2021-05-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| VII Dziwnowska Liga Biegowa - 4 bieg. Stagnacja, ale do przodu (czytano: 2313 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100057105234592
Niedziela, 9 maja 2021r. - 6,370 km, Dziwnów godzina 10:00.
Dwa tygodnie temu, po starcie na 9,4 km, rozpocząłem następnego dnia przygotowania do biegu na 6,370 km, a tak bardziej do półmaratonu, który ma się odbyć za miesiąc. 6km, 10 km i potem trening wytrzymałościowy do półmaratonu - 14km, 10km, 14km, 14km, 10km. W niedzielę zakończyłem dłuższe bieganie i zacząłem BPS (bezpośrednie przygotowania startowe, jak ktoś nie wie, ale chyba wszyscy wiedzą). Brzmi to profesjonalnie, ale do profesjonalności u mnie jest bardzo daleko. Moje treningi, to taka improwizacja, bez jakiegoś większego planu. Po ostatniej dyszce szósteczka, dzień przerwy, trzy szóstki, przed biegiem dzień przerwy. Wszystkie te treningi biegałem na crossowej trasie T2, w dosyć mocnym jak na mnie tempie. Szóstki - 4:43 - 4:58 min/km, dyszki - 4:57 min/km, 14km - 4:53 - 4:59 min/km. Dyszki były więc wypoczynkowe, a 14-stki starałem się biec szybciej. Nie było miejsca na robienie szybkości, więc nie mogłem się spodziewać dobrego czasu na dystansie nieco ponad 6 km. Chociaż z drugiej strony większa wytrzymałość i bieganie po górkach mogło zaowocować. W tamtym roku pobiegłem w czasie 27:37, więc pomyślałem sobie, jak złamię 28 minut, to będzie bardzo dobrze.
Żywieniowo - makaron z gulaszem przez kilka przedstartowych dni. Może to i nie pomoże, ale i nie zaszkodzi - tak sobie kombinowałem. W nocy przed startem pracowałem. Przyjazd do domu około 8:20, więc już za późno na jedzenie. Musiałem więc zjeść śniadanie w pracy. Zrobiłem sobie kanapki w domu i zjadłem je następnego dnia, popijając herbatą. Było to gdzieś przed szóstą, więc 4 godziny przed biegiem. Tak problem żywieniowy został rozwiązany. W domu byłoby to 1,5 godziny przed biegiem, więc trochę za mało. A jechać bez śniadania nie chciałem, bo trzeba mieć na bieg trochę energii.
W domu byłem według planu - około 8:20. Miało być tego dnia ciepło - powyżej 20 stopni, ale o 8:30 było tylko 13 stopni. Przebrałem się w strój startowy - krótkie spodenki, lekka długa bluzka, koszulka z krótkim rękawem, opaski na uda, cienkie skarpetki. Ponieważ było zimno, to trzeba było oczywiście jeszcze się doubierać - legginsy, drugie skarpetki, bluza dresowa, czapka i na czapkę kask. No bo przecież jechałem jak zwykle rowerem.
Start przed mostem w Dziwnowie, więc droga trochę krótsza niż dwa tygodnie temu, ale około 12 kilometrów jest do przejechania. Wyjazd - 8:42. Starałem się jechać wolno, żeby nie tracić za dużo energii. W końcówce nie skręciłem tam gdzie powinienem,pojechałem trochę za daleko i musiałem się wracać. Budują tyle, że czasem trudno się połapać. Przyjazd - 9:31. Czas przejazdu - 49 minut, więc szybko nie było, ale może mogło być wolniej? Z drugiej strony - czy za bardzo nie przesadzam? Ale wolę przesadzić niż się zarżnąć przed biegiem.
Niewiele czasu przed startem, ale zdążyłem się zapisać, porozmawiać z kolegami i koleżankami. Rozgrzewka jeszcze z rękawiczkami na rękach, legginsami na nogach, czapką z daszkiem na głowie. Tuż przed startem postanawiam pobiec w krótkim rękawie i nie zakładać czapki z daszkiem. Ze względu na pandemię na szyi mam zawsze 1/3 część komina, który mogę założyć na głowę czy na twarz, jakby co.
START
Ruszam jak zwykle szybko i przez krótki czas jestem w czołówce biegu. Biegniemy najpierw polbrukiem pod górkę, potem ze 100 metrów po piasku, jak na plaży, więc jest ciężko. Potem wbiegamy do lasu. Teren jest pofałdowany, więc jest pod górkę i z górki. Zdzisiek i Marcin biegną tuż przede mną. Niestety nie jestem w stanie ich dogonić, chociaż specjalnie nie gonię. Wiem, że są lepsi ode mnie. Ostatnio - o wiele lepsi. Tuż za mną biegnie Waldek. Staram się biec jak najdłuższym krokiem i trzymać się Zdziśka i Marcina. Oddychałem głośno, bo przecież biegłem na 110%. Za mną ciągle Waldek. Ciężko tak ciągnąć kogoś za plecami. Dobiegamy tak do nawrotu, który był tuż przed Międzywodziem.
Zmęczenie narasta. Uważam skręty, bo kiedyś tutaj zabłądziłem. Nie zabłądziłem. Po prawej stronie mijamy tzw Martwą Dziwnę. Zdzisiek i Marcin są jeszcze blisko, ale widzę, że się teraz oddalają ode mnie. Cóż - sił coraz mniej. Waldek biegnie kilka metrów za mną. Mijam kijkarzy, którzy dopiero są na pierwszej połówce trasy. Patrzę na zegarek - 22 minuty. To już tylko kilometr do mety, tak sobie pomyślałem. Czas więc na finisz. Niestety sił było mało, więc tylko nieco wydłużyłem krok, a przynajmniej starałem się to zrobić. Las się skończył, 100 metrów po piachu i już z górki po polbruku. W końcówce starałem się jeszcze wydłużyć krok i przyspieszyć. Nie udało się to najlepiej, ale przynajmniej nikt mnie nie wyprzedził.
META
Patrzę na stoper - czas 28:09:96. Nie złamałem jednak 28 minut, ale było blisko. Waldek, który biegł ciągle za mną, zaskoczył mnie - powiedział, że zabiegałem mu ciągle drogę. Odpowiedziałem, że nie oglądam się do tyłu w trakcie biegu, a wybieram drogę, która wydaje mi się optymalną. Ponieważ jest to bieg w lesie, po nierównej drodze, więc prosto raczej nie da się biegać. Zresztą miejsca na wyprzedzanie było dużo, więc trzeba było wyprzedzić. Organizator zapewnił wodę i ciepłe pączki. Wodę wypiłem, pączka zjadłem.
Czas na powrót. Wyjazd - 10:53. Krótkie spodenki, bluza dresowa i kask bez czapki - taki ubiór, bo jest coraz cieplej. Jak zwykle mierzę czas przejazdu Dziwnów - Kołczewo między znakami tych miejscowości. Wyszło 29:43, o wiele szybciej niż dwa tygodnie temu (32:28). Przyjazd - 11:27. Czas przejazdu - 34 minuty, szybciej o 4 minuty niż dwa tygodnie temu.
Przed wyjazdem zważyłem się - 76,0 kg. Po przyjeździe zważyłem się też - 75,3 kg, więc na tej wyprawie straciłem prawie kilogram. Temperatura po przyjeździe - 21 stopni, więc naprawdę było ciepło.
Pod wieczór organizator przedstawił wyniki biegu. Czołówka biegu:
1. Łukasz Szymański 23:40
2. Arkadiusz Borysiuk 24:28
3. Paweł Sroka 25:36
4. Piotr Stępień 26:18
5. Marcin Zych 26:56
6. Zdzisław Kowalski 27:26
7. Jarosław Kosoń 28:10
8. Waldemar Brząkała 28:12
9. Igor Dąbkowski 28:16
10. Dariusz Bojzan 28:16
11. Weronika Bysiak 28:23
12. Andrzej Woliński 28:31
13. Grzegorz Stępniak 29:16
14. Dorota Kowalska 29:25
15. Piotr Judkiewicz 29:36
16. Emilia Wolińska 29:43
Wystartowało 48 osób. Jeśli wierzyć dystansom podanym przez organizatora, to trzy biegi - 6,680km, 9,400km i 6,370km przebiegłem w takim samym tempie - 4:25 min/km. Zdzisiek dzisiaj pobiegł słabiej, więc strata do niego jest mniejsza niż ostatnio. Z kolei Waldek pobiegł o wiele lepiej niż dwa tygodnie temu. Tak to się wszystko tasuje. W niedalekiej odległości za mną, przybiegło aż pięciu biegaczy. Gonili mnie - nie dogonili. Nie oglądałem się do tyłu, więc ich nie widziałem.
Podsumowując - stagnacja, ale do przodu.
link - strona Dziwnowskiej Ligi Biegowej
zdjęcie - organizator. Po biegu
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |