2023-10-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dziś są Twoje 36 urodziny (czytano: 3084 razy)
Chyba jeszcze nie teraz. Jeszcze nie mogę. Nie wiem co napisać. Nie mam czasu. Może jutro.
Zbierałem się do pisania tego tekstu od 29 sierpnia. Nie wybaczyłbym sobie gdybym tak samo zbierał się tak do ostatniego spotkania z Tarzim.
5 cze 2023, 10:54
- Jak będziesz w sobotę w domu to wjechałbym na kawku
- Wpadaj :)
10 cze 2023, 22:11
- Eeee panie na kawku i ciastko miałeś wjechać
- wjadę jutro! obiecuję! dzisiaj już mnie czas gonił :( Jak zdrowie?
Wjechałem. Na szczęście. Wypiliśmy kawku i zjedliśmy ciastku. Pooglądałem jego rękę, która wyglądała jakby ktoś ją najpierw rozciął nożem w linii prostej, a później pospinał zszywaczem biurowym. Kilka dni wcześniej Tarzi wywrócił się na rowerze wpadając przednim kołem w szynę tramwajową. Złamanie było na tyle poważne, że trzeba było rękę otworzyć i poskładać kości. Poskładali dobrze i kiedy piliśmy kawku Tomek czuł się już dobrze. Właściwie twierdził, że od momentu złamania nic mu nie dolegało. Mówiliśmy zawsze, że jest niezniszczalny. Koń do wszystkiego. Do roboty, kiedyś do biegania, a ostatnimi czasy do jazdy na rowerze. Co by mu się w życiu nie działo, w jakiejkolwiek nie byłby formie po celebrowaniu jakiegoś święta - wstawał i robił to co miał zrobić.
Poznaliśmy się na forum MaratonyPolskie.PL. W styczniu 2007 roku na "Maratonach" pojawił się przedruk artykułu z dziennika "City Toruń" na temat wschodzącej gwiazdy toruńskich biegów długich. Przeczytałem i parsknąłem śmiechem. 1:20 w półmaratonie, chłopcze... Ale, że miał chłopak 19 lat i w szerszym odbiorze 1:20 to jednak poziom zarezerwowany dla niewielu to ktoś uznał, że bohater jest perspektywiczny. Myślałem stereotypowo. Trzeba przejść długą, juniorską drogę, startować na bieżni, a dopiero w wieku dojrzałym przenieść się na ulicę. A tu dowiaduję się, że nastolatek biega już półmaraton. No nie, tak nie może być. Z perspektywy czasu mam ogromny szacunek do jego drogi sportowej czy innych moich kumpli, którym nie dane było zaznać lekkoatletyki stadionowej w młodym wieku.
Znajomość na forum była początkowo wyłącznie obserwacyjna. W tamtych latach stali forumowicze znali się głównie z wypowiedzi i powstałych kilka miesięcy wcześniej wizytówek. Bohater artykułu Tomek Pokorniecki o nicku "Tarzi" w duecie z Piotrem "Benkiem" Bętkowskim przyprawiali mnie o nadzwyczajny poziom irytacji. Zaczęli się na forum szarogęsić w dodatku w sposób zupełnie bezczelny. Dyskutowali ostro, prześmiewczo, nie ocierając się nawet o sedno sprawy rzeczy ważnych poruszanych w danym wątku. Kiedy Michał Walczewski uruchomił wewnętrzna pocztę, jeden z pierwszych maili jaki dostałem był właśnie od Tarziego:
"Witam Pana. Czy mógłby mi Pan przygotować statystykę dotyczącą Roberta Witta. To rekordzista "Top Crossu" i chciałbym przybliżyć jego sylwetkę"
"Witam Pana". Spadłem z krzesła. Chłopak jednak potrafi być grzeczny, pisać składnie i całkiem ładnie pomyślałem. Później poznałem Benka. Mój ukształtowany przez pryzmat forumowych zadym pogląd zmienił się diametralnie. Kumple. Tak zostało do dzisiaj w przypadku Benka i do 28 sierpnia 2023 w przypadku Tarziego. Nasze sportowe drogi nie krzyżowały się prawie nigdy. Ja startowałem rzadko i podchodziłem do sportu przesadnie poważnie. Oni zupełnie na odwrót. Dla nich impreza biegowa wiązała się zazwyczaj z obydwoma słowami, które wydarzenie to określają. Dzień wcześniej impreza, a później biegowa - turystyka albo rywalizacja w zależności jak mocno magnes danej miejscowości oddziaływał na młodzieńcze umysły. W każdym razie biegali na całkiem wysokim poziomie. Tarzi zanotował niezłe rekordy życiowe m.in. 8:59 na 3000 i 15:39 na 5000m. Samouk idący drogą zupełnie wymykającą się spoza moich sztywnych stereotypów.
Osobiście Tomka poznałem w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Ani ja, ani Tarzi kariery studenckiej nie zrobiliśmy. Tomek nie miałby czego wspominać, bo nie studiował. Ja publicznie wspominać nie powinienem, bo nie ma się czym chwalić. Ale w tejże bibliotece ulokowane było biuro zawodów 30. Maratonu Warszawskiego. Nie wiem co tam robił Tarzi, bo maratonu wówczas nie biegał. Ja biegałem więc odbierałem pakiet startowy. W każdym razie chłopak mniej więcej mojej budowy, z czarnymi jak smoła i gęstymi jak połoniny włosami okazał się bardzo sympatyczny i spontaniczny.
W kolejnych latach mijaliśmy się zazwyczaj, ale zdarzały się przecięcia dróg. W 2015 roku nasze drogi w końcu spotkały się w punkcie CITYTRAIL i zatrzymały na tym samym skrzyżowaniu. Od tego momentu zaczęła się kolorowa, głośna, odjechana i zwariowana podróż ramię w ramię z intensywnością tak dużą, że poznałem "wschodzącą gwiazdę toruńskich biegów długich ad 2007" bardzo dobrze. Czasami obawiałem się, czy nie za dobrze, bo do tamtego momentu moje wybitnie słabe strony znali tylko najbliżsi przyjaciele z dzieciństwa. Ale Tarzi był człowiekiem, który nigdy w te czułe punkty nie uderzał, a wręcz chronił mnie w danych sytuacjach wiedząc, że sam siebie lub ktoś mnie wystawia na strzały, po których będę się długo zbierał.
Te ponad 8 lat temu blask biegowej gwiazdy był już przygaszony. Tarzi skończył z bieganiem jakieś 3 lata wcześniej. Ja dokładnie w 2015 kiedy zaczęliśmy spędzać ze sobą niemal każdy weekend przez pół roku, 2 tygodnie w wakacje, wyjazdy reporterskie z "Maratonów" i czas poza pracą. Jakby to wszystko zliczyć to wspólnego obcowania wychodziło nawet 3 miesiące w ciągu roku.
Braliśmy z tej przyjaźni z garściami, czasami za dużo, czasami na kredyt wystawiając tą relację na próby przeróżnego rodzaju. Ale zawsze ten kredyt spłacaliśmy wzajemną lojalnością i powrotem do rozmów mniej lub bardziej, albo bardzo poważnych. Ludzie, którzy znali Tarziego na cześć, a był ich tabun budowali sobie zupełnie inny obraz człowieka. Wiecznie uśmiechnięty wariat, nieco ekscentryczny, głośny, trochę prostolinijny, nie zawsze ważący słowa. No i miał "siłę starego chłopa". Wyglądał jak silny, stary chłop, którego wizerunek opisał jakiś jutuber w jednym ze znalezionych przez nas, niekoniecznie naznaczonych intelektem filmów. Silny stary chłop miał mieć łysinę, duży piwny brzuch i grube silne palce. Tarzi w ostatnich latach był silnym starym chłopem. W rzeczywistości bardzo młodym. Niezniszczalnym.
Pod zbroją tego uśmiechniętego chłopa był jednak bardzo empatyczny człowiek. Jeszcze głębiej bardzo wrażliwy. Na krzywdę, na naturę, na miłość, na wspomnienia, na muzykę. Widząc silnego chłopa z wiecznie przyklejonym uśmiechem nie wpadłbyś na to, że ten chłop potrafi płakać z emocji związanych z jego własnymi przeżyciami. Widząc chłopa, który wbija wielkim młotem "śledzie" od bramy pneumatycznej nie do końca jesteś w stanie wyobrazić sobie, że może być delikatny. Słysząc jak czasami siermiężnie odnosi się do swoich przyjaciół nie zrozumiesz, że pomoże im w każdej sytuacji, o każdej porze. Że nie będzie spał wiedząc, że dzieje się im krzywda. Słysząc jak wielkiego kalibru głupoty wygaduje, nie jesteś w stanie pojąć, że potrafi mówić mądrze, celnie i bardziej na temat niż najlepszy, wyczulony na niepokojące sygnały psycholog.
Rozmawialiśmy dużo i łapczywie, z sensem i zupełnie bez niego. Wiele cytatów przeszło do naszej prywatnej, zamkniętej w hermetycznym gronie przyjaciół popkultury. Wielu używam do dzisiaj. Niektórych wspólnie z moimi dziećmi. Ktoś kto tego silnego, wcale niestarego chłopa nie znał mógłby być zaskoczony jak świetnie potrafił zajmować się młodymi ludźmi. Bo w tej masce totalnego postrzeleńca potrafił przekazywać młodzieży najlepsze wartości. Nie tłumaczył życia jak kołcze czy zadufani w sobie pseudomędrcy. To wychodziło naturalnie. Gdybym musiał zostawić dziecko na tydzień z Tarzim zrobiłbym to bez mrugnięcia okiem. Wiem, że później używałoby dziwnych zwrotów - krzyczało "meeee", albo mówiło "halooo", ale miałoby na pewno wyższą świadomość właściwych zachowań. Tomek pewnie w niektórych przypadkach byłby w stanie wypełnić luki w procesie wychowawczym, który uprawiam od kilkunastu lat. Był w wielu kwestiach mądrzejszy ode mnie. Nie wiem czy łatał swoje przestrzenie tym co ja miałem lepszego, a u niego szwankowało. Wiem, że ludzi słuchał i czasami wyciągał wnioski. Czasami był to wieloletni proces. Ale słuchał. Uważam, że najlepszy wpływ na tą z pozoru niereformowalną osobowość miał jego najlepszy przyjaciel Piotrek Bętkowski, choć wiem, że Benek się ze mną nie zgodzi. Bardzo liczył się ze zdaniem Piotrka Książkiewicza, powtarzając w różnych sytuacjach, że "Szmajchel to zrobiłby tak i tak, że w tej sytuacji zachowałby się w taki, a nie inny sposób". Był mocno przesiąknięty tym z kim przebywał, a że wiem z kim przebywał to wiem, że było to dobre. Bo przynajmniej w ostatnich latach miał wokół siebie dobrych ludzi. I wiem też, że my, że ja jestem naznaczony tym wszystkim co było w nim najlepsze.
I tego już nie ma.
Wpatruję się w puste okno messengera:
26 sie 2023, 19:51
Tomasz Pokorniecki
Piot lisek, "życiowa forma" jak powiadali w telewizji :)
Nie odpisałem. O tej godzinie w sobotę komentowałem w Łodzi "Bieg Fabrykanta", a w telewizji transmitowali konkurs tyczkarzy na mistrzostwach świata w Budapeszcie. A, że o lekkiej atletyce rozmawialiśmy bardzo często to taką ironiczną w kierunku komentatorów rzucił mi Tomek uwagę. Mogłem odpisać w niedzielę. Ale w poniedziałek już nie. Telefon przestał odpowiadać, a później zamilkł zupełnie. Ja tego nie wiem, bo nie dzwoniłem. Bo wydawało mi się, że o formie Piotra Liska pogadamy jeszcze nie raz. Że będzie czas.
Całe życie obawiałem się, że kiedyś odbiorę telefon z najcięższą treścią z możliwych. Odebrałem 29 sierpnia o 7:50. "Tarzi nie żyje" powiedział Mateusz. Tarzi nie żyje. Te frazesy - to niemożliwe - przestają być po otrzymaniu takiej wiadomości frazesami. Niemożliwe. Tarziego nie ma. Nie ma. Już od 41 dni. A życie toczy się normalnie. U mnie toczy się normalnie. Nie wszyscy sobie poradzili z jego odejściem tak szybko jak ja, jakkolwiek źle to brzmi. W tym roku zniknęły mi dwie bliskie osoby więc brak tej pierwszej być może nauczył mnie sposobu radzenia sobie w innej rzeczywistości. Bez nich. Bez Tomka.
Dopiero gdy zniknął mogę otwarcie przyznać się do emocji, z którymi takiemu staremu chłopu jak ja nie wypadało się obnosić. A nie wypadało mi mówić, że go kocham jak przyjaciela. Tak mi się zdawało, że nie wypada. Bo ktoś kiedyś ustalił jakiś niepisany kodeks tego co wypada, a czego lepiej nie mówić. I ten kodeks każe się wstydzić i lękać wypowiadania tego co tak naprawdę mówić się powinno. Wstyd owszem, ale za to, że w ostatnich dwóch latach uważałem, że z Tarzim nie można się zaprzyjaźnić, bo na dłuższą metę nie potrzebuje ludzi. Tak mi się wydawało i pewnie to wydajemisię nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Tego nie wiem, bo to już rzeczywistość bez niego. Dziś mogę sobie włączyć utwór "Urodziny" Romantyków Lekkich Obyczajów. Bo Tarzi ma urodziny, nie dwudzieste trzecie, ale "liczba jest nadal nieduża"
Bo to on mi dziś nakazał zajrzeć do kalendarza
By zobaczyć ile pękło mi życia
Które on perfekcyjnie oblicza
36 lat. I tyle. I jego kurtka w mojej szafie.
Śpij spokojnie przyjacielu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu michu77 (2023-10-19,08:00): Ładnie napisane :( Admin (2023-10-19,09:42): Piękna historia adamus (2023-10-19,19:05): halooo..... nikram11 (2023-10-20,12:03): Przeczytałem ze wzruszeniem... :( zbyfek (2023-10-22,13:26): NA co zmarł.Pozdrawiam szczupak50 (2023-10-24,21:51): Mam taką refleksję, że dopiero po czyjejś śmierci zdajemy sobie sprawę,że nie mieliśmy wcześniej czasu przedyskutować różnych spraw, zadać pytań, powiedzieć bliskiej osobie ile dla nas znaczy i jakie wywołuje w nas emocje. Piękne pożegnanie.
|