Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

matlejM
M M
Piekary ¦l±skie

Ostatnio zalogowany
2019-07-17,18:20
Przeczytano: 801/729840 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Trening Szlakiem Orlich Gniazd
Autor: Marcin Matlak
Data : 2014-07-26

Chciałbym tym artykułem dodać Wam trochę motywacji do treningów, zachęcić do inwestowania w "narzędzie" jakim jest bieganie i wrzucić odrobinę do wielkiego wora z napisem: "Dlaczego warto biegać?"

Biegać można prawie wszędzie, ale czasem warto dodać trochę większej wagi do otoczenia jakie pokonujemy podczas treningów i wybrać się na wycieczkę biegową. W ramach treningu ultramaratończyka postanowiłem pokonać dystans 100 km, padło na odcinek Szlaku Orlich Gniazd: Olkusz – Częstochowa (ok. 120 km). Udało mi się znaleźć kompana, co przy bieganiu takich dystansów nie jest łatwe. Pozostało spakować się (mój plecaczek biegowy ważył mniej niż 5kg) opracować trasę i w drogę!


Bydlin

Rano (7.30) wyruszyliśmy z Olkusza. Po ok 20 minutach opuściliśmy miasto i zaczęliśmy biec lasem – pierwszy kontakt z naturą. Pierwsze zgubienie trasy, które szybko udało się skorygować i jesteśmy przy zamku w Rabsztynie. W planie mieliśmy zaliczyć 8 zamków. Pogoda dopisuje, ale przed kolejnym celem: zamkiem w Bydlinie. Trochę popadało, na szczęście były to tylko przelotne opady, a temperatura w pełni złagodziła deszcz. Z zamku w Bydlinie niewiele zostało w porównaniu z innymi, ale warto było go zobaczyć.


Rabsztyn

Każde zwiedzanie wiązało się oczywiście z postojem. Przy takich treningach nie da się cały czas biec, czasem trzeba się zatrzymać i zobaczyć to co się mija. Takie zatrzymania to nie tylko okazja do zwiedzania, ale także okazja (z czasem coraz bardziej doceniana) do wypoczynku. Mijamy piękne lasy, pola i łąki. Bory bukowe jak i sosnowe, piaszczyste wydmy, skały wapienne pospolite w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Bajeczne tereny, które kryją wiele skarbów, zamków czy jaskiń.

Biegniemy do Smolenia, lecz kolejny raz gubimy trasę, co przy takich wyprawach nie jest niczym nadzwyczajnym. Wraz z doświadczeniem zgubienia zdarzają się rzadziej, ale się zdarzają. Tym razem wprowadził nas w błąd dziwnie oznaczony szlak. Biegliśmy czerwonym pieszym szlakiem i prawdopodobnie wbiegliśmy na szlak rowerowy. Straciliśmy trochę czasu i aby nie mieć dużego opóźnienia postanawiamy pominąć Smoleń i biec „na skróty” do Ogrodzieńca. Niestety kolega gubi mapę, a moja jest za bardzo szczegółowa (zawierała tylko czerwony szlak pieszy), kompas miał awarię i to wszystko przełożyło się na dodatkowe kilometry.

Co chwilę pytamy o drogę. Około 5 km przed Ogrodzieńcem zostajemy wprowadzeni w błąd – podano nam dokładnie przeciwny kierunek. 1,5 godziny kosztowała nas ta błędna informacja, ale niestety i takie rzeczy się zdarzają. Otaczające pejzaże jednak zrekompensowały dodatkową trasę. W tym czasie także wysiadła komórka z endomondo, która rejestrowała dokładnie trasę jaką przemierzaliśmy. Bateria się rozładowała. Szkoda, ale cóż i tak przecież podążamy czerwonym szlakiem, który mamy na mapie.


Ogrodzieniec

No i udało się jesteśmy w Ogrodzieńcu. Na miejscu odbywała się inscenizacja bitwy co dodatkowo zwiększyło atrakcyjność zwiedzania. Wstępujemy do parku miniatur. Powstał on w 2010 roku i są w nim wszystkie makiety zamków z Szlaku Orlich Gniazd w skali 1 : 25. Warto go zobaczyć ! W parku siadamy, aby spożyć 2 posiłek. No i zła wiadomość – mój kompan rezygnuje z dalszej trasy. Widziałem, że już od jakiegoś czasu bieg musimy przerywać marszem, ale liczyłem na to, że zrobimy jeszcze trochę trasy i przenocujemy pod namiotem regenerując siły. Niestety, mój kompan nie dał się na to namówić.


Birów

Kwalifikacje takie jak maraton w czasie 3:40 okazały się za małe, aby przebiec sto kilometrową trasę. Czekamy jeszcze chwilę w parku miniatur. Po raz trzeci przelotne opady, tym razem około dwugodzinne uziemiły nas w Ogrodzieńcu. No i nadszedł czas rozstania się. Po kolegę przyjechało auto, a ja dalej pobiegłem do Częstochowy. Po chwili: Gród Królewski na Górze Birów. Udało się jeszcze zdążyć na zwiedzanie. W chwili gdy tam dotarłem konserwator właśnie zamykał bramę, ale pozwolił mi na chwilę wejść.

Piękna panorama i kolejna okazja aby porobić zdjęcia. Ale czas w dalszą drogę, biegnę już ze świadomością, że muszę znaleźć miejsce na nocleg. Wziąłem ze sobą mały namiot dwuosobowy (1,7 kg). Do głowy przychodziły mi trzy opcje: rozłożyć namiot w lesie (nie chciałem jednak ryzykować spotkania z dzikami), rozłożyć namiot przy jakimś gospodarstwie lub rozbić namiot na skałkach. Ostatnia opcja wydała mi się najbardziej atrakcyjna i po dwóch godzinach biegu udało mi się znaleźć odpowiednio duże skałki.

Rozbijam namiot, kładę się spać bez kolacji. Zakładałem małą ilość kalorii, aby zwiększyć trudność treningu. W końcu nie był to ciągły bieg, bo był przeplatany postojami na zwiedzanie i odpoczynek równocześnie. Ale jak się później okazało trochę przesadziłem ze skąpym odżywianiem się. Rano o przed 5.00 wyszedłem z namiotu. Spakowałem się i w dalszą podróż. Cel – znaleźć jakiś otwarty sklep i zaopatrzyć się w żywność. Nie było to łatwe w niedzielę o takiej porze. Na początku było w miarę dobrze, ale z czasem musiałem przeplatać bieg coraz częściej marszem. Nie chciałem wyniszczać organizmu, wolałem trochę zwolnić, nie na tym polega trening, na takie wyniszczenia można sobie pozwolić na ważnych zawodach, ale nie na treningu.


Morsk

Po jakimś czasie dotarłem do Morska. Kolejny zamek zaliczony, wokół świetnie rozbudowany kompleks wypoczynkowy, nawet było mini zoo z leśnymi zwierzętami. Zamek zobaczony, zdjęcia porobione, więc ruszam w dalszą drogę. Jak było z górki – biegłem, ale gdy pojawiał się choć najmniejszy podbieg rezygnowałem z biegu i szedłem. Docieram do Rezerwatu Zborów. Piękne miejsce. Są tam trzy jaskinie, ale na to nie było niestety czasu. Zresztą pominęliśmy wszystkie jaskinie, nie tylko te. Jestem coraz bardziej wyczerpany, zmęczenie a właściwie brak odpowiedniego żywienia daje mi w kość. Wywiera to duży ślad na psychice: po prostu mam wszystkiego dość.

Docieram do Zdowa, tam udało mi się zaopatrzyć w jedzenie. Jabłka, czekolada, banan, sok, pieczywo. Zjadam to na przystanku autobusowym (jedyne miejsce gdzie była ławka) i szczęśliwy ruszam dalej, teraz już wystarczy tylko czekać jak organizm zacznie wykorzystywać to co przed chwilą wrzuciłem do żołądka. Mijam kolejne lasy i docieram do zamku w Bobolicach. Bardzo dobrze zachowany i piękny zamek. Mijam go od zachodu, północy i kieruję się dalej na wschód. Odwracam się jeszcze do tyłu, by zerknąć na zamek – wspaniale wygląda z dalszej odległości.


Bobolice

Przede mną skałki. Tu gubię na chwilkę szlak. Oczywiście wszystko mam pod kontrolą, bo zaraz go odnajduję. Przeprawiając się przez skałki zboczyłem trochę za bardzo na północ, ale ta pomyłka się opłaciła, bo miałem okazję zwiedzić małą jaskinię. Coraz częściej napotykam grupki młodych ludzi aktywnie spędzających weekend. Po chwili docieram do Mirowa. Przy zamku stoi grupa z przewodnikiem, który opowiada historię zamku. Robię zdjęcia i mimochodem słucham ciekawostek. Czas biec dalej. Kolejny zamek w Olsztynie.


Mirów

Na tym etapie drogi udało mi się poznać turystów z Mołdawii (chociaż mieszkają w Warszawie), którzy urządzili sobie wycieczkę rowerową. Zrobiło na nich wrażenie to, że po tym jak mnie minęli rowerami dogoniłem ich po 20 minutach. Oczywiście dlatego, bo droga była trochę pod górkę, ale dla nich to było coś, że biegacz nie daje się pokonać rowerzyście. Trochę pogadaliśmy. Okazało się, że wkrótce planują wytyczyć trasę rowerową przez Mołdawię. Po wymienieniu kontaktów rozstajemy się.

Trasa już nie miała podbiegów i mogli w pełni wykorzystać możliwości rowerów. Nie zapowiadało się, że będę mijał jakieś atrakcje po drodze, ale byłem w błędzie. Mijam Ostrężnik. Był tam nawet zamek, ale postanowiłem go ominąć. Zbyt mało czasu miałem, aby pozwolić sobie na dodatki. Tego zamku, akurat w planie podróży nie miałem. Kolejny rezerwat tym razem to Rezerwat Parkowe. Minąłem Diabelskie mosty i bramę Twardowskiego (skałki mieszczące się w tym rezerwacie). Mijam monumentalny pomnik przyrody (tak wielkiego Graba w życiu jeszcze nie widziałem). Po chwili docieram do Złotego Potoku zaopatruję się znowu w prowiant w sklepie i skręcam na wschód.

Coraz bardziej pragnę zakończyć już tą podróż i być już w Częstochowie. Coraz częściej obliczam na mapie ile mi jeszcze zostało trasy. Biegnę teraz lasem po równinie, co mnie cieszy, bo Rezerwat Parkowe miał wiele pagórków, podbiegów. Bardzo często widzę dzięcioła w tych lasach. Prawdopodobnie był to dzięcioł średni. Docieram do rezerwatu Sokole góry, tu kusi aby zejść ze szlaku i zrobić skróty, ale w końcu postanowiłem gorliwie podążać pieszym czerwonym szlakiem, którym podążałem od początku.


Olsztyn

Opuszczam rezerwat i wreszcie dobiegam do Olsztyna. Robię zdjęcia zamku. No i pozostało już tylko dobiec do Częstochowy. Tu już coraz częściej pojawiają się twarde podłoża – chodniki, skraj dróg, a pod koniec podróży było to jeszcze bardziej odczuwalne. Lepiej się biegało polnymi i leśnymi ścieżkami. Nie jest jednak źle, świadomość małego dystansu jaki jeszcze został do przebiegnięcia dodaje sił. I wreszcie o godz. 19.00 docieram do Częstochowy.

Liczyłem, że uda mi się tu dobiec znacznie wcześniej, ale był to skutek za małej ilości jedzenia jakie spożyłem podczas wyprawy. Czuję mały niesmak, że podróż trwała 36 h. Trzeba tu co prawda odliczyć przerwy z powodu deszczu, nocleg. Uwzględnić dodatkowe kilometry błądzenia. Nie mniej jestem szczęśliwy, że udało mi się zwiedzić tak wspaniały szlak. Zdobyć 7 zamków pieszo w półtora dnia to jest coś. Pięć lat treningów opłaciło się, dzięki temu stać mnie było na tak wspaniałą podróż.



Komentarze czytelników - 5podyskutuj o tym 
 

Paweł II Yazomb

Autor: Paweł II Yazomb, 2014-07-26, 10:53 napisał/-a:
Przeczytałem z ciekawością całość. Zamki i Jura są mi dobrze znane, więc kroczyłem w wyobraźni razem z Tobą. Super wycieczka! Namiot, noc w lesie itd. Jesteś niezły świr :D Gratulacje z chęci, upór i odwagę.
Biorąc pod uwagę ilość zdobytych zamków i czas jaki zrobiłeś, można by Cię oficjalnie uznać za rekordzistę Jury.

 

Marecki

Autor: Marecki, 2014-07-26, 14:20 napisał/-a:
Rekordzista Jury, a konkretnie tegorocznej Transjury jest Tomek Kuliński - nieco ponad 20h trasa od Karkowa do Częstochowy.

 

stanwoj7

Autor: stanwoj7, 2014-07-27, 16:33 napisał/-a:
Ale po co te 120 km po Jurze .Wystarczy autobusem linii 609 spod Huty Katowice dojechać do Grabowej i też po Jurze lekką terenową trasą z Grabowej dobiec do Hutek Kanek ,tam zatrzymać się w sklepie Pana soltysa Henryka Załogi( duży wybór napojów a nawet piw i tanio) , aby dalej pobiec szlakiem żółtym lub przez górę Chełm do Krępy ( kąpielisko), z Krępy żółtym szlakiem do Podzamcza i dalej czerwonym do Pilicy .Z Pilicy powrót tą samą trasą albo jak sił zabraknie busem do Podzamcza i z Podzamcza szlakiem żółtym z powrotem do Grabowej , skąd powrót linią 609 do Dąbrowy Górniczej- Huta Katowice .Trasa sprawdzona wielokrotnie przeze mnie i polecam w przeciwieństwie do zaczadzonych i zakopconych spalinami tras wokół Pogori 3 lub 4 .S. Wójcik

 

angel-inka

Autor: angel-inka, 2014-07-29, 16:12 napisał/-a:
piękna wycieczka :) ja biegowo odwiedzam tylko Mirów i Bobolice ale jest zachęta na przyszłość :)

 

lukasrr

Autor: lukasrr, 2014-08-04, 12:08 napisał/-a:
chapeau bas dla Ciebie i innych ultramaratończyków. Zawsze ich podziwiam za wytrwałosc. Trasa naprawde piękna, nie tylko do biegania ale pieszych wędrówek. Wiem bo mieszkam w kilka kilometrów od jednego z odwiedzonych przez Ciebie zamków. Trzebabyło się zgłosić na Transjurę, bo trasa pokrywa się z Twoją a rywalizacja z innymi dodała by Ci trochę energii i pewnie była by motywująca. Jeszzce raz gratulacje
P.S.
Taka małą dygresja , jesli chodzi o podpis pod jednym z zamków. Morsko a nie Morsk.

 

 Ostatnio zalogowani
Andrea
00:23
Jerzy Janow
23:46
Wojciech
23:37
VaderSWDN
23:25
Volter
23:25
Artur z Błonia
23:18
szakaluch
22:30
gibonaniol
22:28
timdor
22:08
malicha
22:06
Namor 13
21:42
Agusia151
21:08
uro69
20:51
Pablo_run
20:51
Pawel63
20:39
grzybq
20:34
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |