2008-04-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| ŁAP (za)KRÓLIKA! (czytano: 431 razy)
3 Carrefour Półmaraton Warszawski według METY
Czyli „ŁAP (za)KRÓLIKA!!!!
Bardzo owocnie zakończyła się rozegrana 30 marca 2008r. pierwsza impreza biegowa wchodząca w skład Mistrzostw Klubu WKB META Lubliniec na dystansie półmaratońskim. Startowały w niej aż 43 osoby reprezentujące nasz klub!.
Ale zacznijmy od początku…
SZTAFETA
Początek jednak całej zabawy rozpoczął się już dzień wcześniej, w sobotę 29 marca gdy to „wesoły” autobus przywiózł nas do Stolicy. Niestety nasze prośby o zakręcenie głównego zaworu z wodą gdzieś tam utknęły w gęstych szarych chmurach i nie zostały rozpatrzone pozytywnie. Tak więc zaplanowany na dzień dzisiejszy udział naszych 6 ekip w sztafecie 5 x 5 na trasie w parku przy Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie odbył się w padającym nieustannie deszczu i chłodzie. W szranki stanęło blisko 100 zespołów,a atmosferę podgrzewały wielkie emocje towarzyszące przez cały czas trwania sztafet, niemal do ostatniej chwili trzymając nas w niepewności o wynik czołowych zespołów, dla których stawką było 1 miejsce.
Po niesamowicie zaciętej rywalizacji pierwsze zespoły dobiegły do mety w niecałe półtorej godziny. Niezwykle zaciętą i pasjonującą walkę zafundowała nam nasza najlepsza sztafeta sponsorowana przez Foto-Art w składzie: Daniel Dulski, Tomasz Kucharczyk, Tomasz Sosnowski, Adam Wałowski i Marcin Świerc.
Niekorzystny wynik walki ze sztafetą Grupa Grembud utrzymywał się przez pierwsze 3 zmiany. Wszyscy liczyliśmy jednak, że dwie ostatnie „pałeczki” (Adam Wałowski i Marcin Świerc) przechylą szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Ostateczne rozstrzygnięcie nastąpiło dopiero na ostatniej zmianie gdzie Marcin Świerc pomknął tak, że ustanowił nowy Rekord Klubu na 5 km, a gdy na ostatniej prostej wyprzedził nawet pilotującego quada wprawiając w zakłopotanie zarówno konkurencję oraz sędziów jak i spikera, który już z przyzwyczajenia wymienił zbliżającego się do mety Marcina jako zawodnika Grembudu.
Na szczęście szybko został poprawiony przez kibicującą rzeszę zawodników METY. Marcin nie dość, że odrobił brakującą różnicę do konkurenta, to dodatkowo dołożył jeszcze 21 sekund przewagi aby tym dobitniej zaakcentować pozostałym sztafetom, że dzisiejszy dzień należy tylko do nas!
Pozostałe składy radziły sobie również na tyle dobrze, że jeszcze dwie z nich znalazły się w pierwszej dziesiątce.
Po wcześniejszej informacji o zwycięstwie naszego kapelana klubu Rafała Gniły w rozegranym również w dniu dzisiejszym półmaratonie w Sobótce z doskonałym wynikiem 01:14:30, była to już druga w tym dniu jakże radosna dla nas chwila! Wygrana naszej sztafety w Warszawie była kolejnym powodem do świętowania na zaplanowanym dziś wieczorem ognisku u Harcerza.
Drugiej sztafecie Mety zabrakło 1 min i 40 sekund do zajęcia trzeciego miejsca. O krok od podium byli: Krystian Wołk, Robert Wiciński, Andrzej Bukowiec, Krzysztof Wróblewski i Jacek Bajda.
Sztafeta wystawiona przez ZARZĄD w składzie: Mirosław Szraucner, Zbigniew Rosiński, Paweł Springwald, Tadeusz Ruta i Krzysztof Szwed po zaciętej walce na finiszu ostatniej zmiany wygrała dosłownie rzutem na taśmę ze sztafetą Art. Profi w dodatku na ich własnym podwórku.
Tutaj też, chociaż walka odbyła się o 6 miejsce, żadna z drużyn nie chciała oddać placu boju walcząc do ostatniego metra. Decydującą okazała się walka pomiędzy Krisem Szwedem, a Sebastianem Cybulą (zwycięzcą tegorocznej edycji „ZIMNARa” w Warszawie). Do drugiego kilometra nieświadomy czającego się za plecami zagrożenia swoim tempem podążałem w miarę spokojnie w stronę mety aż do momentu gdy zobaczyłem machającego rękami w rozpiętej kurtce naszego Prezesa. Pamiętam znamienne zdanie wykrzyczane już za moimi plecami: „Nie daj się Kris, Cybula Cię goni, nie odpuszczaj – on jest młodszy ale tylko chorąży” (?) – znaczy się stopniem, a nie wiekiem. Z pewnością okrzyk ten wprowadził lekki zamęt w szeregach przeciwnika, a dla mnie niespodziewany awans wymusił redukcję biegu na wyższe obroty. Jako, że niestety nic nie ma za darmo w okrzyku tym można było usłyszeć zarówno nutkę pokładanych nadziei jak i wyraźny przekaz w rodzaju: „Masz garba? – Nie – no to masz”. Od tej chwili poczułem się „genetycznie” obciążony zarówno obowiązkiem obrony honoru sztafety zarządu klubu jak i ponurą wizją ewentualnej przegranej. Ostatnia dłuuuuuga prosta okazała się swoistą próbą kto potrafi dłużej biec bez tlenu. Widząc Prezesa wykonującego istne „pajacyki” na kilkanaście metrów przed metą i słysząc doping Mirka przypominającego mi bardziej ryk ochrypłego dzika w zaroślach wiedziałem już, że przegrana nie wchodzi w rachubę. Kontem oka obserwując mojego przeciwnika przez sekundę przemknęła mi przez głowę myśl - jak oni zmierzą kto wygrał jak tak wpadniemy razem na metę? Będą punkty za styl czy co?.
Na szczęście dla mnie na kilka metrów przed metą mój rywal złapał przysłowiowego „koprucha” co wystarczyło jednak aby zrobić o ten jeden krok więcej….
Jak skomentował to później Prezes „ Nie wiedziałem, że zarząd tak szybko potrafi biegać”.
Wyniki sztafet METY:
1. WKB Meta Lubliniec / Foto-Art 1 godz. 26 min 12 sek.
4. WKB Meta Lubliniec / 1 PSK 1.33,08
6. WKB Meta Lubliniec / Zarząd 1.37,25
22. WKB Meta Lubliniec I 1.50,14
23. WKB Meta Lubliniec/PDDz 1.51,02
26. WKB Meta Lubliniec II 1.53,02
ZAKWATEROWANIE
Hotel LEGIA…Cóż, wiele by można pisać na ten temat gdyby nie stara zasada „Jaka cena taki standard”. Dla ludzi jednak takich jak my gdzie niejeden mógłby napisać rozprawę traktującą o „Wyższości komfortu parkietu na hali w Krakowie nad parkietem w Warszawie” to żaden problem. Jedynie Kosa Koselski gdy otworzył drzwi do pokoju wypowiedział znamienne zdanie: „Jak mi ktoś powie jeszcze, że jesteśmy w Warszawie to dostanie po gębie…”
Nikt nie narzekał jednak bo kto by się tam przejmował skrzypiącym łóżkiem (oprócz Mariolki) i faktem, że woda z prysznica pod którym akurat się stoi przestaje lecieć gdy zza ściany dochodzi wyraźny odgłos spuszczanej wody w klozecie… zgodnie zresztą z zasadą naczyń połączonych (oby tylko w tę stronę). Nie było zresztą zbyt wiele czasu nad zastanawianiem się nad prawami fizyki gdyż zaraz trzeba było wyjeżdżać na ognisko.
OGNISKO.
Na umówione miejsce zorganizowanego przez Harcerza ogniska przybyliśmy po pewnym czasie realizując przy okazji kolejny zaplanowany punkt programu czyli Warsaw by night. Z powodu opóźnienia i nienajlepszej pogody nie był to standardowy objazd głównych punktów Stolicy takich jak Starówka, Wilanów czy Łazienki (o Pałacu Kultury i Nauki nie wspomnę) lecz wersja bardziej hardcorowa w stylu „Czy możliwy jest przejazd autokarem przez zatłoczone osiedle mieszkaniowe w Warszawie w sobotę wieczorem?”
Po zwiedzeniu nieznanych i nigdzie niepublikowanych w mediach rejonach stolicy dojechaliśmy do lasu gdzie czekała nas kolejna próba pt. „Zgadnij które to ognisko?”
Ogniska były trzy i po dwóch nieudanych próbach udało się dotrzeć na to właściwe. W zasadzie dla Kosy każde ognisko było tym właściwym gdyż nawet na tym „cudzym” przywitał się z uczestnikami, został poczęstowany po czym przeprosił i poszedł na kolejne.
Harcerz zadbał już o to aby przed zjedzeniem kiełbasy każdy zdobył kilka sprawności harcerskich takich choćby jak: Wskazidroga, Przewodnik, Krajoznawca, Łazik, Włóczęga, Sobieradek Obozowy czy wreszcie Kuchcik.
Pomimo całodziennych opadów deszczu i naszych obaw czy ognisko się odbędzie, Harcerz stanął na głowie aby zakręcić ten kurek z wodą, rozpalić ogień i nas ugościć. Zaangażował niemal całą rodzinę (syn wywijał toporkiem niczym Winnetou tomahawkiem) i znajomych (tu szczególne podziękowania dla Konrada) do pomocy i chociaż ważne sprawy nie pozwoliły mu bawić się z nami to jednak zadbał o to aby było gdzie, i czym, a Prezes z Kosą zadbali aby było co.
Kiełbasa skwierczała na ogniu przyrządzana na różne sposoby. Była wersja na gorąco, na letnio, z nacięciami jak u Mirka rodem z Cepelii, oraz taka na „murzyna”. Pomimo usilnych prób zjedzenia wszystkich kiełbasek w systemie standard – 1 sztuka, duet – 2 sztuki czy rzadziej trio – 3 sztuki zdarzały się również przypadki sekstetów – czyli 6 kawałków na jednym patyku! Zresztą kto by tam komu liczył, tym bardziej Florkowi ;)
Wszystko zagryzane smacznym chlebem ze smalcem przywiezionym przez Yacę – Jacka Stanisławczyka i Lidkę tworzyło swojski klimat ogniska.
Korzystając z rzadkiej możliwości spotkania się w tak dużej oraz życzliwie nastawionej grupy członków klubu zostały uroczyście wręczone kolejne odznaki klubowe za osiągnięcia w dziedzinie sportu oraz pracy na rzecz klubu.
Acha, były jeszcze 60 urodziny Florka Ulfika, któremu następne lata będzie odmierzał otrzymany w prezencie czasomierz. Mamy nadzieję, że będzie on dla niego swoistym „Czasowstrzymywaczem” czego mu z całego serca życzymy.
Gdy ogień przygasł już zupełnie wróciliśmy do hotelu gdzie w podgrupach tematycznych dokończyliśmy rozpoczęte, a nie zamknięte wątki na ognisku. Zbiegiem okoliczności akurat w sąsiedztwie odbywało się wesele, którego goście mieszkali w tym samym hotelu. Od bliższej integracji z weselnikami powstrzymywała nas jedynie wizja zmiany czasu w nocy na letni oraz udział w dniu jutrzejszym w Mistrzostwach Klubu w półmaratonie. Może i dobrze gdyż później mogło by być jak to mawia Mariolka „Ani dresu, ani okresu, ani adresu” ...
START
Rano jakaś cholera łazi od pokoju do pokoju i wali w drzwi wołając „Wstawać lenie!”. Dopiero co kiełbasa się ułożyła na dobry bok w żołądku, a już trzeba wstawać.
Przywitał nas piękny słoneczny poranek jakże odmienny od wczorajszej ponurej pogody.
Wstaliśmy uśmiechnięci i wypoczęci , nasze zadowolone twarze emanowały optymizmem….
Szybko pakujemy się i podjeżdżamy jak najbliżej miejsca startu. Korzystając z chwili czasu idziemy całą grupą na rozpoznanie terenu. Po drodze manifestujemy swoja obecność w Stolicy także w mediach gdy to na Nowym Świecie przechodząc obok ekipy TVN24 Mariolka potyka się o przewód powodując prawdopodobnie zanik fonii lub wizji, a na pewno zapewniając reporterom przerwę w pracy.
Do startu przystąpiła rekordowa liczba zawodników. Wśród rzeszy 2,6 tys. uczestników udaje nam się stanąć na samym przedzie stawki dzięki temu iż start elity znajdował się w innym miejscu. Ubrani w takie same białe koszulki sponsorowane przez PLUS-a byliśmy zdecydowanie wyróżniającą się grupą zawodników na tle wielokolorowego tłumu.
Dzięki temu impreza zyskała same PLUS-y co widoczne jest na wielu zdjęciach zarówno z samego startu jak i zaraz po nim gdzie widoczni są nasi reprezentanci startujący z pierwszej linii. Niesieni zarówno adrenaliną jak i naporem wielkiej masy zawodników trzeba było szybko przebierać nogami aby uniknąć stratowania. Byli i tacy, którzy oprócz przebierania nogami wymachiwali także rękami pędząc niczym ślepy wielbłąd do oazy..
Doskonały występ Marcina Świerca podczas wczorajszych sztafet został doceniony przez organizatorów, którzy przydzielili go do elity biegu. Stanął do rywalizacji w jednym szeregu zarówno z całą krajową czołówką jak i najlepszymi na tym dystansie Kenijczykami. Jego zadaniem w Warszawie - wspólnie ze znanym w Lublińcu olimpijczykiem Michałem Bartoszakiem – było poprowadzenie najlepszej po Wandzie Panfil polskiej maratonki Małgorzaty Sobańskiej na nowy rekord Polski w półmaratonie.
Można powiedzieć, że Marcin swoje zadanie wykonał. Jego wynik 1 godz. 11 min i 44 sek. jest nie tylko nowym rekordem klubu ale i o 1 sek. lepszy od zakładanego czasu. Niestety pani Sobańskiej do rekordu zabrakło 2 sek. Doskonałe rezultaty Marcina Świerca i Adama Wałowskiego (1:14,35) pozwoliły zająć im „zaledwie” 24 i 41 pozycję co wymownie świadczy o tym, że do Warszawy przyjechali ci zawodnicy, którzy marzą jeszcze o Pekinie.
Wśród naszych pań Mistrzynią klubu została Mariola Młynarska 1:37,40, a debiutująca na tym dystansie Diana Gołek zajęła miejsce drugie z wynikiem 1:39,32. Trzecie miejsce zajęła Magdalena Raczyńska z wynikiem 1:59,26.
Ustanowiono oprócz rekordu klubu 18 rekordów życiowych, które świadczą zarówno o szybkiej trasie jak i dobrym przygotowaniu naszych zawodników do sezonu.
Pierwsza 10 mężczyzn oraz wyniki kobiet w Mistrzostwach klubowych w półmaratonie:
m-ce Nazwisko czas netto
1 Świerc Marcin 1:11,44 RK
2 Wałowski Adam 1:14,35 RŻ
3 Wołk Krystian 1:21,58 RŻ
4* Szwed Krzysztof 1:22,34 RŻ
4* Sosnowski Tomasz 1:22,34 RŻ
6 Kucharczyk Tomasz 1:24,29 RŻ
7 Kaczanowski Krystian 1:26,14 RŻ
8 Ruta Tadeusz 1:26,56
9 Springwald Paweł 1:27,02 RŻ
10 Grezel Andrzej 1:27,52 RŻ
1 Młynarska Mariola 1:37,40
2 Gołek Diana 1:39,32 RŻ
3 Raczyńska Magdalena 1:59,26 RŻ
* miejsce czwarte eqzekwo należy także do Tomasza Sosnowskiego, z którym od 10 kilometra biegłem razem i który motywował mnie do walki. Na metę wbiegamy razem trzymając podniesione ręce w górze pozostawiając rozstrzygnięcie zajętego miejsca Prezesowi. O kolejności zdecydowała jednak różnica 1 sekundy w wynikach brutto.
ZAKOŃCZENIE
Najmilszą chwilą dla całej naszej grupy była chwila, gdy po głównej dekoracji zawodników odbyło się na tej samej scenie nagradzanie uczestników Mistrzostw Klubu. Stanowiąc jedną wielką zgraną grupę udowodniliśmy sobie innym, że w jedności tkwi nasza siła. Byliśmy dumni zarówno z naszych zwycięzców i swoich rekordów życiowych ale również z tego, że jesteśmy tutaj razem tak licznie. Marcin zapytany przez kogoś dlaczego wybrał start właśnie tutaj w Warszawie zajmując „zaledwie” 24 miejsce gdy z takim rezultatem mógł swobodnie wygrać inny bieg odpowiedział, że dla niego bardziej liczy się wyjątkowa możliwość pobiegnięcia z samą czołówką nie tylko krajową od wygranej w niejednym mniejszym biegu.
Życzymy Marcinowi aby kiedyś możliwość startu z nim była dla innych formą wyróżnienia.
POWRÓT
W drodze powrotnej czas upływa nam w doskonałych humorach. Do łez rozbawia nas wniosek złożony przez znanego z nietuzinkowych pomysłów Jacka Stanisławczyka dotyczący podziękowania Prezesowi za tak udaną organizację imprezy w imieniu wszystkich biorących w niej udział. Sama szczytna idea nie była jednak powodem naszego rozbawienia lecz wybór praktycznej formy samej realizacji pomysłu. Gdy dla piękniejszej części uczestników całowanie w policzek było czymś zupełnie naturalnym i na miejscu, tak dla zdecydowanej większości męskiej obsady autobusu wizja ocierania się zarostem o zarost Prezesa napotkała zdecydowany opór natury, że tak powiem… estetycznej. W chwilach takich jak te zradzają się tworzone zazwyczaj naprędce „najlepsze” pomysły. Tak też powstała idea ustanowienia Pierścienia Prezesa pełniącego rolę swoistych insygni władzy. Całując w pierścień unikamy fizycznego kontaktu jednocześnie w sposób dostojny okazując swoja wdzięczność ;)
Jako rzecznik prasowy klubu pragnę jednocześnie oficjalnie zdementować powstałe plotki dotyczące faktu pozostawienia na przydrożnym parkingu z torbami jednego z naszych współtowarzyszy podróży Tadeusza R. Faktu tego w żaden sposób nie należy kojarzyć z tzw. „Aferą kiełbasianą” związaną z udaremnioną próbą przemytu pęta kiełbasy ukrytego pod jednym z foteli autobusu. W tej sprawie prowadzone jest oddzielne dochodzenie , którego wyników ze względu na dobro śledztwa na chwile obecną nie ujawniamy. Mogę tylko zdradzić, że mamy parę swoich „typów” w tej aferze, przy której sześciopęt kiełbas Florka ujawniony na ognisku to tylko detal… Skrytożercom kiełbasy mówimy zdecydowane NIE!
Przy okazji tak serdecznej atmosfery panującej w naszych szeregach na prośbę Lidki Zientek i Jacka Stanisławczyka apelujących o wpłacenie dowolnej sumy na rzecz fundacji "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową" zrobiliśmy szybką zbiórkę pieniędzy, które zostaną przeznaczone na leczenie i rehabilitację chorego chłopczyka Milusia – „Małego Żołnierza” walczącego z Neuroblastomą. Nazwa „Mali Żołnierze” zaczerpnięta została z wiersza napisanego przez matkę dziecka chorego na raka pt. The Littlest Soldiers.
Jako duzi żołnierze nie mogliśmy pozostać obojętni na ten apel. Zbieraliśmy tak wprost do czapki ile kto miał bo każdy grosz się liczy. Zebraliśmy dla Emilka 220 zł. Również zebrane pieniądze za płytę ze zdjęciami z naszego wyjazdu Mirek Szraucner (Foto-Art.) obiecał przeznaczyć w całości dla dzieciaka.
Jeżeli chcesz wesprzeć Emilka finansowo w walce z tą chorobą, możesz to uczynić, wpłacając dowolną sumę na konto fundacji "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową". Pieniądze, które zostaną uzbierane na tym koncie fundacja przeznaczy na leczenie
i rehabilitację Emila.
Fundacja "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową"
ul. Świdnicka 53, 50-030 Wrocław, tel./fax +48 71 372 36 09
NIP: 897-14-01-390, REGON 931533690, KRS 0000086210
PKO BP S.A. IV O/Wrocław
21 1020 5242 0000 2802 0127 9512
z dopiskiem "dla Emila Łąki"
PODSUMOWANIE
Był to kolejny wspólny wyjazd naszej klubowej społeczności na dużą imprezę, w ramach której udało nam się zorganizować własne mistrzostwa. Pomysł organizacji mistrzostw klubu właśnie tutaj w Warszawie, okazał się bardzo trafionym wyborem spośród innych złożonych propozycji ich lokalizacji. Nie gwarantowały one jednak takiej oprawy imprezy, całego zaplecza, takich emocji oraz możliwości uczestnictwa w jednym biegu z najlepszymi zawodnikami, nawet gdy większość z nas mogła ich zobaczyć jedynie na podium.
Pozostaje mieć nadzieję, że decyzja ta spotkała się ze zrozumieniem także tych, dla których priorytetem okazały się w tych dniach inne imprezy biegowe. Mamy nadzieję, że równie dobrze się bawili jak my tutaj i na następnych mistrzostwach, które już w czerwcu spotkamy się wszyscy razem.
Podsumowując: impreza na 5 , a dzięki naszym sponsorom i na 5 z PLUSEM!
Z ostatniej chwili!
Dziś rano od Emila i jego Mamy otrzymaliśmy taki list:
Witam!!!
Na wstępie pozdrawiamy wszystkich i dziękujemy za tak miły gest i życzymy również dobrej
formy. Emilek czuje się dobrze. Pomału dochodzimy do siebie. Po przeszczepie niebawem zacznie chodzić bo jeszcze mamy problemy z chodzeniem... pozdrawiam raz jeszcze - Emil z mamą.
Autor: Krzysztof Szwed „KRIS”
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |