Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [39]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Łukasz Kurek
Pamiętnik internetowy
Don't give up!

ŁUKASZ KUREK
Urodzony: 1983-04-17
Miejsce zamieszkania: Piaseczno
43 / 67


2008-11-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Jesień idzie, liście lecą z drzew, ludzie biegają bez sensu ;) (czytano: 154 razy)

 

Wstałem rano troszkę za późno niestety autobus uciekł, od metra praktycznie już biegłem żeby zdążyć jak najwcześniej przed startem po drodze na plac zamkowy przebiegłem po przejściu dla pieszych na czerwonym świetle musiałem chwilkę odpocząć dostając pouczenie od pana policjanta że należy wcześniej wstawać ;)

Wkońcu dotarłem na Plac Zamkowy znalazłem Gosię stan był nie najgorszy lekka panika ale to normalne przy debiucie, w sumie zazdrościłem jej tej adrenalinki, oczywiście pojawiły się komplikacje typu szukanie krzaków żeby się załatwić i schować gdzieś bluzę która była zbędna, dodatkową atrakcją było też oddanie rzeczy do depozytu gdy organizator nawalił i podstawił jedynie dwie ciężarówki, przez chwilkę też przeszła mi myśl: rany dlaczego ja jej nie powstrzymałem, będę zbierał zwłoki po drodze ech... chyba mam większego stracha od niej... (dopiero potem dowiedziałem się że wypaliła przed startem 7 petów :)....

Wkońcu udało się ustawić przed linią startu i wreszcie wystartowaliśmy w Maratonie Warszawskim, tempo na początku w ścisku było na 4h tak do 3-4km co w sumie bardzo mi odpowiadało biegliśmy trzymając się z dala od grupki na 3h 45 ja wziąłem ze sobą przezornie bidon dzięki czemu nie trzeba było w tłumie tracić sił na łapanie kubka z napojem, po 5km już dołączyliśmy do zająca który w sumie odwalał robotę za mnie ja tylko patrzyłem żeby nie zostać w tyle i uważać na punktach żywnościowych, biegnąc wraz Mazurkiem i Bartkiem Skalskim, Gosia miała ogromną radochę zwłaszcza gdy mijana Orkiestra Policji zaczęła grać utwór z filmu pod tyt. "Akademia Policyjna" i nawet nie zauważała jak szybko mijają kilometry...

Po dziesiątym kilometrze dołączył Barozyck no i niestety zaczęło się mielenie ozorem co dobrze nie wróżyło na końcówkę maratonu niby kilometry niezauważalnie leciały , ale to na pewno przez to Gosiak stracił sporo sił, to tak jakby z opon spuszczać powietrze gdyż paplanie zabiera oddech, przeszły mi ciarki po plecach na myśl o 35km i na ile to się odbije na końcówce(na nic się zdało uciszanie ;)
Dodatkową atrakcją było tez zajeżdżanie drogi przez Barozycka co wprawiało mnie w irytację gdyż musiałem cofać się i znowu przyspieszać, a w grupie to niełatwe i kosztuje dodatkowe siły, ale mniejsza z tym zdarza się ;)

Po trzydziestym kilometrze jakoś wszystko dziwnie ucichło skończyło się paplanie wszyscy jakby pobledli było słychać tylko sapanie Gosia dobrze się trzymała na szczęście posłuchała się i zjadła porządną kolację oraz śniadanie, ale wyglądała bardziej bladą niż zwykle, Mazurek biegł trochę zgarbiony widać że już organizm daje mu znać o zmęczeniu Bartek Skalski trzymał się z tyłu trochę odstając...

Ja miałem okazję wreszcie pooglądać trasę przy tempie w sumie dla mnie rekreacyjnym choć kolana też troszkę poczułem po 21km ale to normalka w końcu asfalt... Po 30km zabrakło mi wody w bidonie postanowiłem się odłączyć i wysforować do przodu aby go napełnić zrobiłem to dosyć żwawo przy ogólnym osłupieniu biegnącej grupki patrząc z jaką szybkością i łatwością się oddalam, po chwili wróciłem, wtedy już wyraźnie widziałem zmęczenie po Gosi nie było rozmów i była dosyć blada i trochę została za grupką powiedziałem żeby dołączyć chowając się przed wiatrem, ale już niewiele zostało do końca więc wiedziałem że sobie już poradzi... Na 4km przed metą zając dał znak że kto chce to niech przyspiesza...

Mazurek jako pierwszy odłączył się od grupki ja zachęcałem Gosię do tego ale trochę się bała, w końcu się zdecydowała i zaczęliśmy mijać kolejnych zawodników wraz z mocno zmęczonym Mazurkiem, po pewnym czasie dogoniliśmy Zenka na 1km przed Tunelem, potem pojawił się Yaro (którego opuściły siły zaczynał z grupką na 3h30 jednak udział w ekidenie zrobił swoje)...

Gosia troszkę się bała tego tempa, a ja niech ciałem nalegać wiedząc że ona lepiej czuje swój organizm więc trochę zluzowaliśmy wbiegając do tunelu powitał nas chór co wyglądało zjawiskowo :) przed nami był jednak ciężki podbieg u jego wyjścia powiedziałem żeby mocno pracować rękoma na nim, po podbiegu tempo wyraźnie już spadło, Bartek się odłączył gdyż miał problem chyba z Biodrem rezygnując z biegu do końca, a przed nami została już tylko upragniona meta :)i czas 3h42min 38sek

Udało się nie do końca wierzyłem, ale udało się twardy zawodnik, na szczęście należałem do tych którym było Łyso ciesząc się z tego że jej się udało :)

Czując wyraźną ulgę że cały ten stres był za mną, miałem ochotę się upić co zresztą dzięki mojej słabej głowie udało się już po jednym piwie :)należało mi się choć tak naprawdę niewiele zrobiłem :)po prostu biegłem :) Fajnie było obserwować jak spełniają się marzenia ;)


Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


Łukasz Kurek (2008-11-04,09:56): No przecież Maratończyk to taki człowiek co poci się ze szczęścia ew robi się blady :)







 Ostatnio zalogowani
Citos
21:35
heelmaes
21:29
Marcin Kaliski
21:13
BULEE
20:59
uro69
20:55
Admin
20:35
Raffaello conti
20:31
Wojciech
20:26
gpnowak
20:26
eldorox
20:18
UKS ATOS Woźnice
20:02
belk
19:43
krych26
19:31
michu72
19:25
anielskooki
19:17
CZARNA STRZAŁA
19:07
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |