Zakończenie w hali tak jak to miało miejsce w Luxemburgu pozwala zwykłemu biegaczowi spod Krakowa poczuć się przez chwilę jako mistrz.




Przybiegnięcie na 17 pozycji w pół maratonie daje mi niesamowitą satysfakcje jak i również uzmysławia że mogło być lepiej, jestem tak zadowolony że robię przysłowiowe pompki czym szczególnie są zadowoleni zebrani licznie nam mecie dziennikarze. Impreza pod wszelkimi względami zabezpieczona jednak to co zobaczyłem na 40 km wprowadziło mnie w szok.

Na trasie od 40 km do około 41 km trasy maratonu spacerowała sobie i słusznie grupa osób które z tą impreza nie miała nic wspólnego jak zatem w takiej chmarze ludzi mieli się przebijać uczestnicy kończący ten maraton?. Radosny powrót do Hollefills jest przeplatany żałosnym stanem oznakowań w tym kraju. W niedzielę rano wyjazd do domu pozwala jednak zobaczyć korek o jakim tylko śniłem i słyszałem około 20 km, całe szczęście że to nie w naszą stronę.

Polecam ten maraton jak i również pobyt w tym malowniczym kraju. Nie wspomniałem o tym co organizator daje lub nie daje, jakoś to nie jest moim głównym celem jednak uważam że Szkoci mają się od kogo uczyć.


PS
Zawsze gdy wracam z zagranicznych wojaży biegowych zastanawiam się co przeniósłbym do swojego kraju. Z krajów Beneluxu przeniósłbym do nas czystość panującą nie na ulicach ale w lasach, bo to tam się zaczyna świadomość w kwestii porządku i czystości.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
marian
01:33
waldekstepien@wp.pl
23:40
rolkarz
23:12
Wojciech
23:01
MariuszS10
22:30
Januszz
22:25
wwanat46@gmail.com
22:23
marczy
22:11
VaderSWDN
22:01
Flaming
21:56
conditor
21:45
Rychu67
21:35
rybkaw
21:34
uro69
21:30
benek
21:23
edik19
21:10
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |