2019-12-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zimowa Liga Biegowa Wolin - bieg 2. Nieudana pogoń, udana ucieczka (czytano: 1425 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://wolinska-liga.pl/
Zimowa Liga Biegowa dużo namieszała w moim treningu. Sezon startowy przedłużył się o tydzień (z 11 listopada na 17 listopada), krótkie roztrenowanie z szybkimi szóstkami co drugi dzień i cotygodniowym sprawdzianem na 5 km, grudzień z szybkimi szóstkami, ale już częściej, i także cotygodniowym sprawdzianem na 5 km. Starałem się też w miarę możliwości jak najwięcej biegać po trasie crossowej. Wyniki sprawdzianów na 5 km: 23.11 - 21:18, 29.11 - 21:38, 7.12 - 21:25. Te wyniki pokazują, że roztrenowałem się (3.11 - 20:59, 8.11 - 20:31). Forma więc powinna być gorsza niż na 1 biegu ZLB. Zamierzałem jednak walczyć. Początek miał być spokojny, później miałem przyspieszyć, a przynajmniej nie zwalniać. Najlepiej gdybym miał z kim rywalizować, bo to zawsze łatwiej.
Tydzień przedstartowy - 7 grudnia sprawdzian na 5 km - 21:25, szybkie 3 szóstki na trasie crossowej, szybkie 2 szóstki i 1 wolniejsza (dzień przed startem) po szosie. Gdyby nie było mokro, to bym wszystkie biegi zrobił po crossie.
Nockę miałem pracującą. Przyjechałem do domu po ósmej. Ważenie - 76,2 kg, więc waga idzie do góry. Tak sobie później pomyślałem - może to i dobrze. Będę w zimie biegał z większym obciążeniem, a na wiosnę zredukuję wagę gdzieś poniżej 75 kg. Śniadanie - 4 kromki chleba z masłem i miodem, herbata z cukrem i cytryną. Trochę snu i czas było pomyśleć o biegu. Miało padać, więc postanowiłem założyć buty zimowe, a ubrać się już na bieg. Pakowanie - buty biegowe, skarpetki, mała butelka wody, agrafki. Ubranie - legginsy NB (mają tylną kieszeń do której zamierzałem włożyć kartę biegową), cienka koszulka z długim rękawem, bluza biegowa, czapka, rękawiczki. Tak ostatnio trenuję i tak miałem pobiec. Góra trochę za ciepła (przewidywana temperatura 5 stopni, a przy 3 stopniach w tym ubiorze było mi za ciepło), ale nie chciałem marznąć na rozgrzewce i przed biegiem.
Wyjazd o 11 samochodem Marka. Miałem jeszcze trochę nerwówki, bo gdzieś zapodział się mój zegarek. Miałem go na stole, a potem znikł. Okazało się, że schowałem go razem z pościelą. Telefonu nie brałem. Jeszcze kurtka przeciwdeszczowa i przed 11 wyszedłem z domu. Żona też wyszła potrenować marszobieg z kijkami. Nie jest zwolenniczką zawodów. Zaczęło padać, jak było w prognozie. Kilka minut i już jestem na miejscu spotkania z kolegą. Wsiedliśmy i pojechaliśmy w trójkę, bo jeszcze dołączył do nas kolega Marka - kijkarz. Szybko dojechaliśmy do Wolina. Deszcz padał coraz mocniej. Po drodze nasłuchałem się jakie mają problemy kijkarze. Dobrze idziesz czy niedobrze - to ich największy problem. Może dlatego się w to nie bawię? Za to biegać można w każdym stylu i nikt nikogo nie zdyskwalifikuje.
Dojechaliśmy na start przy plaży. Padało, wiało, a my poszliśmy się zarejestrować. Dobrze, że miałem kurtkę z kapturem. Zapisałem się, otrzymałem numer startowy 108 (nie trzeba było kieszonki na kartę startową) i bandanę w prezencie (fajny niebieski kolor z wydrukowaną nazwą cyklu biegowego). Numer był papierowy i gdyby padało to nie utrzymał by się na ubraniu. Przypiąłem go więc dużą liczbą agrafek, może się jakoś utrzyma. Na szczęście nie padało i nie sprawdziłem czy to coś pomogło czy nie. Jeszcze chwila czekania w samochodzie, przebrałem buty i wyszedłem na krótką rozgrzewkę. Przestało na szczęście padać, chociaż wiał zimny wiatr. Krótka rozgrzewka i...
START
Ruszam spokojnie, chociaż gdzieś w czołówce. Żebym się nie przegrzał, od razu wykładam na wierzch koszulkę i bluzę, a później podwijam koszulkę. Skręt w lewo, ale prowadzący bieg skręcił w prawo. Na mgnienie sekundy chciałem pobiec za nim. Tak chyba przejawia się instynkt stadny - biec za prowadzącym. Już kilka razy tego doświadczyłem. Tym razem biegniemy nie prosto, tylko skręcamy szybko w prawo. Tam gdzie poprzednio biegliśmy z górki, teraz biegniemy pod górkę. Podbiegam spokojnie. Na końcu podbiegu jestem na 7 miejscu, a przede mną biegnie dziewczyna. Jest mokro, ale nie ślisko. Biegniemy drogą o tysiącu kałużach w kierunku cmentarza. Odległość od dziewczyny nie zmienia się, jakieś kilkanaście metrów, no może troszkę więcej. Za mną blisko biegnie ktoś, ale nie oglądam się do tyłu. Dobiegam do cmentarza, zakręt w lewo i znowu trochę pod górkę. Dalej gonię dziewczynę, ale jakoś się nie zbliżam do niej. Czołówka już jest daleko z przodu, chociaż widzę ich, bo biegniemy po otwartym terenie. Skręcamy znowu w lewo, potem w prawo, potem w lewo i dobiegamy prawie do Dziwny. Tutaj prawie doganiam dziewczynę i jestem tylko kilka metrów za nią. Jeszcze skręt w lewo i już prosta do mety. Ta prosta nie była taka prosta. Lekkie nachylenie drogi, mokro, kałuże i czuję, że tracę przyczepność. Szkoda, że nie wziąłem butów crossowych, ale je oszczędzam, bo się rozklejają. Zwolniłem, żeby się nie wyglebić. Biegłem ostrożnie, no i dziewczyna znowu mi odskoczyła. Potem mimo lepszej drogi nie udało mi się przyspieszyć. Jeszcze ostatni skręt w prawo i dobieg do mety. Jakoś nie zafiniszowałem mocno, więc nie jestem zadowolony z końcówki.
META
Czas - 21:39, dystans - niepełne 5 km (ile dokładnie - któż to wie, organizator podał, że było 4,978 km). 7 miejsce na 41 startujących (23 kobiety i 18 mężczyzn). Rzadko się zdarza, żeby na biegu było więcej kobiet niż mężczyzn. Poprzednim razem też tak było, czyli kobiety górą. Zmęczony nie byłem za bardzo, ale zdałem sobie sprawę jaki jeszcze jestem słaby.
Nie miałem co robić, więc wróciłem się na trasę, żeby spotkać Marka. Biegliśmy tak sobie z Przemkiem, który z kolei wybiegł naprzeciw córce. Dotruchtałem tak do Marka i razem z nim potruchtałem na metę. Teraz czas na posiłek. Najpierw pączek, później barszcz z uszkami, a na koniec pieczona kiełbaska na ogniu. Coś ta kiełbaska mi się za bardzo zwęgliła, ale i tak ją zjadłem. Łakomstwo to moja druga natura :)
Jeszcze rozdanie nagród. Za pierwsze miejsca w biegach i kijkach była choinka i Marek oczywiście takową choinkę dostał. Jeszcze były medale dla trzech pierwszych. Dekoracje się odbyły, pamiątkowe zdjęcie i powrót do domu. Byłem tu przed drugą. Kąpiel, obiad - makaron z gulaszem i chwila odpoczynku. Jeszcze pooglądałem skoki narciarskie i trzeba było się znowu szykować do pracy. Takie życie.
Podsumowując - brakuje mi wytrzymałości i siły, ale dalej będę biegał szóstki, aż do 19 stycznia 2020 roku, kiedy to odbędzie się 3 bieg ZLB. A może trochę dyszek?
Czołówka biegu:
1. Łukasz Szymański 18:53
2. Przemysław Troszczyński 19:34
3. Dawid Majewski 19:45
4. Bartłomiej Musiał 20:08
5. Mariusz Mojżyszek 20:17
6. Małgorzata Krynicka - Grzyb 21:30
7. Jarosław Kosoń 21:39
8. Jarosław Chadaś 22:06
9. Magdalena Krynicka 23:28
10. Anna Guster 23:40
Tą dziewczyną którą goniłem była Gosia. W Świerznie ze mną wygrała, w 1 biegu ZLB przegrała. Jesteśmy skazani na siebie ostatnio:) 9 sekund wydaje się niewiele, ale jest to bardzo dużo, jak się nie da odrobić. Za mną przybiegł Jarek, który w 1 biegu ZLB przybiegł tuż przede mną. Więc nieudana pogoń połączyła się z udaną ucieczką. Taka jest przewrotność losu biegacza.
Pięciu mężczyzn z tej dziesiątki przebiegło dwa biegi i tak wygląda nieoficjalna klasyfikacja ZLB czołówki:
1 Troszczyński Przemysław 30:59
2 Majewski Dawid 31:06
3 Musiał Bartłomiej 31:36
4 Kosoń Jarosław 33:47
5 Chadaś Jarosław 34:10
Z pierwszą trójką jestem bez szans. Pierwsza szóstka w klasyfikacji jest mało prawdopodobna, bo jeszcze dużo biegów i dużo dobrych biegaczy.
Link - strona internetowa Zimowej Ligi Biegowej Wolin
Zdjęcie - organizator. Było już blisko, ale zrobiło się ślisko :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |