| maroglasgow Marek Kohut Ole¶nica / Glasgow Klub Biegacza SZERSZEŃ Ole¶nica
Ostatnio zalogowany 2018-03-02,16:16
|
| Przeczytano: 515/309614 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Półmaraton po Szkocku | Autor: Marek Kohut | Data : 2011-09-12 | W niedzielę 4 września 2011 roku miałem okazję wystartować w największym półmaratonie w Szkocji "Bank of Scotland Great Scottish Run" w Glasgow. Do wyboru były dwa dystanse 10 km i półmaraton, które ukończyło odpowiednio 7448 oraz 8473 biegaczy, co daje łącznie prawie 16000 osób (wliczając również wózkarzy)
Zapisałem się już w grudniu 2010 roku, trzeba było podać zakładany czas biegu, wybrałem grupę w przedziale czasowym 1:45 - 2 godziny. Ostatnie treningi nastrajały bardzo optymistycznie, 20 km poniżej 2 godzin, oraz 10 km na tydzień przed startem poniżej "życiówki". Czułem się dobrze przygotowany, choć debiutancka trema dawała się we znaki.
W niedzielę pojechałem wraz z moją żoną na miejsce startu, czyli na zabytkowy plac George Square, kiedy zobaczyłem tych wszystkich biegaczy i wszechobecny uśmiech na twarzach, trema w mgnieniu oka zniknęła i poczułem się ważną częścią tego wielkiego wydarzenia. Wolontariusze pracowali pełną parą, kiedy ustawiłem się w mojej grupie na starcie, usłyszałem wystrzał startera, właśnie na trasę wyruszyła "elita", czyli ludzie, którzy biegli na czas poniżej 1:30. Po kilku chwilach wystartowała również moja grupa, kiedy mijałem linie startu na zegarze było już 8 minut, włączyłem mój stoper i wyruszyłem w trasę mojego pierwszego w życiu półmaratonu.
Kiedy przebiegliśmy 500 metrów natrafiłem na pierwszą niespodziankę, długi 400-metrowy podbieg, jak się później okazało takich "niespodzianek" było o wiele więcej...
W trakcie wbiegania na autostradę odwróciłem się za siebie i zobaczyłem jeden z najpiękniejszych widoków w trakcie mojej 2 letniej przygody z bieganiem - wielki, długi i barwny dywan stworzony przez biegaczy, wydawało się ze ta kolumna nie ma końca. Wielu biegaczy tryskało świetnym humorem, w pewnym momencie pewien starszy pan krzyknął: "hej wy tam z przodu! Tylko na tyle was stać?", co oczywiście wywołało natychmiastowo salwę śmiechu. Zresztą humorystycznych akcentów było o wiele więcej, choćby przebierańcy, począwszy od ludzi w tradycyjnych szkockich spódniczkach, poprzez pszczółki, batmana, rekina, skończywszy na wielkim sercu. Moim ulubieńcem był jednak Thor, człowiek w masce z wielkim, uniesionym wysoko plastikowym młotem wyprzedził mnie na 4 mili (jako ze to Wielka Brytania, trasa była oznaczona w milach a nie w km)
Kiedy dobiegliśmy do półmetka, zmieniła się pogoda, wyszło słonce (co w Szkocji nie jest niestety częstym widokiem), spojrzałem na zegarek, który pokazywał 53 minuty. Byłem zadowolony, ponieważ moim celem było złamanie granicy 2 godzin.
Na całej trasie było mnóstwo wolontariuszy i kibiców dopingujących bardzo żywiołowo, zagrzewali nas do walki z dystansem i z coraz wyższą temperaturą. Co kilka kilometrów stały również zespoły muzyczne, grające na przeróżnych instrumentach, atmosfera była wspaniała, wszystko wyglądało na wielkie święto. Wolontariusze na punktach nawadniania pracowali bardzo sprawnie, dzięki czemu każdy biegacz bez problemów zdołał sięgnąć po buteleczkę z wodą.
Na jednym z podbiegów w Pollok Park, w okolicach 15 km dogoniłem mojego "znajomego Thora", nie wyglądał już jak superbohater obdarzony nadludzkimi siłami, młot nie był już tak wysoko jak wcześniej :-) Oczywiście mam wielki szacunek do ludzi decydujących się na start w przeróżnych kostiumach.
Na kolejnym podbiegu w tym samym parku zaczęły się moje problemy, chyba zbyt szybko szarpnąłem pod górkę i poczułem silny ból w lewej łydce, nie wiedziałem czy się zatrzymać i próbować rozmasować obolałą nogę czy może kontynuować bieg. Szybka decyzja i ruszyłem dalej, niestety musiałem bardzo mocno zwolnic. Do mety zostało nieco ponad 5 kilometrów, niestety każda próba przyspieszenia kończyła się strasznym bólem. Postanowiłem nie walczyć o te upragnione 2 godziny lecz skoncentrować się na bardzo wolnym pokonywaniu kolejnych metrów. Ostatnie 3 kilometry były już piekielną walką z bolącym mięśniem, jednak dzięki uporowi i sporej dawce adrenaliny udało mi się dobiec do mety.
Moj czas 2:05:30 nie rzuca na kolana, jednak zważywszy na debiut i kontuzje na 15 kilometrze muszę przyznać, ze jestem zadowolony. Teraz przynajmniej mam już co pobijać, wiem jakie błędy popełniłem, postaram się wyciągnąć wnioski
Meta zlokalizowana była w przepięknym parku "Glasgow Green", na mecie każdy uczestnik otrzymywał ładny pamiątkowy medal, wodę, banana i inne upominki od sponsorów. Dodam jeszcze ze zwyciężył Kenijczyk Joseph Birech z czasem 01:01:26, wyprzedzając o zaledwie 2 sekundy swojego rodaka Bernarda Kipkemoi Roticha. Oprócz mnie w biegu wystartowało również kilku naszych rodaków.
Ps. wszystkie zdjęcia wykonała moja żona Natalia |
| | Autor: Henryk W., 2011-09-12, 22:28 napisał/-a: Uwielbiam Glasgow i Edynburg. W Edynburgu startowałem w maratonie i półmaratonie, w Glasgow jeszcze nie ale nie wykluczam. | | | Autor: ronan51, 2011-09-12, 22:48 napisał/-a: gratulacje za debiut ja 2 lata temu też debiutowałem w półmaratonie i też biegłem na czas poniżej 2 godzin i też na 15km dopadł mnie pech w postaci kolki i skończyło się na 2,00,07. a 1.10.2011 pobiegnę mój czwarty maraton będzie to cross i chcę zejść poniżej 4 godzin na ulicy już to mi się udało? dlatego zachęcam do dalszego biegania i do zobaczenia na trasach biegowych. | | | Autor: Mijagi, 2011-09-12, 23:08 napisał/-a: Gratuluję pięknego debiutu. Ja pamiętam swoją pierwszą walkę na półmaratonie Mikołajów w Toruniu. Skończyło się na 2:13. Marzy mi się jakiś start na wyspach. | | | Autor: Kamus, 2011-09-13, 08:03 napisał/-a: Dziewczyny
:)
Super fotka te cztery "bladolice".
Myślę, że to fotka roku na Maratonach Polskich.
P.S.
Henio Edynburg fajny maraton ale ten:.."wiatr od morza" już nie.
Przede mną Run Liverpool Marathon, podobno Beatlesów będzie słychać na całej trasie i o to chodzi !!!
Pozdrawiam | | | Autor: DrDreyfus, 2011-09-13, 08:19 napisał/-a: Gratuluję świetnego debiutu.
W październiku będę kibicował na dwóch półmaratonach w Londynie, a cały czas żyję nadzieją na wylosowanie na przyszłoroczny London Marathon :)) | | | Autor: Paweł II Yazomb, 2011-09-13, 16:20 napisał/-a: Marku wielkie GRATKI za udany debiut!:>
Miło jest poczytać taką super relację i pooglądać miejsca, w których się było. Strtowałem w Glasgow dwa razy i choć półmaraton jest godny polecenia, nie wspominam go najlepiej, a to za sprawą dwóch nieudanych prób pobicia życiówki. Mieszkałem obok parku Glasgow Green (7 sekund biegu z domu ;) i rzeczywiście jest to wspaniałe miejsce do treningów. Park ten jest dość charakterystyczny, bo niemal w całości pokrywają go obszerne łąki bez drzew;) ale wracając do półmaratonu, poza tym długim podbiegiem w centrum miasta, dalsza część trasy jest niemal w całości płaska. Wkleiłem pod spodem linka, że i mnie ujął do głębi widok tysięcy biegaczy, człapiących daleko za mną w dole miasta ;) (ten obrócony chudzielec w żółtych butach :)
Ja niestety miałem pecha, ponieważ dwukrotnie trafiałem tam na złe warunki. Raz silny wiatr spowodował że momentami z trudem się szło a raz miałem ten sam zestaw plus deszcz :) Zresztą bywają w Glasgow momenty, że trenuje się codziennie, przez tydzień lub dwa przy porywistym wietrze lub w deszczu a słońca nie widać przez miesiac. Makabra :)
Marku, Jakby co, to pytaj o biegi w Skotlandzie. Mogę coś niecoś polecić ;)
https://picasaweb.google.com/105405815296912574577/20080907GlasgowGreatScottishRunHalfMarathon21097km?authkey=Gv1sRgCJ_a8cWG3entxQE#5624109814546046402 | | | Autor: Paweł II Yazomb, 2011-09-13, 16:24 napisał/-a: W Edynburgu na maratonie, stoczyłem walkę z jakimś huraganem wiejącym od morza. To był koszmar. Momentami biegnąc...stałem w miejscu! Mimo wszystko, maraton jest piękny i dobrze zorganizowany, choć kiedy ja biegłem, nie było nic do jedzenia (banany, czekolada...) | | | Autor: Kamus, 2011-09-13, 21:16 napisał/-a: To samo przeżyłem :) i jeszcze gdzieś uleciały 2 agrafki no to numer podtrzymywałem bo..tam był chip.
Zaskoczyła mnie trasa momentami w tym parku to biegło się po szutrze- w Polsce chyba by atestu ten maraton nie otrzymał. Jedzenia także nie zobaczyłem, był straszny bałagan z wydawaniem koszulek.
Maraton w sam raz po to, aby jeden raz go zaliczyć :)
P.S.
Już nie mówiąc o oznaczeniu kilometrów- tylko mile.W 1992r. kiedy biegłem Londyn Marathon takowe oznakowania były- no chipów jeszcze nie było :(
Oj ponarzekałem :)
Pozdrawiam | | | Autor: maroglasgow, 2011-09-13, 23:18 napisał/-a: no dziękuję panowie za dobre słowa,
balem się, ze nikt nawet nie skomentuje :) | | | Autor: Henryk W., 2011-09-14, 07:01 napisał/-a: A"propos tych wiatrów w Edynburgu, pisałem o tym na innym forum biegowym. A obok fotka jak walczę z wiatrem na moście przez zatokę Quensferry.
http://wbiegu24.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=792:nasze-bieganie-w-edynburgu-czyli-biegiem-przez-wiat&catid=74:artykuly-popularnonaukowe&Itemid=493 | |
| |
|
|