|
Nie pamiętam dlaczego w sezonie 1987 mistrzostwa Polski zorganizowano tydzień przed zaplanowanym na 12 kwietnia Pucharem Świata. Ta decyzja zamknęła bowiem możliwość walki o medale reprezentantom na tę imprezę, czyli – teoretycznie – najlepszym polskim maratończykom.
Żeby wyszło śmiesznie/strasznie (niepotrzebne skreślić) do wylotu reprezentacji… nie doszło, gdyż PZLA za późno wystąpił o bilety i gdy byliśmy już w Warszawie okazało się, że nie ma żadnej opcji połączeń, by zdążyć na start. Zamiast więc lotu do egzotycznego Seulu wróciłem do Szczecina, by w niedzielę rano pojechać do Dębna przyglądać się rywalizacji kolegów, którzy nie załapali się do reprezentacji. Moja forma rosła i miała eksplodować w Korei, ale start tydzień wcześniej nie wchodził w rachubę, gdyż aż do piątku trenowałem z myślą o starcie w następną niedzielę. Cóż, gdyby Dębno zaplanowano tydzień po Seulu, taki manewr byłby możliwy.
Organizatorzy wyznaczyli nową trasę, gdyż ocenili, że „mijanki” na tej wcześniejszej (pięć 8-kilometrowych rund „tam i z powrotem”) czasami przeszkadzały czołówce. Było tak w sytuacjach, gdy ci wolniejsi na łukach trasy nie chcieli „oddać” miejsca przy samym krawężniku, więc czołówka musiała ich omijać szeroko, nadkładając trochę dystansu. Do tego aż pięć pętli powodowało, że na trasie znajdowało się wielu biegaczy zdublowanych, którzy zwłaszcza na ostatniej pętli także przeszkadzali czołówce. Teraz biegacze mieli do pokonania trzy 14-kilometrowe pętle prowadzące z Dębna przez Cychry i Dargomyśl, które gwarantowały bezkolizyjny bieg każdemu.
Było chłodno, poniżej 10 stopni, więc było super, ale… padał deszcz, który przy tej temperaturze wręcz mroził mięśnie. Chłodno, ale bez deszczu, albo deszczyk, ale temperatura ok. 15 stopni – to sprzyja uzyskiwaniu rekordowych czasów, ale w tych warunkach nie było o tym mowy. Po zaciętej walce bieg wygrał Czech Martin Vrabel (2:14:15), który na ostatnim kilometrze uciekł Bogusiowi Kusiowi (2:14:22). Nagrodą dla zwycięzcy był wtedy (bodajże) maluch, więc Kuś był baaardzo niepocieszony, czego nie poprawił fakt, że wywalczył tytuł mistrza Polski. Wszak miał ich już cały worek z innych konkurencji. Tyle, że był to pierwszy (i ostatni) w maratonie. Srebrny medal zdobył Heniu Lupa (2:14:37), zaś brązowy Mirek Dzienisik (2:15:10). Tuż za podium znalazł się Wojtek Ratkowski (2:15:39), który w końcówce musiał odpierać atak innego gdańszczanina – Stasia Lange (2:15:41).
Nominacja na Los Angeles, którą wywalczyłem 4 lata wcześniej, okazała się kartą bez pokrycia. W wyniku bojkotu igrzysk przez kraje socjalistyczne zamiast do Miasta Aniołów polecieliśmy bowiem na Zawody Przyjaźni do Moskwy. Mistrzostwa Polski w Dębnie miały być najważniejszą próbą walki o minima olimpijskie do igrzysk w Seulu. Polska nie byłaby jednak Polską, gdyby przed sezonem wszystko było jednoznacznie sprecyzowane. Zawsze musiał być (i chyba ciągle jest) margines na działania przy „zielonym stoliku”. Tym razem jedna osoba tak „mieszała”, że… nikt z polskich maratończyków nie poleciał na igrzyska, chociaż (przynajmniej) jeden z nas miał to minimum! Do dzisiaj gotuję się, gdy to wspominam. Pewnie Wiktor Sawicki też.
O co chodziło? Trener Wiesław Kiryk opiekował się Bogusławem Psujkiem, który wiosną 1987 roku znakomicie pobiegł w Londynie, bijąc rekord Polski czasem 2:10:26. Do tego jesienią był siódmy w Nowym Jorku. To był kandydat z szansami na dobry wynik w Seulu – za rok. Tyle, że wyniki z sezonu 1987 nie mogły mu dać nominacji olimpijskiej. Psujek musiał potwierdzić swoją klasę dobrym biegiem w 1988 roku. Pod koniec kwietnia zaplanowany był udział polskiej reprezentacji w Pucharze Europy i ustalono, że bez względu na osiągnięty czas miejsce w szóstce podczas tej imprezy – co wydawało się łatwym zadaniem – przypieczętuje jego nominację. Wszystko jasne. Ze startu w mistrzostwach Polski został więc zwolniony...
Dalsza część artykułu pod linkiem: maraton.zakonmaltanski.pl
| | Autor: KaT, 2017-03-21, 14:02 napisał/-a: LINK: http://maraton.zakonmaltanski.pl/film/
kolejny dreszczowiec, świetnie napisane. Czekamy na Pana powrót na 42km w Dębnie - to będzie wydarzenie! Trzymamy kciuki za pozostałych uczestników waszej drużyny.
przy okazji warto zobaczyć, że pan Wojciech Ratkowski jest w super formie - tu film http://maraton.zakonmaltanski.pl/film/ | | | Autor: zbigniewwalo1, 2017-03-23, 22:29 napisał/-a: Kiryk trener przyczynił się B Psujek nie zyje. | |
|
|
| |
|