2024-03-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Maratonu w Rzymie (Włochy) (czytano: 196 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100032307533328
Decyzja o starcie w maratonie w Rzymie zapadła w lipcu 2023r. Bilet na samolot w LOT kosztował od osoby w obie strony 445 zł. Pakiet startowy zakupiony w lipcu kosztował 69 euro plus dodatkowa opłata serwisowa 5,04 euro. Zarejestrowanie się na biegi we Włoszech jeszcze do niedawna nie było takie proste; należało wykonać konkretne badania lekarskie (krew, mocz, ekg spoczynkowe i wysiłkowe, spirografia), a zaświadczenie od lekarza musiało być przedłożone na specjalnym druku. Wtedy chyba najszybszą i najprostszą drogą do rejestracji w maratonie było zarejestrowanie się także w runcard, co wiązało się oczywiście z opłatą za członkostwo na cały rok. Po otrzymaniu zaświadczenia od lekarza można je było przesłać za pomocą specjalnej aplikacji zainstalowanej w telefonie. Opisywałem to już wcześniej po moim starcie w di Reggio Emilia.
Obecnie istnieje łatwiejsza droga, która nie wymaga tych wszystkich badań, ani żadnych przynależności itp… Można się zapisać deklarując, że jest się zagranicznym amatorem mieszkającym poza granicami Włoch (tzw. niekonkurencyjnym biegaczem) i zrzekając się wszelkich nagród związanych z uczestnictwem w zawodach. Tym samym nie jest się branym pod uwagę w klasyfikacji wyników. Oczywiście figuruje się w oficjalnych statystykach maratonu, otrzymuje się pakiet startowy oraz medal za uczestnictwo itd. Na stronie ENDU służącej do rejestracji na zawody, przez którą następuje rejestracja w zawodach można zakupić dodatkowe świadczenia typu pasta party, udział w imprezie po zawodach, pakiet zdjęć itp. Druk zaświadczenia o zrzeczeniu się nagród jest przesyłany przed zawodami na e-mail. Należy go wypełnić, zeskanować i przesłać jako załącznik na swoim koncie na wspomnianej stronie ENDU. Ale można też zabrać go i okazać na miejscu przed odebraniem pakietu startowego. Wprawdzie na wygenerowanym potwierdzeniu z numerem startowym i kodem QR na czerwono i alarmowo wyświetla się, że dokumentacja jest niekompletna i należy zgłosić się do „sekretariatu”, ale nie należy się tym przejmować, bo można to okazać na spokojnie na miejscu. Na kilka dni przed zawodami nie ma już opcji dołączenia w/w oświadczenia, więc można się zagapić, tak jak ja to zrobiłem 😉
Nie wspomniałem, że maraton w Rzymie był połączony z tygodniowym pobytem w tym mieście i zwiedzaniem go na wszelkie możliwe sposoby. I taki pobyt tam polecam; tak żeby wystarczyło czasu na pozwiedzanie i połażenie po wszystkich możliwych zakamarkach miasta. Mieszkaliśmy z Anią w centrum, niedaleko Watykanu w mieszkaniu udostępnionym przez koleżankę.
Maraton odbywał się w niedzielę, a my do Rzymu dotarliśmy w czwartek. Wylądowaliśmy na lotnisku Fiumicino, z którego najlepiej dotrzeć do centrum miasta, jednym z autobusów. Wychodząc z lotniska, udajemy się w prawo ok. 200 metrów i tam jest nieduży dworzec autobusowy. Bilet można kupić w kasie lub u pracownika wpuszczającego do autobusu. Jednak najtaniej jest kupić bilet przez Internet za 7 euro. Na miejscu jest drożej o 1 euro. Są tam różni przewoźnicy, którzy mają podobne ceny. My jechaliśmy SIT Bus Shuttle. Można też taksówką, ale wiąże się to już z kosztem (stała opłata) 50 euro.
Po dotarciu do mieszkania zostawiliśmy bagaże i rzuciliśmy się w wir zwiedzania. Ale takiego zwiedzania, jakie lubimy; czyli szwendanie się bez konkretnego celu po małych i dużych uliczkach zwiedzając te małe i duże zabytki 😉
A zabytków jest tam wszędzie pełno. Gdzie bym nie spojrzał to jakieś „starocie” 😉
Późnym wieczorem ruch turystyczny w mieście w porównaniu z tym, co dzieje się przez cały dzień bardzo się zmniejsza i wtedy jest jakoś tak spokojniej….przyjemniej…i czas wolniej płynie 😉
Przewodników o Rzymie jest tyle, że nie będę rozpisywał się jakoś szczególnie o tym mieście. Dużo zabytków można zwiedzić za darmo, a na te płatne i bardziej znane proponuję bilety zakupić kilka dni wcześniej przez internet. Wprawdzie te bilety zazwyczaj są droższe o kilka euro (tzw. opłata serwisowa), ale pozwala to ominąć ogromne kolejki, bo podchodzisz do wejścia na konkretną godzinę, którą masz na bilecie i po prostu wchodzisz. Tak jest np. w Muzeach Watykańskich.
Biegacze wraz z osobą towarzyszącą mają dostęp do części muzeów za darmo. Ich wykaz jest podawany w informatorze, który przesyłany jest kilka dni przed zawodami na e-mail.
W piątek udaliśmy się po odbiór pakietu startowego do oddalonego od centrum o ok. 12 km, tj. Palazzo dei Congressi położonego w nowoczesnej dzielnicy Rzymu EUR. Oczywiście jak to my, wybraliśmy się tam pieszo w ramach spaceru po mieście 😉
Po wejściu do budynku podchodzi się do stanowiska potwierdzającego wszystkie formalności m.in. uzupełniając wcześniej wspominane braki, w moim przypadku zrzeczenie się ewentualnych nagród w sytuacji zajęcia wysokiego miejsca w zawodach (mi to raczej nie grozi…;)).
Potem idziemy dalej przez całe Expo wśród różnych wystawców i innych atrakcji po odbiór pakietu startowego. W pakiecie numer startowy, koszulka, plecak, w którym należało złożyć depozyt na zawodach, plastry na stopy (mi na szczęście nie były potrzebne), maść rozgrzewająca, maść chłodząca, żel energetyczny, miód, ciastka, czekoladowy napój proteinowy, próbka płynu do prania sportowych ubrań i magnez w proszku do rozpuszczenia w wodzie. Pokręciliśmy się po Expo, a kiedy zgłodnieliśmy wróciliśmy metrem do centrum. W sobotę wybraliśmy się do Muzeów Watykańskich, gdzie spędziliśmy dużą część dnia, bo jest tam dużo do zwiedzania.
Rzym jest przyjaznym miejscem do kibicowania maratończykom. Specjalnie dla kibiców była dostępna aplikacja do zainstalowania w telefonie służąca to śledzenia swoich faworytów. Jednakże aplikacja może nie być dokładna przy zmiennym tempie biegu, ponieważ prognozuje ona miejsce biegacza na trasie na podstawie jego średniego czasu, w jakim pokonał określony odcinek do punktu pomiarowego (takich punktów na trasie było kilka).
Start maratonu o godz. 8:25 w niedzielę, tzn. o tej godzinie start elity, a następne 4 strefy (A, B, C, D) startowały co 5 minut. Ja byłem przydzielony do strefy B. W broszurze zawodów było napisane, żeby do strefy zawodów udać się do godz. 7:45 i o tej porze dotarliśmy z Anią w okolice Colloseum, bo tam był start i meta zawodów. Od naszego noclegu było to ok. 2 km. Okazało się, że przy wejściach na zamknięty teren zawodów był ogromny tłok i ścisk. Ania w związku z tym stwierdziła, że uda się od razu na trasę żeby mnie tam łapać po starcie, a ja spokojnie stanąłem w kolejce do wejścia. Jak się potem okazało, jeśli nie potrzebowałem zostawiać rzeczy w depozycie (a nie potrzebowałem, bo wszystko miała Ania) mogłem przejść bokiem i wejść już do swojej konkretnej strefy startowej. No cóż… to był mój błąd…
W strefie startowej pomimo tego, że było dużo zawodników nawet nie było bardzo ciasno, ponieważ wszyscy starali się nie wchodzić „jeden drugiemu na plecy” 😉
Tam mała rozgrzewka i start przy głośnej muzyce. Już na starcie zauważyłem, że jest tam wielu biegaczy/biegaczek z Polski. Nadmienić należy, że z maratonem startowała również sztafeta maratońska. Był jeszcze bieg na 5 km, ale startował o innej godzinie.
W związku z tym, że nie biegałem na dystansie maratonu od listopada 2023r. nie bardzo wiedziałem, jak mi się te zawody „ułożą”. Dodatkowo trasa nie należy do łatwych, ze względu na dużą ilość zbiegów i podbiegów. Postanowiłem, że będę starał się utrzymywać tempo pomiędzy 5:00 a 5:30 min./km. Wiem, że to duży „rozstrzał”, ale ze względu na nierówną trasę, nie da się utrzymać tam stałego tempa . Przynajmniej z moimi możliwościami. Jak się okazało, założenie to udało mi się utrzymać do 24 kilometra, bo niestety potem zacząłem już opadać z sił i tempo trochę spadło. Jak już wspomniałem, start i meta miały miejsce w bardzo malowniczym miejscu, jakim są okolice Colloseum. Dzięki temu klimat był naprawdę wyjątkowy. W ogóle cała trasa zawodów to jedno wielkie zwiedzanie Rzymu (trasa zawodów w galerii zdjęć). Dużo biegło się nad rzeką, co tworzyło fajny klimat. Ponadto przebiegało się 6 razy mostami przez rzekę. Główne zabytki i ciekawe miejsca, jakie mijaliśmy na trasie to: Colosseum, Terme Di Caracalla, Basilica Di San Paolo, Piramide Cestia, Circo Massimo, Isola Tiberina, Basilica Papale Di San Pietro, Castel Sant’Angelo, Foro Italico, Ponte Milvio, Auditorium Parco Della Musica, Pizza Del Popolo, Pizza Di Spagna.
Oprócz trasy przy Colloseum najbardziej wyjątkowym jest moment biegu Via Della Conciliazone z widokiem na Placu Świętego Piotra.
Ania jak zwykle dobrze ogarnęła trasę i kibicowanie, i co kilka kilometrów mogłem słyszeć i widzieć jej kibicowanie.
Jeśli chodzi o kibiców, to było ich na całej trasie bardzo dużo, co fajnie mobilizowało podczas biegu. A ostatnie 6 kilometrów, które wiodło przez centrum miasta, to właściwie jeden wielki szpaler kibiców. Minusem tego było to, że czasami przebiegali na drugą stronę ulicy przeszkadzając zawodnikom.
Jeśli chodzi o trasę, to oprócz dużej ilości podbiegów znaczna jej część prowadziła po kostce brukowej, co również nie pomagało… Na szczęście kostka brukowa w Rzymie jest zazwyczaj bardzo równa, więc nie było to aż tak bardzo uciążliwe… 😉
Moje założone tempo, jak już wspomniałem, udało mi się utrzymać do 24 kilometra. Od tego czasu wynosiło od 5:30 do 6:00 min./km. A po 34 kilometrze weszło już powyżej 6:00 min./km. Na szczęście bieg z wcześniejszym, szybszym tempem pozwolił mi ukończyć zawody w czasie poniżej 4 godzin. Na dobicie biegacza, na koniec czekają na maratończyków 2 duże podbiegi na 39 i 41 kilometrze…. To taki biegowy, przysłowiowy gwóźdź do trumny.
Jeśli chodzi o punkty odżywcze na trasie i ich organizacja to wszystko było na 5+. Co kilka kilometrów była woda, izotoniki i owoce, a także gąbki z wodą do chłodzenia. Nie napisałem o tym do tej pory, ale pogoda była słoneczna i było dość ciepło; na starcie było ok. 15 stopni, a z czasem temperatura osiągnęła powyżej 20 stopni, więc te gąbki z wodą wykorzystywałem za każdym razem do chłodzenia, w szczególności głowy.
Po pokonaniu ostatniego, morderczego podbiegu finiszowałem na mecie z czasem 3:58:02. Niestety finisz bez kibiców… Właściwie to chyba jedyna rzecz, którą uważam za słabą na tych zawodach, że wbiega się na metę bez obecności kibiców. Przypuszczam, że ze względów bezpieczeństwa i przez remont, który trwa obecnie w tych okolicach. Ciekawy jestem, czy we wcześniejszych edycjach też tak to wyglądało…
Na mecie woda, izo, owoc…. i dalej już poza strefę zawodników do kibiców.
Pomimo tego dziwnego „pozbawienia” zawodników - kibiców, a kibiców – zawodników oraz mojego niefortunnego wejścia w strefę na starcie, to maraton w Rzymie uważam za jedne z lepszych zawodów, w jakich brałem udział.
Jeśli ktoś zastanawia się nad startem w Rzymie, to niech się nie zastanawia, tylko niech się po prostu zdecyduje. Może to nie jest trasa na życiówki, ale jest to trasa na biegowe zwiedzanie i delektowanie się miastem i jego klimatem oraz czerpaniem ogromnej satysfakcji i siły z energii kibiców. W sumie zwycięzca zawodów pokonał tę trasę w 2:06:24, więc jednak da się tam szybko biegać… Może mocno cisnął na zbiegach, bo jak już się wbiegnie na górkę, to potem jest zazwyczaj z górki 😉
U wielu zawodników zauważyłem, że zarówno na starcie, jak i na mecie pojawiały się w oczach łzy, a to chyba wystarczająco świadczy o klimacie tych zawodów….
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |