Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 


Czy potrafię kwietniowy krakowski Bieg Nocny zwięźle zrelacjonować? Przecież to tylko atestowane 10 kilometrów. Lecz co jeśli cieszy mnie tak bardzo? (bo to dla mnie wynik jeden z z kilku takich występów, które będę wspominać z dumą po przeszło już dwudziestu latach własnego biegania). Nie potrafię zatem!

Meldujemy się w stolicy Małopolski około godziny 17. Z pomocą nawigacji w komórkach radzimy sobie sprawnie z dojazdem na stadion Wisły, gdzie ulokowało się biuro zawodów Cracovia Maraton, rozgrywanego nazajutrz rano oraz naszego Biegu Nocnego. Łącznie przewija się wielu biegaczy z rodzinami, lecz panuje porządek, nie tworzą się kolejki. Do pakietu otrzymuję najbliższy wolny numer startowy, którym są trzy „siódemki”. Sympatyczne zrządzenie losu. Jestem rocznikiem "77. Ta trzecia siódemka jest pewnie zapożyczona od Agnieszki.

Około 19 możemy wreszcie złapać oddech w wynajętym pokoju hotelowym na Starym Podgórzu (właściwie to tzw. apartament, bez obsługi, o wysokim standardzie zapewniającym wypoczynek). Lecz czasu na wyciągnięcie nóg na łóżku mamy niewiele. Starter wystrzeli już o 21:30. Cieszę się ogromnie, że złapaliśmy telefoniczny kontakt z Krzyśkiem. To człowiek zakochany w bieganiu i wszelkiej aktywności sportowej tak jak ja. Niedawno przeziębiony, nie zdecydował się tym razem, ale myślę, że za rok będziemy tu obaj zapisani.

Teraz Krzysiek zatłoczonymi ulicami zręcznie podwozi mnie w okolice krakowskiej Starówki, a sam wraz z Agą wycofuje się w umówione miejsce na trasie, gdzie będą mnie wypatrywać w trakcie biegu, a także wyczekiwać po jego zakończeniu. Mam jeszcze jakieś 40 minut do startu i rozsądnie wykorzystuję ten czas na przebieżkę delikatnym truchtem pierwszych i ostatnich dwóch kilometrów trasy. Nogi się tym nie męczą, a ciało się rozluźnia. Do tego we wzrokowej pamięci utrwalam sobie jak będziemy zaczynać i kończyć. Zwiad autentycznie mi pomógł. Wykorzystałem tę wiedzę zręcznie manewrując w tłoku po starcie, a także na końcówce zmęczone ciało dostało od głowy informację, że kończy się obieganie Plant i zaraz, zawijając w lewo przed Wawelem, wpadniemy w długą prostą ulicy Grodzkiej.

Lecz na razie jest dopiero godzina 21:15; zaczynam przepychanie się przez całą stawkę do przodu. Do przodu i znów do przodu o kilka rzędów. I jeszcze trochę. Co chwilą waham się, pytam sam siebie: „może już wystarczy”? Ale wciąż widzę jakiś roześmianych chłopaków i dziewczyny, robiących sobie z ręki selfie na tle reszty podekscytowanego, wyczekującego tłumu i za każdym razem uznaję zarozumiale: „Nieeee, za tym towarzystwem utknę po starcie; przesunę się bliżej czoła”. Przez takie obsesyjne obawy wywindowałem siebie daleko do przodu, do grona szybszych uczestników zawodów. To czasami okazuje się wielką pułapką (początkowym przelicytowaniem z tempem, za co płaci się głębokim kryzysem za chwilę). Tamtej nocy pomogło mi jednak.

Piękny sam w sobie krakowski Rynek, muzyczno-świetlna oprawa, tłum uczestników, za barierkami nie mniejszy szpaler kibiców oraz zaciekawionych turystów. Jest rześka, bezwietrzna, pogodna noc - zaczynamy!

Choć 900 metrów Grodzkiej to szeroki trakt równej kostki, teraz korkuje się bardzo łatwo. Lecz, na szczęście dla mnie, jedynie gdzieś za moimi plecami. Trzymając się prawej krawędzi mknę luźno do przodu. Obiegamy Wawel, kierujemy się w dół, w Powiśle. Zegarek informuje mnie o tempie zakończonego pierwszego kilometra: 3:45. Powinienem się przerazić, ale nie odczuwam lęku, bo to wyszło tak naturalnie, niepostrzeżenie. Nie naciskałem sam siebie. Zatem nadal przebierając szybko nogami po asfalcie, mówię do siebie: „Nie panikuj, one same stopniowo zwolnią...”.

Sprawdza się. Kolejne kilometry wychodzą w 4:01, 4:06, 4:11. To, że nie podpaliłem się, zawdzięczam także zbiegowi okoliczności. W grupce rywali przed sobą mam wysokiego chłopaka w koszulce „AZS AWF Masters Kraków”. Dosłyszałem jak spytany przez kogoś zadeklarował, że biegnie na okolice 40 minut. Zawierzam jego planom i mówię sobie nakazująco: „Trzymaj się go, choć nie za wszelką cenę”. I tak właśnie jest. W ciemnościach na bulwarach nad Wisłą tracę go z oczu dopiero na 6. kilometrze. Ostatecznie był szybszy ode mnie o niespełna minutę.
Lecz wcześniej, po około 2500 m. trasy, przy podświetlonym kole Diabelskiego Młynu, mignęli mi przed oczyma Agnieszka i Krzysiek. Dostrzegli z daleka jaskrawą koszulkę, krzyknęli słowa wsparcia. Ja w locie wydusiłem tylko informacyjne: „Jest szybko!”. Muszę wreszcie spytać Agi czy dosłyszała mnie wówczas.

Skupiony biegnę południowym brzegiem Wisły. Ozdobne lampy słabo oświetlają asfaltową trasę, ale jest równo i szeroko. Nie przytrafiają się też niesforni spacerowicze. Część kibiców jest przypadkowa - to po prostu młodzież siedząca na ławkach lub na trawiastej skarpie, z piwem i czipsami. Dobiegają do mnie tylko same pozytywne, zabawne słowa zachęty, dopingu dla nas.

Nogi utraciły już tę pierwszą lekkość, ale mają w sobie jeszcze moc.
Przebiegając powrotnie Wisłę artystyczną Kładką Ojca Bernatka, cieszę się, że to nie tam ustawiła się Agnieszka, ponieważ podbiegając do tego pieszego mostku odczuwam mały kryzys. Ale po drugiej stronie rzeki, może orzeźwiony jej chłodem, odzyskuję energię, pilnuję swojego miejsca w stawce. Tak jak zawsze, nie rozpraszam się sprawdzaniem na tarczy Garmina chwilowego tempa, ale nie zawodzę samego siebie, trzymam się. Charakterystyczne, że cała „moja” grupka biegaczy na półmetku nie sięga po wyciągane w naszym kierunku kubki z wodą. I ja także nie tracę na to czasu. Gnamy do przodu!

Wreszcie, znów nieco pod górkę, odbijamy od bulwarów, bierzemy powrotny kurs na Stare Miasto, ul. Bernardyńską. Zaczynam obieganie Starówki urokliwymi Plantami; pełne 360-stopniowe 3-kilometrowe koło, w ruchu odwrotnym od wskazówek zegara. Wciąż obieram za punkt odniesienia najbliższe uciekające nogi przed sobą i pilnuję ich jeśli wydają mi się szybsze ode mnie lub próbuję je minąć, jeśli wyczuwam, że mój cel słabnie. Oj, ta faza biegu dłuży mi się... Tę niechybną oznakę zmęczenia potwierdza wynik 8. kilometra: 4:23. Pobudza mnie to. „Ten park musi się zaraz skończyć!”. I rzeczywiście, przekraczając Franciszkańską rozpoznaję ostatni odcinek, a na skręcie młode wolontariuszki, z którymi rozmawiałem na rozgrzewce.

Znów pędem wbiegamy w długą finiszową Grodzką. Staram się nabierać pędu, ale i tak mija mnie dwóch rywali. Jeden odskoczył zbyt daleko, lecz drugi przewagi nade mną nie zwiększa. Za barierkami pojawia się rząd pokrzykujących widzów, w uszach coraz głośniej rozbrzmiewa głos spikera. Ale nie widzę tego, ani nie słyszę! Stopniowo przyśpieszam, a na lekkim skręcie w prawo, na ostatnią 200 metrowa prostą przechodzę od wewnętrznej „pod łokciem” konkurenta i odpalam tryb: DO METY!! Został z tyłu, a ja śmigam przez podświetloną konstrukcje finiszowej bramy.

Za parę chwil, gdy umysł i ciało dochodzą do siebie, dostrzegam na telebimie: „113. 777 Madera Andrzej 41:08”.

Nie potrafię zwięźle i klarownie napisać Wam jak cenny dla mnie jest ten wynik.
113. (na półmetku jeszcze 116.) na 2.850 finiszujących. To brzmi dobrze. Ale więcej mówi moja średnia: 4:06 na kilometr. Tempo, którego nie potrafię uzyskać na treningach. Takie wykrzesanie ostatniego zapasu sił możliwe jest tylko w rywalizacji. Choć na dwie godziny przed startem czułem zmęczone nogi i lekko bolała mnie głowa (ten zawsze za krótki sen noc wcześniej...), to obecność Agi i Krzyśka, chłód bezwietrznej nocy oraz śmiałe rozegranie tego biegu dały mi niespodziewaną nagrodę! Od pół roku bardzo cenię swoje grudniowe, wybiegane w krótkich spodenkach 41:17 w Gliwicach. Kraków potwierdził, że zimę przetrenowałem pracowicie i nie był to chwilowy szczyt formy.

Teraz, za chwilę, ogromnie lubiany leśny Bieg Kresowy w małej Bystrzycy, odrodzony po pandemicznym koszmarze. W 2019 roku pobiegłem... jak natchniony... Czy 3 lata starszy potrafię to powtórzyć?



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał

 Ostatnio zalogowani
Admin
15:19
Piotr Fitek
15:06
zbyszekbiega
14:41
lukasz_luk
14:34
pszczelnik
14:29
kostekmar
14:08
zulek
13:42
Mr Engineer
13:17
Rabarbar
13:03
FEMINA
12:29
zsuidakra
12:09
gpnowak
12:04
akatasz
12:01
bobparis
11:52
klewiusz
11:14
wojmic
11:02
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |