2008-10-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Poznańskie Koziołki (czytano: 1222 razy)
12.10.2008r. 9 Poznań Maraton.
Niedziela. 3:30 rano. Pragnę zamordować budzik i tego, który wymyślił dzisiejszy wyjazd… Powstrzymuje mnie przed tym tylko myśl, że jestem przecież jednym ze współwinnych…
Nawet piekarze dzisiaj śpią o tej godzinie lub wyrabiają, lecz nie ciasto tylko piekarzową..
Aby jednak zdążyć do Poznania, do którego mamy 270 km przed 8 rano, musimy wyjechać skoro świt, a właściwie to w środku nocy. Podróż w miłym i zgranym towarzystwie mija szybko na rozmowie i żartach, a dzięki Dianie ścisk panujący na tylnim siedzeniu zdaje się być bardziej znośny.. W Poznaniu na Malcie jesteśmy o 7:30, załatwiamy sprawy „biurowe” i mamy dwie godziny do startu. Aby wypełnić wolny czas postanawiamy napić się kawy, a że standard w hali namiotowej Expo nie bardzo nam odpowiada ze względu na panujący ścisk postanawiamy znaleźć coś bardziej kameralnego. No i znaleźliśmy… Całkiem nieświadomie trafiamy do restauracji, w której serwowane jest śniadanie dla VIP-ów. W dobrej wierze jednak, upewnieni zapewnieniem pani siedzącej przy wejściu iż wstęp jest wolny, już w środku zorientowaliśmy się, że coś nie do końca jest w porządku. Nie tylko wyróżnialiśmy się kolorem skóry od większości tutaj zgromadzonych lecz także tzw. „szwedzki stół” zasiał w nas ziarno niepewności… ale tylko przez chwilę. Dobrze poczuć się jak VIP choćby tylko do czasu gdy poproszą Cię o uregulowanie rachunku…
Diana startująca w Biegu Przemysła na dystansie 10 km swój bieg ma już o godzinie 9:25 i musi wcześniej pomykać na start, choć jak się później dowiedzieliśmy spóźniła się nie znając dokładnej jego lokalizacji. Chociaż „wyszła” z bloków z 10 minutową stratą do ostatniego zawodnika, nie była ostatnią zawodniczką na mecie.
W hali EXPO obowiązkowo odwiedzam stanowisko Maratonypolskie.pl gdzie zmęczony wzrok Admina wymownie świadczy, że wczorajsze (dzisiejsze?) wybory Złotych Biegów oraz Filipidesów na specjalnym spotkaniu redakcyjnym miały charakter bardzo burzliwy i długotrwały… Na stoisku firmowym ze sprzętem SAUCONY rozmawiając z Michałem Bartoszakiem o nowych modelach butów startowych schodzimy na temat przygotowań do dzisiejszego startu i moich założeń odnośnie wyniku. Odpowiadam zgodnie z prawdą, że było tego ostatnio z 200 km… To dużo jak na tydzień odpowiada Michał, ale gdy szybko precyzuję, że chodzi mi raczej o ostatni miesiąc widzę po minie, że to trochę jednak za mało…
Start maratonu - godzina 10:00. Pogoda ułatwia nam tym razem wybór stroju „na krótko” gdyż zapowiada się ładny dzień i raczej nie zmarzniemy. Start biegaczy poprzedza ponad 300 rolkarzy i 14 wózkarzy. Korzystając ze „starych” znajomości witam się z Robertem Korzeniowskim, który z numerem 50 debiutuje dzisiaj w biegu maratońskim. Wszyscy ciekawi są jego wyniku wiedząc, że potrafi chodzić szybciej niż większość z nas biega (ukończył na miejscu 46 z wynikiem 2:51:28!). Stojąc już na starcie zastanawiam się nad niefortunnym ustawieniem „pachołków” rozdzielających jezdnie na dwie połowy, ustawionych tuż za bramą startową. Przecież zawodnicy stojący z tyłu tej wielkiej, prawie trzytysięcznej rzeszy ludzi nie mają pojęcia, że czeka na nich taka niespodziewana przeszkoda. Nie przypuszczałem wtedy, że na przeszkodę tą trafi mój klubowy kolega Zbyszek, zdzierając kolana na asfalcie, chociaż wtedy nie zwrócił na to większej uwagi gdyż widok pędzącej na niego masy ludzkiej szybko postawił go do pionu w myśl zasady „Biegnij albo giń” ;). Było takich przypadków więcej gdyż w takim tłumie po starcie gdy widzi się tylko plecy zawodnika biegnącego przed sobą, jest się niczym przysłowiowy ślepy koń na Wielkiej Pardubickiej – nie widzi się przeszkód.
Trasa to tradycyjnie dwie pętle z długimi prostymi stanowiącymi próbę nie tylko dla ciała lecz i charakteru. Zawsze jednak na trasie tej dobrze mi się biega i potrafię zrobić lepszy czas niż na trasie w Warszawie. Punktów odżywczych jest na tyle dużo, że nie muszę korzystać z żadnych własnych odżywek, których zresztą na maratonie w Poznaniu nie wykładano.
Ktoś stoi na 2 kilometrze przed metą i głośno liczy zawodników. Jestem numerem 103. Spoglądam na zegarek i już wiem, że dzisiaj przegram walkę z czasem. Należy więc znaleźć sobie inny cel możliwy jeszcze do zrealizowania, więc pada na walkę o miejsce w pierwszej setce zawodników. Meta jest usytuowana tradycyjnie na torze regatowym Malta. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nagrody ufundowane przez firmę ChampionChip dla 6 zawodników, którzy najszybciej pokonają ostatnie 195 metrów maratonu dawno już są przydzielone, wyciskam z silnika ile tylko się da. Mijam upragnioną linię mety na pozycji 96 biegnąc już na „oparach” mocy, a może tylko dzięki sile rozpędu. Niestety pomimo starań moja próba dowiedzenia tezy, że aby złamać 3 godziny w maratonie wystarczy mieć wybieganych zaledwie 200 kilometrów w skali miesiąca nie powiodła się. Zabrakło zaledwie (?) 1 minuty i 22 sek. Tak sobie myślę, że jednak trzeba te no, 250 kilometrów miesięcznie zrealizować, He He...
Gdy pierwszy postawiony sobie cel pozostaje poza zasięgiem ważne jest posiadanie celu alternatywnego wtedy można sobie powiedzieć, że założenia zostały z „grubsza” zrealizowane bez zbędnego zachodzenia w głowę „co by było, gdyby …” Bywa tak, że na starcie ważny jest wynik, później myślimy aby udało się przebiec nie musząc iść, następnie myślimy „czy jak pójdę resztę pieszo to wyrobię się w limicie”, następnie byle ukończyć, a czasem „s…ć wynik.. ważne, że żyję”… Ważne aby nawet na cmentarzu widzieć zamiast krzyży same plusy..
Zwyciężył Mathew Kosegi z kenii, który z wynikiem 2:13:45 ustanowił nowy rekord trasy. W ten sposób samochód osobowy Chevrolet Aveo-Plus będący dodatkową nagrodą za pobicie rekordu trasy odjechał w czarną dal… Wśród pań zwyciężyła Arleta Meloch przed zeszłoroczną triumfatorką maratonu (znaną nam także jako zwyciężczyni odbytego w zeszłym tygodniu Biegu o „Nóż Komandosa” ) Ewą Brych-Pająk.
Po zebraniu się już całej naszej ekipy wybieramy się wspólnie na pomaratonowe pasta-party i odwiedzamy targi Expo gdzie można nabyć zarówno odzież sportową, buty i odżywki oraz porozmawiać z napotkanymi znajomymi.
Jeszcze tylko powrót do domu plus bonusik za pośpiech w postaci mandatu i można powiedzieć, że 9 Maraton Poznański przeszedł do historii pozostając w naszej pamięci jako naprawdę „cenna” pamiątka.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |